[ Pobierz całość w formacie PDF ]

regułą. Znał osobiście sześciu ostatnich prezydentów, a premierzy
kilku europejskich krajów nazywali go swoim przyjacielem. I taki
człowiek miałby być zdrajcą?
Nie, to chyba niemożliwe. I gdyby chodziło tylko o nią, te
wątpliwości przerodziłyby się w pewność. Jednak tu chodzi o jej
dziecko, maleńką istotkę, jeszcze niezauważalną dla innych ludzi,
ale nie dla niej. Ona już czuła jej obecność. Jej piersi stały się tak
wrażliwe, że bez przerwy była ich świadoma. Tak samo zwiększyła
się wrażliwość jej łona, już lekko obrzmiałego. Tam, w środku,
rozwijało się nowe życie.
Dziecko Zane'a.
A więc zrobi wszystko, podejmie najbardziej drastyczne kroki, byle
tylko jej dziecko było bezpieczne. Znajdzie miejsce, w którym
będzie mogła zapewnić sobie opiekę dobrego lekarza, zmieni
nazwisko, wyrobi nowe prawo jazdy i nową kartę ubezpieczeniową.
Nie bardzo wiedziała, jak to zrobi, ale przecież nigdzie nie brakuje
podejrzanych typków... na pewno pomogą jej rozwiązać takie
problemy. No i trzeba będzie poszukać sobie jakiejś pracy. Bez
sensu jest przecież żyć tylko z tych pieniędzy, które się ma i czekać,
93
aż się wyda ostatniego centa. Trzeba pracować, zarobić na dach nad
głową i jedzenie, dla siebie i dla dziecka. A Barrie studiowała sztuki
piękne i historię, mogłaby uczyć obu tych przedmiotów w jakiejś
szkole. Niestety, będzie to chyba nierealne, zważywszy, że oba
dyplomy ma na nazwisko Lovejoy, a ona to nazwisko zamierza
zmienić. Ale w sumie to nieważne, co będzie robiła, przecież może
zostać kelnerką albo pójdzie do jakiegoś biura. Wszystko jedno,
wezmie każdą pracę.
Spojrzała na zegarek. Wpół do ósmej. Niezależnie od
zdenerwowania, z głodu zrobiło jej się niedobrze. Jej ciężarne ciało
miało swój własny program i całkowicie ignorowało jej emocje.
Barrie uśmiechnęła się i delikatnie dotknęła swego brzucha.
- Już, kochanie - szepnęła cichutko.  Zaraz podjemy sobie
oboje.
Szybko wzięła prysznic i ubrała się, przygotowując się psychicznie
do spotkania z ojcem.
Ojciec siedział już za nakrytym na dwie osoby stołem w pokoju
śniadaniowym i czytał gazetę.
- O, jak miło, że już wstałaś - powitał ją zadowolony, składając
gazetę.
- Ptaki kłóciły się na drzewie i obudziły mnie - wyjaśniła Barrie,
podchodząc do kredensu, żeby wziąć sobie jajka i tosty. Na widok
parówek znów poczuła falę mdłości. Na wszelki wypadek
zrezygnowała i z jajek, poprzestając na tostach i owocach. Miała
nadzieję, że ten zestaw usatysfakcjonuje to wymagające stworzonko
w jej łonie.
- Kawy? - spytał ojciec, kiedy usiadła. Srebrny dzbanek trzymał
już w ręku.
- Nie, dziękuję - odmówiła pośpiesznie, czując, że jej żołądek
znów daje znać o sobie. - Ostatnio pijam za dużo kawy. Chcę
ograniczyć.
Naturalnie, że było to kłamstwo. Bo od kawy po prostu ją
odrzucało.
- Napiję się soku pomarańczowego.
Jak na razie, jej żołądek na soki się godził.
94
Jedli w milczeniu, Barrie prawie cały czas z pochyloną głową. Pod
koniec śniadania ojciec poinformował ją:
- Na lunchu mnie nie będzie, umówiłem się z kongresmenem
Garthem. A ty masz jakieś plany?
- Nie mam - odparła zgodnie z prawdą. Jej plany dotyczyły
przecież nocy, a konkretnie świtu.
Na twarzy ojca widać było ulgę.
- No to widzimy się po południu. Jadę sam, Poole zostaje.
Gdybyś chciała gdzieś się wybrać, on cię zawiezie.
- Dobrze, dobrze - mruknęła Barrie. Przecież ona i tak nie miała
zamiaru nigdzie wyjeżdżać.
Po wyjściu ojca zabrała się za czytanie książki, potem pospała
troszkę. Teraz, kiedy podjęła ostateczną decyzję o ucieczce, czuła
się o wiele spokojniejsza. A ponieważ jutrzejszy dzień będzie
niełatwy, więc uznała, że dziś powinna porządnie wypocząć i zebrać
siły.
Ojciec wrócił wczesnym popołudniem. Barrie siedziała na kanapie
w salonie, pochylona nad książką. Uniosła głowę i natychmiast
zauważyła ulgę na twarzy ojca.
- Jak minął lunch? - spytała grzecznie.
- A, takie tam zwykłe rozmowy o polityce - odparł ojciec i
przysiadłszy na brzegu kanapy, opowiedział krótko, o czym
rozmawiał z kongresmenem Garthem.
Opowiadał krótko i bardzo ogólnikowo, po czym nagle wstał i
poszedł do swego gabinetu. A Barrie z powrotem skupiła się na
książce.
Nagle odezwał się dzwonek u drzwi wejściowych. A któż to taki?
Odłożyła książkę, podeszła do drzwi i spojrzała przez wizjer.
A tam, z drugiej strony, stał mężczyzna. Bardzo wysoki, bardzo
barczysty i ciemnowłosy.
Serce Barrie podskoczyło w piersi, w głowie jej zaszumiało.
Słyszała, jak ojciec otwiera drzwi i wychodzi z gabinetu.
- Barrie! Kto to? - zawołał. - Poczekaj! Ja otworzę.
A Barrie już szarpnęła za klamkę i spojrzała w jasne,
szaroniebieskie oczy Zane'a Mackenziego. Jej serce biło tak szybko,
że prawie nie mogła oddychać.
95
Przenikliwe spojrzenie prześlizgnęło się po całej jej postaci i z
powrotem spoczęło na jej twarzy.
- Jesteś w ciąży? - spytał cicho.
- Tak - szepnęła. Skinął głową. Jeden szybki, zdecydowany ruch
głową, jakby sprawa była jasna i zakończona.
- No, to bierzemy ślub, prawda?
96
ROZDZIAA DZIEWITY
Usłyszała szybkie kroki ojca. Stanął obok niej i położył rękę na jej
ramieniu.
- Kto to jest?- - spytał ostrym, nieprzyjemnym tonem.
Zane milczał przez sekundę, mierząc go bardzo chłodnym
wzrokiem.
- Zane Mackenzie  przedstawił się w końcu.
Jego ciemna, opalona twarz była nieruchoma, a spojrzenie bardzo
jasnych oczu przeszywające.
Barrie nie po raz pierwszy uświadomiła sobie, że ten mężczyzna
potrafi być bardzo niebezpieczny. Ale w tych okolicznościach
wydało jej się to dziwnie przydatne.
Twarz ambasadora Williama Lovejoya nagle poszarzała.
- Pan zdaje sobie sprawę, że dla Barrie spotkanie z panem nie jest
wskazane. Moja córka próbuje ten nieszczęsny epizod wyrzucić z
pamięci...
Zane spojrzał na Barrie. Dygotała na całym ciele, a w jej oczach
była niema prośba. W oczach wielkich, wyrazistych i zielonych jak
las... Zane odniósł wrażenie, że te oczy wcale go nie proszą, żeby
był miły dla Williama Lovejoya. A to z kolei obudziło w nim
natychmiast przekonanie, że nie ma co bawić się w uprzejmości,
tylko od razu trzeba przejść do sedna sprawy...
- %7łenię się z pańską córką - powiedział krótko, nie odrywając
oczu od Barrie.
Ambasador drgnął, na jego twarzy pojawiła się panika, jednak nie
zamierzał składać broni.
- Niech pan nie będzie śmieszny - wycedził. - Moja córka nie ma
zamiaru wyjść za marynarza, który uważa siebie za coś
nadzwyczajnego, tylko dlatego, że jest maszyną do zabijania!
Spojrzenie Zane'a oderwało się od Barrie i spoczęło na twarzy
ambasadora. Szaroniebieskie oczy straciły całkowicie swoją
niebieskość. Teraz była tam tylko szarość, bardzo jasna i
połyskująca, lodowata, jak arktyczna pustka. Ambasador cofnął się o
krok, jego twarz z ziemistej przeszła w biel.
97
- Barrie? Wyjdziesz za mnie?- - spytał Zane, a jego wzrok nadal
był przykuty do twarzy ambasadora.
Barrie spojrzała szybko na Zane'a, potem na ojca, któremu serce
zapewne teraz stanęło w piersi.
- Tak - powiedziała głosem zdecydowanym, a ponieważ pierwsze
oszołomienie minęło, jej umysł pracował teraz na najwyższych
obrotach.
Zane. To naprawdę Zane. I stał się cud, że Zane zjawił się właśnie
dzisiaj. Naturalnie, że wyjdzie za niego. Jest tak zdesperowana, że
zrobiłaby to nawet wtedy, gdyby go nie kochała. Zane jest z SEAL-
u, a ona jest zaszczuta, przerażona nieznanym wrogiem. I tylko Zane
potrafi ją obronić, ją i dziecko. I to właśnie myśl o dziecku
prawdopodobnie jest powodem przyjazdu Zane'a do Wirginii. Bo
Zane jest mężczyzną, który swoje obowiązki traktuje serio. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •