[ Pobierz całość w formacie PDF ]
teczkę. Jest piękna.
Czuła się fatalnie, gdy czule całował ją na pożegnanie. Potem długo stała
w progu, patrząc za znikającymi w ciemnościach światłami jego samochodu.
Myśli kłębiły się jej w głowie. Dlaczego przez cały wieczór nie mogła wyrzucić
z głowy wspomnienia Johna Sterlinga? Dlaczego wpadła w taki popłoch, kiedy
wmówiła sobie, ze Alan zamierza się oświadczyć?
Rzuciła okiem na drugą część domu. Miała nadzieję, że Hattie jeszcze nie
śpi. Podeszła do sąsiednich drzwi, pomalowanych na jaskrawożółty kolor i, jak
zwykle, uśmiechnęła się, widząc napis na wycieraczce ciotki. Nie pukaj, tylko
wchodz", przeczytała na głos i... zapukała. Dobrze wiedziała, że Hattie lubi
medytować pózno w nocy i że na ogół robi to nago.
- Jo, kochanie, witaj.
- Nie przeszkadzam?
- Jeśli w ten sposób pytasz, czy jest u mnie jakiś mężczyzna,
odpowiadam, że nie ma. Niestety.
- Hattie, jesteś niepoprawna.
- Alan już poszedł? - zdziwiła się Hattie. - Myślałam, że całą noc
będziecie świętować jego powrót.
- Nie czuję się najlepiej - mruknęła Jo.
- Rzeczywiście. - Hattie przyjrzała się jej uważnie. - Masz dziwne
wypieki.
- To opalenizna - powiedziała Jo z głupią miną.
- No, to opowiadaj. - Hattie nalała zieloną herbatę do dwóch
malowniczych kubków z ciężkiej kamionki.
- O czym?
84
RS
- Czy przypadkiem któryś z twoich klientów nie jest także opalony?
- Może. - Jo przełknęła łyk.
- A czy aby nie jest to ten sam człowiek, z którym wychowujesz trójkę
dzieci? Przynajmniej w wersji dla Pattersonów.
- Może...
- W takim razie opowiedz mi b tym twoim Johnie Sterlingu. Jo wierciła
się na krześle, rozważając, co opowiedzieć.
- Jest wdowcem - zdecydowała się na wersję neutralną - i...
- Kochanie, daruj sobie wstępy - zbeształa ją żartobliwie Hattie - i
opowiedz, dlaczego jesteś taka wzburzona.
- No dobrze - westchnęła Jo. - Zaprosił mnie na kolację.
- I?
- Odmówiłam. Powiedziałam, że jestem związana z kimś innym.
- A ta opalenizna?
- Kiedy wróciłam z dziećmi od Pattersonów, czekał ze spakowanym
lunchem i zaprosił mnie na piknik.
- Ach!
- Co znaczy ach"?
- Nic. Czy mam rozumieć, że ci się nie podoba?
- Uroda jest rzeczą względną - odpowiedziała Jo, kiedy już ochłonęła.
Hattie stanowczo była zbyt bystra.
- A w tym konkretnym przypadku?
- Można powiedzieć, że jest interesujący.
- Ach!
- Znowu mówisz ach".
- Dlaczego się z nim nie umówiłaś?
Jo udała, że zastanawia się nad odpowiedzią.
- Po pierwsze - ma troje dzieci, po drugie - jestem związana z Alanem, po
trzecie - ma troje dzieci.
85
RS
- Z tego, że ma troje dzieci, wynika tylko, że jest niezły w łóżku.
- Hattie! Wiem, że nie przepadasz za Alanem, ale...
- Jo! Po prostu dobrze ci życzę, ale jeśli Alan choć trochę przypomina
swojego ojca, nie będziesz miała z niego pożytku.
- Hattie! - Jo otworzyła usta ze zdziwienia - Czy ty i Aldred Parish...
- Nazwijmy to dwutygodniową utratą poczytalności - parsknęła Hattie. -
Zanim poznałam wuja Franka, długo opłakiwałam swojego żołnierzyka... Ach,
Tony! To dopiero był kochanek; Pewien Francuz sprzedał mu kiedyś takie
włochate prezerwatywy...
- Hattie - przerwała Jo - nigdy nie narzekałam na sprawność seksualną
Alana.
- Jasne! Ten facet i tak zawsze wychodzi stąd przed dziesiątą wieczorem.
- Szanuje mnie. - Jo lekko zmarszczyła brwi.
- To dobrze. - Hattie wpatrywała się w fusy na dnie kubka. - Ale - dodała,
poważniejąc - powinnaś zastanowić się, czy Alan naprawdę cię obchodzi.
Słowa Hattie zawisły w powietrzu. Jo wiedziała, że nie może ich
zignorować. Alan był przystojny, inteligentny i przedsiębiorczy. Był mężczyzną,
o którym marzy każda kobieta. Skąd więc brał się jej niepokój?
- Hattie, wspaniały seks nie jest najważniejszą rzeczą w związku dwojga
ludzi.
- Być może. Ale nie wyobrażam sobie prawdziwie głębokiego związku
bez seksu. To cementuje. Daje poczucie bliskości. Pozwala znieść rozłąkę.
Dlatego tak dobrze pamiętam Torry'ego. - Hattie uśmiechnęła się nagle. - Nie
mogę się doczekać naszego spotkania.
- Miałaś od niego jakieś wiadomości? - spytała podekscytowana Jo.
- Jeszcze nie. Ale mój detektyw powiedział, że jest na dobrym tropie.
- To cudownie. - Jo starała się, żeby zabrzmiało to przekonująco, chociaż
już kilku detektywów zatrudnionych przez Hattie okazało się zwykłymi
oszustami.
86
RS
- %7łycie jest krótkie, Jo. Nie wiąż się zbyt wcześnie. Poczekaj na
mężczyznę, który poruszy ci serce i rozpali cię w łóżku.
Twarz Johna Sterlinga stanęła jej przed oczami. Dosyć, pomyślała.
Wracam do domu.
- Dzwonię, żeby ci przypomnieć o piesku. Przyprowadz go ze sobą
następnym razem, dobrze?
- Jamie! Z kim rozmawiasz o tej porze? - John wszedł do kuchni i zamarł,
widząc syna ze słuchawką telefoniczną w dłoni.
- Z Jo - rzucił Jamie przez ramię.
- Z Jo Montgomery!?
- No.
- Skąd wziąłeś numer?
- Wystarczy wykręcić zero - wyjaśnił Jamie z przejęciem -i wtedy taka
miła pani podaje ci wszystkie informacje. Chcesz wiedzieć, gdzie Jo mieszka?
- Nie! - wykrzyknął. - To znaczy... Młody człowieku, przebrałeś miarę.
Daj mi słuchawkę, ale to już.
- Pa, Jo. Muszę kończyć. Tata chce z tobą rozmawiać. - Jamie wybiegł z
kuchni, o włos tylko unikając klapsa wymierzonego nie dość celnie.
John zaklął pod nosem, bo nie udało mu się złapać słuchawki, która
tymczasem z hukiem odbiła się od ziemi.
- Halo?
- Tak? - usłyszał głos pękającej ze śmiechu Jo.
- Jo, bardzo przepraszam. Nie miałem pojęcia... - denerwował się coraz
bardziej.
Co sobie pomyśli o nim ten facet, który siedzi, albo co gorsza leży teraz
obok niej?
- Wybacz, że ci przeszkadzamy.
- Nie przejmuj się. Właśnie wróciłam od ciotki. Mieszka w drugiej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]