[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Pan Tomasz wciągnął w płuca haust powietrza.
 Kucharz i jego pomocnik często wychodzili do miasta po zakupy  powiedział. 
Skoro car spieniężał po cichu niektóre klejnoty, żeby zdobyć środki na utrzymanie rodziny i
dworu, mogli być pośrednikami.
 Pośrednikami w zakupie żywności. Ale ludziom, którzy mają kontakty z czarnym
rynkiem nie powierza się ukrycia klejnotów. Zwłaszcza jeśli je wcześniej sprzedawali. Nie
mam do nich żadnych zastrzeżeń, byli to ludzie zapewne uczciwi i odważni, skoro kuchcik
pozostał przy rodzinie niemal do samego końca, a kucharz Charitonow zginął w piwnicy
domu Ipatjewa razem z carem, ale tak się po prostu nie robi. Skreślamy  zdecydował
Michaił.
 Kto jeszcze?
 Dama dworu hrabina Buxhevden. Wierna przyjaciółka carycy, ale koszmarna
plotkara. Udało jej się przeżyć, ale w wydanych po drugiej wojnie światowej pamiętnikach
nie pisnęła słowem o klejnotach. Gdyby wiedziała, nie omieszkałaby się pochwalić.
 Hm, może była zaprzysiężona?  zagadnąłem.
 Widzisz, Pawle  odezwał się Michaił  nie powierza się sekretów plotkarzom.
Nawet zaprzysiężonym.
 Skreślamy  Pan Samochodzik energicznie kiwnął głową.
 Służąca Anna Demidowa, osobista pokojówka carycy. Zginęła w Jekaterynburgu.
Jej nie możemy skreślić. Generał Tatiszczew i książę Dołgorukow. Obaj zamordowani przez
bolszewików. Bliscy przyjaciele cara. Wysoce podejrzani.
 Lista powiększa się  mruknąłem.
 Następnie nauczyciele Stanley Gibbes i Pierre Gillard. Przeżyli, ale nie zająknęli się
ani słowem na temat klejnotów. Gillard spisał wspomnienia, a był z rodziną carską prawie do
końca. Napisał o tym, że zaszywano przy nim brylanty w ubrania. Nie wspomniał jednak nic
o pozostałych klejnotach. Albo nie wiedział, albo nie przyznał się  stwierdził Michaił.
 Kto jeszcze został?  spytałem.
 Pozostają dwaj lokaje: staruszek Czemodurow i młodszy Trupp.
 Mam nadzieję, że to już wszyscy?  zaniepokoiłem się. Pokręcił głową.
 Hrabia Hendriks, mistrz ceremonii. Opiekował się też klejnotami koronnymi.
Towarzyszyła mu żona. Kamerdyner carycy Wołków, dama dworu Anna Schneider, wuj
kuchcika  kamerdyner księżniczek Siedniew. Był jeszcze marynarz cesarskiego jachtu,
Nagorny. Opiekował się carewiczem. Wszyscy byli obecni w Tobolsku.
 Piętnaście osób  mruknąłem.  Sporo.
 W pięć dni możemy sprawdzić, jeśli się pośpieszymy...  zaczął Michaił.
Kiwnąłem głową.
 Roboty będzie od metra  zauważyłem.  No cóż, trzeba się za to brać. Czy jesteście
pewni, że nikogo nie pominęliście?
 Nie jesteśmy pewni i w tym właśnie problem  powiedział Pan Samochodzik.  Co
gorsza, nie mamy księgi lokatorów domu Korniłowa. Nie wiemy też, kto z naszej listy miał
krewnych w mieście. Wydaje się, że tylko stary lokaj.
 A skąd będziemy wiedzieć, gdzie mieszkali ich krewni?  zapytałem
nieoczekiwanie.
Zamilkli i wpatrywali się we mnie osłupiałym wzrokiem. Michaił zaklął, po czym z
wściekłością kopnął pustą puszkę po piwie. Poleciała przez całą długość pomieszczenia.
Zdjąłem z ognia garnek i rozlałem jego zawartość do talerzy. Michaił uspokoił się.
 Trzeba dotrzeć do księgi meldunkowej  powiedział Pan Samochodzik spokojnie.
 Sądzi pan, szefie, że mogą ją gdzieś jeszcze przechowywać?
 W Związku Radzieckim przechowywano wszystko, co tylko mogło się przydać. A
tu nie było wojny. Archiwa ocalały, trzeba tylko do nich dotrzeć. Myślę, że księgi
meldunkowe znajdziemy w archiwum miejskim. Któryś z nas będzie musiał się tam wybrać i
sprawdzić.
Michaił popatrzył uważnie na pana Tomasza.
 Czy wygląda pan na mołdawskiego historyka?  zapytał.
 Co proszę?  zdziwił się szef.
Michaił działał jednak jak w transie. Z kontenerka wydobył plik dokumentów.
Kartkował je przez chwilę.
 Mam paszport mołdawski in blanco.
 Sam paszport nie wystarczy  zauważył szef.
 Zjedzmy  powiedział Michaił.  A potem pomyślimy.
Danie było naprawdę niezłe, choć trzeba je było odrobinę dosolić. Po kolacji nasz
przyjaciel rozłożył zestaw fotograficzny i sfotografował szefa. Przez dobrą godzinę coś
cudował z drukarką i komputerem. Wreszcie wyszedł z pokoju.
 Proszę  wręczył panu Tomaszowi paszport.  Jest pan teraz Nicolae Frigitescu,
profesor uniwersytetu w Kiszyniowie.
 O, to tam jest uniwersytet?  zdziwił się pan Tomasz.
 Nie wiem, ale trzeba zaryzykować. Tu jest pismo od rektora uniwersytetu w
Kiszyniowie do dyrekcji tobolskiego archiwum miejskiego z prośbą o udostępnienie panu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •