[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Tylko druga.
- Tylko pierwsza.
- Tylko ósma.
Luke nie wiedział, z której jest klasy, więc szedł przed siebie, aż w końcu znalazł
pusty stół i usiadł przy nim.
Zobaczył stojącą przed sobą miskę z jakimiś liśćmi i czymś, co wyglądało jak kiełki
sojowe. Czy to miało być jedzenie? Inni chłopcy to jedli, więc on także zaczął, chociaż
oślizgłe, gorzkie liście stawały mu w gardle.
Luke pozwolił sobie na rozmyślania o czipsach ziemniaczanych. Teoretycznie nikomu
nie było wolno jeść śmieciowego jedzenia ze względu na niedostatek żywności, który
doprowadził do uchwalenia ustawy populacyjnej, ale kiedy w tajemnicy i ryzykując wiele
przekradł się do domu Jen, poczęstowała go czipsami. Nadal pamiętał smak soli i chrupkość
ziemniaczanego płatka na podniebieniu, słyszał głos Jen, kiedy zaprotestował, że czipsy są
nielegalne:  No pewnie, ale my też jesteśmy nielegalni, więc czemu mamy sobie żałować? .
Jen. Gdyby Jen była tu teraz, nie pogodziłaby się z gorzkimi liśćmi i pozbawionymi
smaku kiełkami, ale wstałaby, domagając się porządnego jedzenia. Mogłaby usiąść przy
każdym stole, przy jakim by chciała, podeszłaby prosto do najważniejszej osoby - dyrektorki?
- i powiedziała:  Dlaczego nikt nie powiedział mi, na jakie lekcje mam chodzić? Co to są
punkty karne? Jaki w ogóle obowiązuje tu regulamin? Kiepsko radzi sobie pani z
prowadzeniem szkoły! . I podbiłaby Rolly emu oko.
Ale Jen tu nie było, ponieważ Jen nie żyła.
Luke nisko opuścił głowę nad miską i nawet nie udawał, że coś przeżuwa i połyka.
Po kolacji wszyscy zostali zapędzeni do kolejnej przestronnej sali, a stojący przed
nimi mężczyzna opowiadał o tym, jaki wspaniały jest rząd, rozwodząc się nad mądrością ich
przywódców, dzięki którym ludzie przestali głodować.
Kłamstwa - pomyślał Luke i zdziwił się, że był w stanie odważyć się na taką myśl.
W końcu usłyszał dzwonek, a pozostali chłopcy zaczęli się rozchodzić. Luke
niepewnie chodził tam i z powrotem dziwnymi korytarzami.
- Marsz do pokoju - ostrzegł go jakiś mężczyzna. - Cisza nocna za dziesięć minut.
Luke tak bardzo pragnął się dostać do swojego pokoju, że udało mu się odzyskać głos.
- J-ja jestem tu nowy, nie wiem, gdzie jest mój pokój.
- No to się dowiedz.
- Jak? - zapytał Luke.
Mężczyzna westchnął i przewrócił oczami.
- Jak się nazywasz? - zapytał powoli, jakby uważał, że Luke jest za głupi, żeby
zrozumieć pytanie.
- Ja... - Luke jakoś nie potrafił przyznać się do fałszywej tożsamości. - Ja znam numer
mojego pokoju, 156. Po prostu nie wiem, gdzie to jest.
- Nie mogłeś mówić od razu? - jęknął mężczyzna.
- Schodami na górę i za rogiem.
Nawet kierując się wskazówkami mężczyzny, Luke zgubił drogę i musiał szukać w
nieskończoność. Kiedy w końcu zobaczył wyryte na tabliczce na drzwiach 156, nogi trzęsły
mu się z wyczerpania, a na stopach miał pęcherze od chodzenia w sztywnych, obcych butach.
Był przyzwyczajony do biegania boso i siedzenia przez cały dzień w domu, a nie do
wędrowania w górę i w dół schodami i przemierzania przypominających labirynt korytarzy.
Wszedł do pokoju i skierował się prosto do łóżka, które zostało już przykryte narzutą i
wyglądało tak samo jak pozostałe. Chciał tylko upaść na nie, zasnąć i zapomnieć o
wszystkim, co wydarzyło się tego dnia.
- Pytałeś o pozwolenie? - warknął ktoś za nim.
Luke popatrzył w tamtą stronę - był tak zmęczony, że nawet nie zauważył pozostałych
siedmiu chłopców, którzy siedzieli w kręgu na podłodze i grali w karty.
- Po-pozwolenie? - zapytał.
Jeden z chłopców - pewnie ten, który się odezwał - odchylił głowę do tyłu i roześmiał
się. Był wysoki, szczupły i starszy od Luke a, może w wieku Matthew, który miał piętnaście
lat. Ale Matthew był swojski i znajomy, a Luke nie potrafił odczytać wyrazu twarzy tego
chłopca. Miał dziwnie osadzone ciemne oczy, a pociągła twarz sprawiała, że skojarzył się
Luke owi z widzianymi na obrazkach w książce szakalami.
- Patrzcie! - odezwał się chłopak. - Przysłali nam wspaniały dyktafon w kształcie
człowieka, szkoda tylko, że się trochę zacina. No nic, spróbujemy jeszcze raz. Powtarzaj za
mną:  Jestem pojawem. Jestem drają. Jestem bobokiem. Nie jestem godny, żeby żyć .
Większość pozostałych chłopców zaczęła się śmiać, ale po cichu, żeby usłyszeć
odpowiedz Luke a.
Luke zawahał się - słyszał już wcześniej te słowa. Rolly nazwał go pojawem i drają, a
ktoś w jadalni nazwał go bobokiem. Może te słowa pochodziły z tego obcego języka, w
którym mówił niski i gruby nauczyciel? Luke nie miał pojęcia, co mogły oznaczać, ale [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •