[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ani w przód, ani w tył. W końcu łupanie w głowie stało się nie do zniesienia.
Z gardła wyrwał mu się jeden zduszony krzyk i Ardo osunął się na podłogę,
zanosząc się szlochem bez opamiętania. Opadły go wspomnienia. Złociste
pola. Złociste włosy. Wrzaski i karmazynowa czerwień krwi.
Po chwili usłyszał jej głos.
 Hej, żołnierzyku, już dobrze. Uspokój się, wszystko będzie dobrze. 
Ardo spojrzał w górę przez łzy.  Tylko się uspokój. Porozmawiajmy... Po
prostu pogadajmy spokojnie... W porządku? Pomogę ci przez to przejść.
Zgoda?
Ardo powoli skinął głową. Był wyczerpany. Nie wstając z podłogi, oparł
się o biurko.
 Tak dobrze  powiedziała kobieta spokojnie, ważąc każde słowo, jakby
miała przed sobą samobójcę i chciała go odwieść od szalonego zamiaru
skoczenia ze skały w przepaść.  Po prostu siedz tam, gdzie siedzisz.
Pogadamy chwilę i wszystko sobie wyjaśnimy.
Znów skinął niepewnie głową.
 Mam na imię Merdith. A ty?
Ardo głośno wciągnął powietrze.
 Popatrz na mnie.
Nie był pewny, czy ma dość sił, żeby to zrobić.
 Och, Melani...
 Popatrz na mnie  powtórzyła Merdith, tym razem bardziej
rozkazującym tonem.
Podniósł oczy.
 Przyjrzyj mi się uważnie.  Leżała nieruchomo, nie spuszczając
ciemnych oczu z jego twarzy.  Popatrz na moje włosy... przyjrzyj się im. Czy
to są włosy Melani?
Ardo usiłował zebrać myśli.
 Przyjrzyj im się... widzisz? Czy to są włosy Melani?
Były inne, na pewno dużo ciemniejsze, mimo tego, że brudne. Melani
miała takie piękne, jasne i...
 Moje oczy  zakomenderowała znowu Merdith.  Czy to są oczy Melani?
Ardo przeniósł wzrok i spojrzał w ciemne, prawie czarne oczy kobiety.
Były jak dwa głębokie stawy w górskiej jaskini. Melani miała takie jasne,
błękitne oczy.
Odwrócił wzrok.
 Nie... to nie są oczy Melani.
 Cześć, mam na imię Merdith  powtórzyła kobieta cicho.  A ty?
 Ardo... Ardo Mel... szeregowy Ardo Melnikov, proszę pani.  W dalszym
ciągu nie mógł popatrzeć na kobietę leżącą na łóżku.  Przepraszam... ja...
nie wiem, co się ze mną stało. Proszę... proszę mi wybaczyć.
 W porządku, żołnierzyku. Nikomu nie stała się krzywda.  Merdith
popatrzyła na sufit i zastanawiała się chwilę, zanim się znów odezwała.
 Jesteś resocjalny, prawda?
 Słucham?  Przed chwilą ból w głowie nieco zelżał i teraz właśnie
zapowiadał swój gwałtowny powrót.
 Neuralnie zresocjalizowany. Przechodziłeś ćwiczenia przez nakładkę
pamięciową, mam rację?
 Tak... czyli chyba jestem resocjalny... czy jak to pani nazwała.  Nagle
znów się poczuł bardzo zmęczony.  No dobrze, przeprosiłem panią za swój
wybryk. Naprawdę jest mi przykro, ale teraz... lepiej już nie rozmawiajmy.
Zebrał z ziemi rękawice, odepchnął się od podłogi i stanął na nogach.
Nie mógł się zmusić, żeby drugi raz spojrzeć na kobietę. Podszedł do biurka i
usiadł w fotelu, szukając samotności.
Od długiego czasu jednak nie mógł być sam. Zwłaszcza ostatnio. Nękały
go upiory ukryte w jego własnej głowie. Sama myśl, żeby siedzieć tu i
czekać na Littlefielda, była męczarnią. Potrzebował zająć czymś myśli,
odwrócić uwagę od czarnych widm, które tylko czyhały, żeby go ostatecznie
pogrążyć.
Przed nim stała metalowa skrzynka  skarb, przez który omal nie zginął,
a przez który zginęło tylu innych żołnierzy.
Oto była zagadka, która go mogła zaabsorbować. Skrzynka miała
uchwyty z obu stron. Pokrywę przytrzymywało sześć zamków
zatrzaskowych, których nie zablokowano, co Ardo uznał za wystarczające
zaproszenie do otwarcia tajemniczego pudełka.
Wyciągnął rękę i otworzył pierwszy zamek.
 Hm, nie robiłabym tego na twoim miejscu.
Ardo podniósł wzrok. Merdith nadal leżała przywiązana do łóżka. Mówiła
do Arda, ale nie spuszczała oczu ze skrzynki.
 Dlaczego?  zapytał Ardo martwym głosem.
 Bo... raczej nie chciałbyś wiedzieć, co jest w środku.
Ardo prychnął i jednym ruchem otworzył drugi zamek. Merdith wyraznie
aż drgnęła.
 Mówię poważnie, żołnierzyku.
 Wierzę  powiedział Ardo z westchnieniem i jakby od niechcenia
otworzył trzeci zatrzask.
Tym razem Merdith podniosła głos i powiedziała z naciskiem:
 Jest taka starożytna terrańska legenda o kobiecie imieniem Pandora.
Słyszałeś o niej, chłopcze?
 Tak  odparł Ardo z rozdrażnieniem. Miał kłopot z otwarciem czwartego
zamka. Wyglądało, jakby mechanizm się zaciął.  Wyobraz sobie, że w
koloniach nie mieszkają same tłumoki. Uczyłem się mitologii w szkole.
Stęknął i wreszcie czwarty zatrzask odskoczył.
 To tam ją poznałeś?  zapytała szybko Merdith.  Tam poznałeś Melani?
Ardo znieruchomiał.
 O czym pani, do diabła, mówi?
 O Melani. Pytam o Melani.  Merdith nerwowo oblizała wargi.  Ja
tylko... chciałam po prostu zapytać, gdzie ją poznałeś, to wszystko.
 Słuchaj no, droga pani...
 Merdith. Mam na imię Merdith.
 Dobra, Merdith, więc słuchaj. To było dawno temu na planecie, o której
prawdopodobnie nigdy nie słyszałaś, a nawet gdybyś słyszała, to i tak by cię
nie obchodziła.  Potrząsnął głową i popatrzył na następny zamek.  Zresztą,
to już nie ma znaczenia.
 Co się tam wydarzyło?  naciskała Merdith.  Co się stało z Melani?
Ardo poczuł przeszywający ból w prawym oku. Skrzywił się.
 Opowiedz mi... opowiedz, co się z nią stało?
Zergi nacierały teraz ze zdwojoną zaciekłością, rozjuszone faktem, że
statek Konfederacji pozbawia je łupu. Osłupiał, widząc, jak łatwo i szybko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •