[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Jeśli nie zostawiłeś dla mnie przynajmniej jednego
kubka, wyleję cię z roboty, Pete.
- Wystarczy dla wszystkich - zapewnił Walker.
Wręczył jej kubek, potem wyjął z worka świe\e owoce
i papierową torbę z resztkami biszkoptów. Ciasteczka wcią\
były tak świe\e, \e zostawiały ciemne tłuste plamy na brązowej
torbie.
- Zapomniałem o galaretce - za\artował Walker. - Mam
nadzieję, \e mi to darujecie.
Potem zaczekał, a\ agenci pochłoną biszkopty i owoce.
Gdy popijali po drugim kubku kawy, Peel zaczęła sprawiać
wra\enie gotowej do rozmowy.
- Od jak dawna interesujecie się rodziną Montegeau? -
spytał Walker.
Farnsworth spojrzał na Peel. Wbiła wzrok w swoją kawę,
a potem zerknęła na człowieka, który poruszał się jak mgła
po pełnym zasadzek terenie.
- Wypieranie się tego byłoby czystą głupotą - zaczęła
ostro\nie. - Posłuchaj, Walker. Sprawdziliśmy cię. Kilku
mieszkańców tych okolic twierdzi, \e potrafisz być uparty.
Byłabym ci wdzięczna, gdybyś nasze sprawy zachował tylko
do swojej wiadomości.
Walker się nie odezwał. Przez cały czas nie odrywał
wzroku od Peel. Dopiero teraz w jego oczach zaczynały pojawiać
się przebłyski głębokiego, wyjątkowo głębokiego
błękitu.
- Podobno potrafisz równie\ dotrzymać umowy - ciągnęła,
ale właściwie nie było to pytanie.
Walker przytaknął.
Wysączyła resztki kawy ze swojego kubka i mocno się
zastanawiała, ile kart mo\e wyło\yć na stół. Do jasnej cholery,
na pewno nie wszystkie. Nigdy w \yciu nie spotkała
April Joy, sporo jednak o niej słyszała. Mądry człowiek nie
wchodzi takiej damie w drogę.
- Nikt nie wspomniał, \e robisz taką dobrą mochajava -
powiedziała.
Uśmiechnął się niemal nieśmiało.
- Dziękuję, psze pani.
- Bo\e - mruknęła. - Idę o zakład, \e na świecie jest
mnóstwo ludzi, którzy wierzą ci, gdy tylko się uśmiechniesz.
- Tak jest, psze pani. Mam nadzieję, \e to prawda.
- Daruj sobie odzywkę  psze pani". Tam, skąd pochodzę,
zwracamy się do kogoś  psze pani",  psze pana" tylko
wtedy, gdy próbujemy pociągnąć go za łańcuch. Próbujesz
pociągnąć mnie za łańcuch?
Walker spojrzał w jej przejrzyste, brązowe oczy. Uznał,
\e Peel jest tak twarda i inteligentna, jak twierdzi jej partner.
- Tam, skąd pochodzę, nikt nie pociąga za łańcuch, do
którego uwiązany jest zły pies.
Farnsworth niemal zakrztusił się kawą.
Peel roześmiała się.
- Dogadamy się, Walker. Tak ludzie na ciebie mówią,
Strona 152
Elizabeth Lowell - Rubinowe bagna
prawda? Walker, nie Owen.
- Taak. Mój ojciec miał na imię Owen. Nigdy nie chciałem
być juniorem ani Owenkiem. Nie reagowałem na \adne
z tych imion, \eby nie wiem ile razy tak mnie wołano.
W końcu wszyscy zgodziliśmy się na Walkera.
Bezwiednie podrapała jedno z wielu ukąszeń, których się
nabawiła, śpiąc na ziemi.
- Twardy z ciebie facet, co?
- Raczej uparty - przyznał Walker z beztroską. - Dlatego
dopóty będę powtarzał swoje pytanie, dopóki nie otrzy-
mam odpowiedzi. Dlaczego interesuje was rodzina Montegeau?
Peel bacznie mu się przyjrzała znad brzegu kubka, próbując
dociec, jak dalece mo\e mu zaufać.
- Co wiesz o mafii?
- Rodzimej? Cholernie mało.
Peel obserwowała go spod przymru\onych powiek. Potem
spojrzała na Farnswortha. Wzruszył ramionami, w końcu
kiwnął głową.
- Mam propozycję, Walker. Nie zdradzę poufnych informacji,
ale wyjawię ci coś, czego mógłbyś się dowiedzieć,
gdybyś dość długo przeglądał podawane oficjalnie wiadomości
i próbował wszystko poukładać w jedną całość. Co ty
na to?
- Oficjalne informacje to zawsze dobry początek - przyznał
Walker. - Ka\dy ma do nich dostęp.
- No właśnie - przyznała. - Na przykład, gdybyś włączył
komputer i zaczął sprawdzać podatki od nieruchomości
oraz stanowe rejestry, odkryłbyś, \e twój gospodarz, Davis
Montegeau, jest współudziałowcem korporacji z New Jersey,
zajmującej się handlem ziemią. Firma ta nosi nazwę Angelini
Construction, a jej kwatera główna mieści się w Newark.
Gdybyś z kolei pogrzebał w aktach New Jersey, dowiedziałbyś
się, \e właścicielem Angelini Construction jest Salvatore
Angel, z domu Angelini. Sal Angel, jak woli, by go nazywano,
jest capo jednej z najbardziej agresywnych rodzin
przestępczych na Wschodnim Wybrze\u.
- Davis i Sal Angel są partnerami? - spytał Walker.
-sRazem handlują nieruchomościami - uściślił Farnsworth.
- Na ulicy mo\e nazwano by ich nawet wspólnikami
w działalności przestępczej.
Walker burknął.
- Mów dalej.
- Na razie niewiele więcej wiemy - odparła Peel. - Próbujemy
wytoczyć Salowi Angelowi sprawę o oszustwo. Mamy
świadomość, \e macza palce w hazardzie, prostytucji
i oszustwach ubezpieczeniowych. Robi to od lat. Teraz próbuje
rozpocząć legalną działalność, która umo\liwiłaby mu
pranie brudnych pieniędzy.
- Uwa\acie, \e inwestuje je w ziemię?
- Wiemy, \e tak jest. Jesteśmy pewni, jak tego, \e za kilka
minut wzejdzie słońce - powiedziała Peel, zerkając na
wschód. - Ale ta pewność wcale nie oznacza, \e potrafilibyśmy
udowodnić mu cokolwiek przed sądem.
Walker zastanawiał się, czy agenci wiedzą, \e na Faith
napadł młody kryminalista o nazwisku Buddy Angel. Kiedy
rozwa\ał wszelkie wnioski wynikające z faktu, czy FBI
o tym wie czy nie, nieopodal z charakterystycznym sobie
odwiecznym wdziękiem przeleciała ogromna czapla. Obdarzony
długą szyją ptak wylądował na skraju słonawego rozlewiska
i natychmiast znieruchomiał, jakby pozował do
rzezby noszącej tytuł  cierpliwość". Zwit skąpał czaplę
w ró\nych odcieniach koloru ró\owego, pomarańczowego
i złotego.
- Rodzina Montegeau ma kłopoty - podsumował Walker.
- Jak du\e?
- Davis Montegeau uwa\a się za osobę wa\ną i wpływową
- powiedziała Peel. - Ale są to tylko jego pobo\ne \yczenia.
Jest jedynie figurantem potrzebnym przy zawieraniu
Strona 153
Elizabeth Lowell - Rubinowe bagna
transakcji. Jedną z nich przeprowadził dla Sala i jeszcze jednego
kryminalisty, człowieka o nazwisku Joe Donatello.
Jednak sprawa ta spaliła na panewce, a Sal i Joe stracili po
ćwierć miliona ka\dy. Stać ich na to, nie mogą sobie jednak
pozwolić, by zaczęto uwa\ać ich za głupców. Podejrzewamy,
\e będą chcieli wyrównać porachunki z Davisem. Gdyby
do tego doszło, chcemy być blisko.
- Po co?
- Davis nie nale\y do twardzieli. To stary pijak. Kiedy
Sal i Joe zabiorą się za łamanie kości, mamy nadzieję, \e
Davis się przestraszy i nam pomo\e.
Peel zerknęła na termos. Walker nalał jej ostatnie dwa łyki.
- A jeśli dopisze nam szczęście, mo\e uda nam się złapać
opryszka, któremu Sal i Joe ka\ą rozprawić się z Davisem
- ciągnęła Peel. - Gdyby nam się to udało i gdyby ten
człowiek zechciał z nami współpracować, przynajmniej coś
byśmy mieli. Na razie mo\emy się jedynie poszczycić kilkoma
setkami ukąszeń.
Podała swój kubek Farnsworthowi, który wypił ostatni
łyk. Walker polubił ją za to, ale wcią\ nie do końca jej ufał.
- Czy w restauracji śledziliście Mel czy Faith? - spytał
od niechcenia.
- Mel.
Walker zrobił pokerową minę. Nawet nie mrugnął okiem,
słysząc jawne kłamstwo.
- Czy jest o coś podejrzana?
- Myśleliśmy, \e staruszek wykorzystuje ją jako kuriera
zwracającego pieniądze lichwiarzom. - Peel wzruszyła ramionami.
- Pewnie tego nie robi. Przynajmniej nie robiła tego
wczoraj wieczorem.
Walker uśmiechnął się ponuro.
- Przypuszczam, \e Davis nie zwraca nikomu \adnych
pieniędzy. Sądząc po stanie jego rezydencji, nie stać go nawet
na znaczek pocztowy, a tym bardziej na usługi kurierskie.
- Masz rację - przyznał Farnsworth. - Montegeau jest
bliski bankructwa. Jego prawnik przygotowuje ju\ odpowiednie
papiery.
- Czy Davis myśli, \e ogłoszenie bankructwa uchroni go
przed mafią? - spytał Walker.
- Wierzy w cuda - podsumowała Peel - które bez przerwy
mu się zdarzają. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •