[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zostawiwszy na chwilę konduktora u siebie, poszła do restauracyjnego. W tym czasie
konduktor został na kilka minut sam i zreperował okno. Przez cały czas drzwi jej przedziału
były otwarte, co mogłem stwierdzić wróciwszy do naszego wagonu razem z nią. Czy
współpracownik Saint-Germaina odważyłby się w tak krótkim czasie - licząc od wyjścia
Bogini do jej powrotu - wejść do przedziału Kwiatkowskiego, otworzyć stalowy neseser i
zabrawszy bezcenne dokumenty, wyjść na korytarz niezauważony przez nikogo? Moim
zdaniem, złodziej zrobił to dużo wcześniej.
Jak na złość nie mogłem wypytać nikogo z naszych pasażerów, gdyż Saint-Germain
wnet dowiedziałby się o moim śledztwie. Jak wreszcie miałem zająć się zagadką krzyża
lotaryńskiego ze świadomością, że neseser w przedziale Kwiatkowskiego może być pusty?
Jak sprawdzić te wszystkie domysły? Może Kwiatkowski przez przypadek sam otworzy
neseser i stwierdzi brak bezcennych dokumentów. Wezwałby policję, a ta przeszukałaby cały
wagon, przedział po przedziale, aż wreszcie znaleziono by ten szkic u jednego z pasażerów - u
wspólnika Saint-Germaina. Ale po cóż Kwiatkowski miałby otwierać neseser? Wypije jeszcze
jednÄ… lampkÄ™ wina, porozmawia z naszymi paniami i uda siÄ™ na spoczynek. Wstanie rano, zje
śniadanie w restauracyjnym i nie otworzy neseseru aż do samej Warszawy. Kto wie, może
zrobi to dopiero na drugi dzień? Koniecznie musiałem znalezć sposób, aby zmusić
Kwiatkowskiego do otwarcia  sejfu .
Nie ruszyłem się jednak z przedziału. Każdy mój krok powinienem był teraz solidnie
przemyśleć, aby nie dać Saint-Germainowi pretekstu do popełnienia kolejnego przestępstwa.
Obejrzałem sobie kartkę z notatnika naszego wielkiego poety. Szkic wiersza. Oglądałem te
norwidowskie  bazgroły kilka dni temu w Paryżu w naszej ambasadzie. Trzymałem go
wtenczas w ręku. Cieszyłem się, że wróci do Polski...
Za dwadzieścia minut Saint-Germain miał zadzwonić, a ja nie miałem żadnej
koncepcji odszukania krzyża. Przede wszystkim nie mogłem się skupić. Nie wyszedłem
jeszcze z szoku po sensacyjnym odkryciu w toalecie. Serce biło mi szybko i miarowo w
rytmie stukotu kół pociągu o tory, a myśli wciąż uciekały...
 Co robić? - zastanawiałem się.
Do Kolonii zostało jeszcze trochę czasu. Musiałem się zmobilizować, odciąć od
rzeczywistości i myśleć wyłącznie o skarbie.
Zasunąłem zasłony w oknie, gdyż mknący do tyłu ciemny krajobraz za oknem
denerwował mnie, rozpraszał, i usiadłem nad dostarczonymi przez Saint-Germaina
dokumentami dotyczącymi miejsca ukrycia krzyża. Jak wcześniej założyłem, musiał on być
rodzajem relikwiarza.
Moja praca polegała często na rozwiązywaniu podobnych zagadek. Ale zazwyczaj
miałem nieograniczony czas i dysponowałem solidnie zaopatrzoną biblioteką z fachową
literaturą. Mogłem odwiedzić każde miejsce warte zobaczenia i zbadania, aby zweryfikować
przebłyski swojej intuicji. Niemniej jednak zawsze zaczynałem rozwiązywanie każdej zagadki
od podstaw, to jest od nakreślenia historycznego tła związanego z przedmiotem badań.
Co wiedziałem o relikwiach, a raczej czym one były?
Relikwiami były przedmioty związane z męką Jezusa Chrystusa: drzewo Krzyża
Zwiętego, korona cierniowa, gwozdzie, ampułka zawierająca oliwę, którą namaszczono
Zbawiciela, a nawet gąbka do ugaszenia pragnienia i pieluszki małego Chrystusa. W Rzymie
czczono też relikwie apostołów - w kościele Zwiętego Zbawiciela na Lateranie
przechowywano relikwie głowy świętego Piotra i świętego Pawła wraz z Arką Przymierza,
tablicami Mojżesza i laską Aarona. Oczywiście relikwie związane z osobą Jezusa Chrystusa
były najcenniejsze, ale wiele było fałszywych. U nas w Polsce jedną z najbardziej znanych,
poświadczonych zródłowo relikwii były szczątki świętego Wojciecha w katedrze
gnieznieńskiej. Tam też spoczęły inne cenne relikwie, między innymi włócznia świętego
Maurycego. Wiedziałem o polskich relikwiach Najświętszej Marii Panny oraz świętych:
Piotra, Gereona, Feliksa, Adaukta, Mikołaja i wielu innych. Dobrze znałem historię
przekazania przez Bolesława Krzywoustego klasztorowi w Zwiefalten ręki świętego Stefana i
zęba Jana Chrzciciela oraz jego krwi, cząstki mleka Marii, a także znacznych kawałków
Krzyża Zwiętego.
Przeglądałem kiedyś inwentarz katedry krakowskiej z 1563 roku, z którego wynikało,
że przechowywano tam liczne relikwie związane z życiem i męką Chrystusa, przysłane przez
zakon z Ziemi Zwiętej - między innymi cząstki prawdziwego drzewa Krzyża Zwiętego.
We wczesnym chrześcijaństwie relikwie używano w obrządku liturgicznym. W życiu
średniowiecznego człowieka posiadały duchową i wręcz magiczną moc. Niezachwiana wiara
w ich cudowne właściwości i korzyści materialne płynące z ich posiadania powodowały, że
starano się je zdobyć za wszelką cenę. A i dzisiaj relikwie stanowiły przedmiot pożądania
awanturników i złodziei najprzeróżniejszego kalibru.
Jednym z nich był mój Saint-Germain.
Jego złoty krzyż lotaryński mógł być zatem relikwiarzem. O tym przekonywał napis
nad krzyżem z rysunku:  To jest ciało moje . Prawdopodobnie chodziło tu o osobę Jezusa
Chrystusa. Założyłem jednak, że Saint-Germainowi nie szło o samą relikwię, a o krzyż
wykonany ze złota. Kiedyś, przed wiekami sytuacja wydałaby się ówczesnym ludziom nad
wyraz dziwna - wszak wartości relikwiarza nijak nie można było porównać z wartością samej
relikwii. Dzisiaj, dla złodzieja liczyło się złoto.
Z kolei napis  Tabernaculum na rysunku wskazywał najpewniej miejsce ukrycia
krzyża. KoÅ›ciół. To byÅ‚o oczywiste! Ów przedmiot pożądania Saint-Germaina spoczywaÅ‚
więc w jakimś kościele, zapewne w jego tabernakulum. Wystarczyło tylko wskazać tę
świątynię znajdującą się w Polsce, ale nie była to - jak widać - prosta sprawa. Według listu z
1681 roku krzyż przywędrował z północy Polski. Powinienem ustalić skąd, a dopiero pózniej
znalezć kościół w miejscowości B.
Otworzyłem mapę Polski i szybko zerknąłem na rejon w pobliżu Aysej Góry -
drugiego co do wielkości masywu Gór Zwiętokrzyskich. Niewiele znalazłem tam
miejscowości rozpoczynających się na literę  B . Nie miałem pojęcia, czy są tam stare
kościoły, przynajmniej ja o takich nie słyszałem. Jeśli zaś chodzi o Aysą Górę, to na jej
szczycie znajdował się słynny benedyktyński klasztor, o którym każdy słyszał choć trochę.
Kto wie, może opactwo na Zwiętym Krzyżu było kluczem w tej łamigłówce.
Symbolem benedyktynów łysogórskich był bowiem podwójny złoty krzyż, którego wyższe
ramię było krótsze od dolnego. Niemal identyczny krzyż nosił w Europie Zachodniej miano
Krzyża Zwiętego Bernarda, którym to krucyfiksem święty Bernard pokonał kuszącego go
szatana. Od tej pory przedstawiający Drzewo Pańskie dwuramienny krzyż (wedle ówczesnych
przekonań będący nowym Drzewem %7łycia i osią wszechświata) stał się symbolem zakonnego
zgromadzenia bernardynów i nowych opiekunów Ayśca.
Czy L Ermite był mnichem benedyktyńskim?
Niestety, wiele faktów z historii opactwa wprost eliminowało ten klasztor z dalszych [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •