[ Pobierz całość w formacie PDF ]

towne kopnięcie& I oto rozmowa skierowała się na szczególne przywiązanie kobiet do
zwierząt. Każdy powieóiał swoje zdanie; pan zaś Kubusia, zwracając się ku niemu, rzekł:
 A ty, Kubusiu, co myślisz?
Kubuś zapytał pana, czy nie zauważył, że biedni luóie, chociażby pogrążeni w naj-
większej nęóy i nie mając chleba dla siebie, wszyscy chowają psy; co więcej psy te, zmu-
szane do wszelkiego roóaju sztuk, choóenia na dwóch łapach, tańczenia, aportowania,
skakania przez k3, udawania nieboszczyka, pęóą wskutek tej edukacji żywot najopła-
kańszy w świecie. Z czego wyciągnął wniosek, iż wszelki człowiek pragnie rozkazywać
drugiemu; ponieważ zwierzę znajduje się w społeczeństwie bezpośrednio poniżej warstw
najpośledniejszych, znoszących rozkazy wszystkich innych, te chowają sobie zwierzęta,
aby też mieć kogoś do rozkazywania.  W świecie  powiadał Kubuś  każdy ma swego
psa. Minister jest psem króla, szef kancelarii psem ministra, żona psem męża albo też
mąż psem żony; i tak bez końca. Kiedy pan każe mi mówić wówczas, gdy chciałbym mil-
czeć, co, mówiąc prawdę, wydarza mi się rzadko  ciągnął Kubuś  kiedy każe milczeć
wówczas, gdy chciałbym mówić, co jest baróo trudne; kiedy się domaga historii mo-
ich amorów, gdy ja wolałbym raczej rozmawiać o czym innym; kiedy zacząłem historię
moich amorów, on zaś mi przerywa: czymże jestem wówczas innym, jak nie jego psem?
Luóie słabi są psami silniejszych .
PAN: Ale, Kubusiu, owo przywiązanie do zwierząt spotyka się nie tylko u luói mi-
zernego stanu; znam wielkie panie, otoczone całą zgrają psów, nie licząc kotów, papug
i ptactwa.
KUBUZ: To świadectwo ubóstwa dla nich samych i całego ich otoczenia. Nie kochają
nikogo, nikt ich nie kocha: rzucają tedy psom uczucie, z którym nie wieóą, co począć.
PAN: Przysmaki, jakie zastawia się tym zwierzętom, starczyłyby na wyżywienie nie-
jednego nęóarza.
KUBUZ: A teraz, czy się pan temu óiwi?
PAN: Nie.
Margrabia des Arcis spojrzał na Kubusia, uśmiechnął się z jego filozofii i zwracając
się do pana, rzekł:  Masz pan, wióę, sługę niezupełnie pospolitego kroju .
PAN: Sługę! baróoś pan łaskaw na mnie; to ja jestem jego sługą i nie dalej jak óiś
rano mało brakło, aby mi tego dowiódł baróo wyraznie.
Tak rozumując, dotarli do miejsca noclegu, góie wspólnie zakwaterowali się na po-
pas. Pan Kubusia i margrabia des Arcis wieczerzali razem; Kubusiowi i młodemu człowie-
kowi nakryto osobno. Pan skreślił margrabiemu w kilku słowach historię Kubusia i jego
fatalistyczny pogląd na świat. Margrabia wspomniał o młoóieńcu, który mu towarzyszył.
de is dide ot Kubuś fatalista i jego pan 80
Był on wprzód mnichem reguły premonstrantów. Opuścił klasztor w niezwykłych oko-
licznościach; przyjaciele zalecili go margrabiemu; wziął go tedy na razie jako sekretarza,
nim się trafi co lepszego. Pan Kubusia rzekł:  To zabawne .
MARGRABIA DES ARCIS: Co pan W tym wióisz zabawnego?
PAN: Mówię o Kubusiu. Zaledwie weszliśmy do gospody, góie spęóiliśmy ostatnią
noc, Kubuś rzekł po cichu:  Panie, niech się pan przypatrzy dobrze temu młokosowi;
założę się, że był mnichem .
MARGRABIA: Nie wiem po czym, ale trafił. Czy pan się wcześnie kłaóie?
PAN: Zazwyczaj niezbyt; a óiś wieczór tym mniej mi pilno, ile że odbyliśmy ledwo
połowę stajania.
MARGRABIA DES ARCIS: Jeżeli pan nie ma na widoku nic pożyteczniejszego lub
przyjemniejszego, opowiem mu historię mego sekretarza; też nie należy do pospolitych.
PAN: Posłucham chętnie.
Słyszę cię, czytelniku; powiadasz: A amory Kubusia?& Czy myślisz, że nie jestem
ich równie ciekaw jak ty? Czy zapomniałeś, że Kubuś lubił mówić, a zwłaszcza mówić
o sobie: powszechny nałóg luói jego stanu; nałóg, który wyrywa ich ze zwykłego poni-
żenia, umieszcza na trybunie i przeobraża naraz w osobistości interesujące. Jaka, twoim
zdaniem, pobudka ściąga pospólstwo na miejsce publicznych egzekucyj? Okrucieństwo?
Mylicie się, lud nie jest okrutny: tego samego nieszczęśliwca, dokoła którego ruszto-
wania się ciśnie, wydarłby, gdyby mógł, z rąk sprawiedliwości. Zpieszy znęcony naóieją
widowiska, aby mieć co opowiadać wróciwszy do domu; to czy co innego, to mu obojęt-
ne, byleby odgrywał rolę, gromaóił koło siebie sąsiadów i byleby go słuchali. Wydajcie
na bulwarze wesoły festyn, a ujrzycie, iż miejsce kazni bęóie próżne. Lud jest chci-
wy widowisk i biegnie ku nim; bawi się raz, gdy w nich bierze uóiał, i ponownie, gdy
opowiada o nich za powrotem. Lud jest straszliwy w swej wściekłości: ale nie jest ona
trwałą. Własna nęóa uczyniła go współczującym; odwraca oczy od krwawego widowi-
ska, ku któremu się tłoczył; rozrzewnia się i wraca do domu płacząc& Wszystko, co tu
rozpowiadam, czytelniku, wiem od Kubusia; przyznaję się do tego, nie lubię bowiem
przypisywać sobie chwały cuóego rozumu. Kubuś nie uznawał ani występku ani cnoty;
utrzymywał, iż ma się naturę szczęśliwą albo nieszczęśliwą. Kiedy słyszał słowo nag o a
lub a a, wzruszał ramionami. Wedle niego nagroda jest zachętą dla dobrych; kara po-
strachem złych. Czymże mogą być innym, powiadał, skoro nie istnieje wolność i skoro
los nasz zapisany jest w górze? Wierzył, iż człowiek kroczy ku chwale lub hańbie z tą
samą koniecznością, z jaką kula, która by miała świadomość siebie samej, stacza się po
spaóistości. Gdybyśmy znali łańcuch przyczyn i skutków, które tworzą życie człowie-
ka od chwili naroóin aż do ostatniego tchnienia, zyskalibyśmy przekonanie, iż czynił
jedynie to, co musiał. Sprzeczałem się z Kubusiem o to wiele razy, ale bez możności prze-
konania go i bezowocnie. W istocie, cóż odpowieóieć komuś, kto powiada: Jakakolwiek
byłaby suma elementów z których się składam, jestem je en; owóż jedna przyczyna ma [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •