[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie była w stanie się ruszyć, schwytana w pułapkę tej
przerazliwej ciszy. Czekała. Tak długo. Wciąż miała nadzieję, że
ktoś ich znajdzie i pomoże. %7łe wyszepcze kilka kojących
kłamstw, których tak potrzebowała, czując, że traci coraz więcej
krwi i zaraz dołączy do swojej rodziny gdzieś w zaświatach.
Ale nikt się nie zjawiał, a ona opadała coraz niżej, w jakąś
ciemną czeluść, dłoń Shawna stała się chłodna i sztywna.
Zbudz się, Tamaro. Albo śnij o czymś przyjemniejszym.
O rodzinie, którą kiedyś miałaś. O życiu, które sobie stworzyłaś.
Ale nie mogła. Dzisiaj sny były od niej silniejsze. Teraz
pojawił się w nich Donald.
Jego dłoń na jej piersi, długie, zręczne palce chirurga. I jego
głos, przytłumiony i gardłowy. Jesteś piękna. Taka piękna".
Pozwoliła mu się dotykać. Leżała bierna i nieruchoma, gdy
on błądził rękami po jej nagim ciele. Czekała, aż wreszcie coś
poczuje. Odpręż się. Korzystaj z życia.
Ale nadal nic nie czuła.
Donald pracowicie się poruszał. Ona czekała, aż to się skoń
czy. Potem on jęknął, już było po wszystkim i oboje wiedzieli,
że nic z tego nie będzie.
Leżeli obok siebie, ale się nie dotykali. Ona próbowała pod
sumować swoje uczucia do mężczyzny, z którym spotykała się
od dawna. Był inteligentny. Cierpliwy. Dobry. Lecz dziewięć lat
po tamtym wypadku ona wciąż nie potrafiła pozwolić sobie na
prawdziwą intymność. Na żadne zaangażowanie. Była silna
i odporna. Oraz oziębła.
Przepraszam", powiedziała w ciemności.
Może nie powinniśmy przez pewien czas się spotykać".
Chyba tak".
ZadzwoniÄ™".
Oczywiście".
Zrozumiała, że milczenie zwyciężyło.
ROZDZIAA 3
Pani Toketee? Jestem Tamara Thompson. Rozmawiałyśmy
przez telefon, pamięta pani?
Tęgawa Indianka wyglądała na przynajmniej siedemdziesiąt
lat. Miała cerę zniszczoną ostrym słońcem Arizony, włosy w ko
lorze stali, a na szyi - piękny naszyjnik ze srebrnych strzałek
i prawdziwych korali. W tym samym stylu były kolczyki i bran
soletka. Metal lśnił i Tamara pomyślała, że staruszka wkłada tę
biżuterię chyba tylko od święta.
Pani Toketee od kilkudziesięciu lat mieszkała w domku na
posesji pełnej zardzewiałych samochodowych części. Teraz wy
tarła dłonie w fartuch i gestem zaprosiła gościa do środka. Wnę
trze było niezbyt obszerne, ale za dużym, wykuszowym oknem
rozciągała się przepiękna panorama gór, stwarzając złudzenie
niekończącej się przestrzeni. Słońce chyliło się ku zachodowi
i piętrzące się na horyzoncie rudawe skały stopniowo nabierały
ciemnoczerwonego odcienia. Całkiem niedaleko biegła kręta
droga, na której zdarzył się tamten wypadek.
Tamara zmusiła się do oderwania wzroku od pejzażu i rozej
rzała się po saloniku. Wszędzie stały bajecznie kolorowe indiań
skie figurki. Niektóre miały kształt paskudnych demonów z wy
krzywionymi pyskami zwierząt i ludzkimi ciałami, inne wyglą
dały całkiem przyjemnie dla oka. Tamara pamiętała, jak w dzie-
ciństwie straszono ją, że złe indiańskie kachina pożerają każde
niegrzeczne dziecko. Między innymi dlatego była bardzo posłu
szną córką.
Poczuła na kostce coś miękkiego i spojrzała w dół.
- Proszę nie zwracać uwagi na Cecila. - Pani Toketee z dez
aprobatą cmoknęła na kota. - Myślisz, że jesteś królem zwierząt,
co? - Czule podrapała ulubieńca za uchem.
- On mi nie przeszkadza. LubiÄ™ koty.
- To dobre stworzenia. PrzeganiajÄ… myszy i szczury. Napi
jesz siÄ™ kawy, dziecinkp?
- Nie, dziękuję.
- Upiekłam ciasto.
Tamara już miała uprzejmie odmówić, ale dostrzegła
w oczach staruszki błysk nadziei.
- Chętnie zjem kawałek ciasta - zapewniła z uśmiechem,
a pani Toketee natychmiast się rozpromieniła.
- To ciasto z cukinią. Bardzo zdrowe. Córka przysyła mi
przepisy. Martwi siÄ™ o moje zdrowie. Rzadko ktoÅ› tutaj mnie
odwiedza.
- Ma pani śliczny dom.
- Za dużo w nim rzeczy. Człowiek dopiero wtedy zdaje
sobie sprawę ze swojej starości, gdy widzi, ile nagromadził.
Wciąż się zbieram, żeby to wszystko powyrzucać.
- Te figurki są wspaniałe.
- Tak, to coś szczególnego.
Pani Toketee znikła w kuchni, a po kilku minutach przy
niosła wielką tacę z górą pokrojonego ciasta, maselniczką
i dzbankiem kawy. Tamara zerwała się, aby pomóc, ale gospody
ni nawet nie chciała o tym słyszeć.
- Jak już wspomniałam, piszę artykuł dla gazety Sedona
Sun" - zaczęła Tamara, siadając w fotelu, a obok niej zaraz usa
dowił się kot. - Takie wspomnienia o różnych mieszkańcach
miasta.
- Uhm. - Pani Toketee powoli, lecz pewną ręką nalała kawę.
- Pamięta pani dzień piętnastego pazdziernika tysiąc dzie
więćset osiemdziesiątego siódmego roku? Wtedy tu niedaleko
zdarzył się okropny wypadek.
- Tak, to była zła noc. - Pani Toketee przysunęła Tamarze
kubek z kawÄ….
[ Pobierz całość w formacie PDF ]