[ Pobierz całość w formacie PDF ]

z trzaskiem otworzyły się drzwi wpuszczając tłum obwiesiów w czarnych uni-
formach, czarnych czapkach i lustrzanych okularach. Aobuzy grzebały nerwowo
przy kaburach i ani przez moment nie wątpiłem, że mam wreszcie okazję poznać
niesławnej pamięci Ultimados, czyli prywatny pluton egzekucyjny dyktatora. Za-
nim powyciągali spluwy, zrobiło się lekkie zamieszanie i do przodu przepchnął się
brzuchaty oficerek w galowym uniformie. Poznaczona zmarszczkami twarz była
purpurowa z wściekłości, a pożółkłe od nikotyny palce nerwowo ściskały kolbę
inkrustowanego pistoletu.
 Przestańcie, do diabła, się wygłupiać, i to zaraz!  warknął.
Markiz odwrócił się powoli.
 A kim ty jesteś?  spytał ze znudzeniem i wyższością najdobitniej świad-
czącymi o jego wysokim urodzeniu.
67
 Doskonale wiesz, kim jestem, de Torres!  zapiał Zapilote.  Co tu robi
ten brodaty przygłup?
 Ten dżentelmen jest moim siostrzeńcem. To Sir Hector Harapo, Kawaler
Orderu Pszczoły. Właśnie wypełnia niezbędne formularze, by kandydować w naj-
bliższych wyborach na fotel prezydencki tej republiki. A czy istnieją jakiekolwiek
powody, dla którym miałby tego nie czynić?
Generał-prezydent Julio Zapilote nie przez przypadek rządził tą planetą już od
tylu lat. Zapanował nad sobą błyskawicznie i zamknął z trzaskiem gębę nie wypo-
wiadając ni słowa. Rumieniec gniewu ustąpił bladości, co znaczyło zapewne, że
dyktator zaczął myśleć.
 Całe mnóstwo  oparł już spokojny.  Rejestracja zaczyna się dopiero
jutro, więc niech może wróci tu we właściwym czasie.
 Doprawdy?  W uśmiechu de Torresa było tyle ciepła, co w wiecznej
zmarzlinie.  Powinieneś bardziej zważać na postanowienia Kongresu, bo jesz-
cze zdetronizują cię zaocznie. Dziś rano ustalili, że rejestracja nie tylko zaczyna
się dzisiaj, ale i dzisiaj się kończy. Chcesz zobaczyć kopię zarządzenia?
De Torres sięgał już do kieszeni, co było blefem, ale udanym. Zapilote potrzą-
snął gwałtownie głową.
 Kto wątpiłby w słowa człowieka o twojej pozycji? Ale Sir Hector nie może
zarejestrować się bez świadectwa urodzenia, wyników badań lekarskich, zaświad-
czeń o dochodach. . .
 Mam tu wszystko  odparłem z uśmiechem, podtykając mu pod nos wa-
lizeczkę.
Niemal widziałem, jak obracają mu się w głowie małe zębate kółeczka. Naj-
ważniejsze jednak, że dobrze wiedziałem, co planuje. Skoro pierwotny plan unie-
możliwienia kandydowania nie wypalił, pozostała mu tylko jedna możliwość, jego
ulubiona przemoc. Sądząc z wyrazu kaprawych oczu, właśnie ją rozważał. Gdyby
udało mu się zastrzelić nas obu bez publiczności, nie wahałby się ani sekundy.
Przybyliśmy jednak w obecności zbyt widu świadków, markiz zaś był postacią
znaną i jego usunięcie nie przeszłoby bez echa. W państwie policyjnym bez śla-
du znikają tylko szarzy obywatele. W ciężkiej ciszy Zapilote machnął ostatecznie
ręką.
 Kończ te gryzmoły  polecił mi łaskawie i zwrócił się do de Torresa. 
A co robisz w tym wszystkim, drogi Gonzalesie? Prowadzisz siostrzeńca za rącz-
kę?
Markiz nie zareagował na obelgę, jaką było przejście na  ty .
 Samodzielność to jego dewiza, Julio. Przybyłem, gdyż kandyduję na wice-
prezydenta. Gdy zgodnie z prawem zostaniemy wybrani, wówczas dopilnujemy,
abyś wyładował razem ze swoimi zbirami gdzie należy.
 Nie mówi się do mnie w ten sposób!  Spokój zniknął, a Zapilote złapał
się za kaburę.
68
 Ja mówię. Jestem tu, by doprowadzić do twego końca.  Markiz był rów-
nie wściekły, a znając już nieco obu, wiedziałem, że żaden nie ustąpi.
W powietrzu zapachniało świeżym trupem w ilościach bitewnych.
 Nie pomógłby mi pan z tą rubryką?  spytałem, wpychając się pomię-
dzy obu i podtykając prezydentowi formularz.  Jest pan wysokim urzędnikiem,
i chyba. . .
 Z drogi, durniu!  wrzasnął, usiłując zepchnąć mnie na bok. Nie dałem
się.
Ostatecznie papiery wyleciały w powietrze, a Zapilote spróbował zdzielić
mnie w pysk. To znaczy, on chciał to zrobić, a nie tylko spróbować, ale mu nie
wyszło. Uchyliłem się bez specjalnego trudu. Popatrzyłem jeszcze na niego ni-
czym wcielenie skrzywdzonej niewinności, wzruszyłem ramionami i wziąłem się
za zbieranie papierów.
 Skoro pan nie wie, to poszukam kogoś lepiej zorientowanego.
Było to zachowanie tak nonsensowne, że rozładowało atmosferę. De Torres
był zbyt inteligentny, by nie skorzystać z okazji i nie zrozumieć, po co to zrobiłem.
Czym prędzej pochylił się, pomagając mi zbierać kartki, potem podszedł ze mną
do stołu.
 Dzięki, Jim  powiedział cicho.  Uratowałeś mnie. . . Pozwól, Sir Hec-
torze, że pomogę ci przejść tę urzędową gehennę.
Zapilote nawet teraz nie mógł nas zastrzelić, przeszkodą byli mu James i Boli-
var, którzy tylko czekali na okazję. Ku ich żalowi nie próbował. Zamiast strzałów
rozległy się stłumione rozkazy i tupot butów. Konfrontacja dobiegła końca i go-
spodarze wynieśli się z hukiem za drzwi.
 Miałeś rację  powiedział de Torres.  Polityka to coś fascynującego.
Dalej, kończmy z tą makulaturą i ruszajmy do domu.
Nikt nam już nie przeszkadzał, toteż wypełnianie tasiemcowych formularzy,
chociaż nudne, poszło szybko. Dopilnowaliśmy, żeby je oficjalnie opieczętowano,
przyjęto i wpisano, na wszelki wypadek zażądaliśmy jeszcze kopii i z oczami
wkoło głowy wycofaliśmy się z budynku. Pierwszy krok został zrobiony.
 To dopiero początek  pocieszał się markiz.  Teraz mamy śmiertelnego
wroga, który zrobi wszystko, by nas wykończyć.
 I to wkrótce  przytaknąłem.  Nie będzie miał już drugiej, równie do-
godnej okazji.
 Nie odważy się!
 Ależ odważy, możesz mi wierzyć. Nie jesteśmy w twoich włościach,
a w mieście łatwo o wypadek. Wściekły tłum, maniakalny morderca zastrzelony
przy próbie ucieczki. . . Potem, rzecz jasna, pogrzeb na koszt państwa i wzrusza- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •