[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- To wszystko?
- Marzenia to bardzo osobiste sprawy. Mam jeszcze jedno, ale jest
bez szans. Niestety. Więc nie robię sobie nadziei. Ale bycie mamą Katie
jest jak najbardziej realne.
Pokręcił głową. Serce w niej zamarło. Nie zgodzi się.
- Chciałbym powiedzieć tak" - odezwał się cicho. - Ale nie mogę.
Już znalazłem dla niej rodzinę. Obiecałem.
pona
ous
l
a
d
an
sc
- Och tak... - Czuła łzy pod powiekami.
- Nie płacz - odezwał się zmienionym głosem. Otarł łzę z jej
policzka. - Proszę.
- Przepraszam. - Wytarła oczy. - Robisz, co według ciebie jest dla
niej najlepsze. Chcesz dla niej tradycyjnej, stabilnej rodziny.
Sam nigdy tego nie miał. Rodzice go zostawili. Dlatego z taką
desperacją pragnie uchronić przed tym Katie. By nigdy nie czuła się
gorsza i osamotniona.
Rozumie go, ale serce jej pęka.
- Opowiedz mi o rodzinie dla Katie - wyszeptała,
- Nie jest doskonała, ale przez to wymarzona dla Katie - zaczął. -
Przez te kilka tygodni wiele się nauczyłem. Teraz widzę, co dla człowieka
jest najważniejsze, czym w istocie jest prawdziwa rodzina. Jest coś
ważniejszego niż więzy krwi, liczy się miłość. To ona zbliża ludzi, ona
cementuje rodzinę. Tak było u państwa Zumigala. I taką rodzinę
znalazłem dla Katie. Jej nowy ojciec jest obciążony emocjonalnie, ale da
sobie z tym radę. A nowa mama... jest prawie idealna. Rodzina jest dla
niej najważniejsza. Nie myśli o sobie, tylko o innych. Taka sama będzie w
stosunku do Katie. Już ją pokochała... reszta będzie dodatkowym plusem.
Katie będzie mieć mamę i tatę, a niedługo może też rodzeństwo. Dom
pełen miłości. To chcę jej dać.
Pragnie dla niej tego samego. Kocha ją, dlatego jest gotowa
zrezygnować z marzenia.
- Masz rację. Zapowiada się wspaniale. Kiedy ją oddajesz? Bo...
- Nie oddaję.
- Jak to? Przecież powiedziałeś...
pona
ous
l
a
d
an
sc
- Powiedziałem, że znalazłem dla niej idealną rodzinę. Bo tak jest. -
Sięgnął do kieszeni, otworzył pudełeczko. - Kupię ci brylant czy co tam
zechcesz, ale pragnąłem dać ci ten pierścionek, prosząc o twoją rękę.
Wybraliśmy go wczoraj z Katie, gdy jechaliśmy od ciebie.
- Mac? - Głos jej się łamał.
- To taki sam pierścionek jak pani Z. Opowiedziała mi o węzle
celtyckim, to stara legenda. Ten węzeł symbolizuje dwa splecione życia.
W naszym przypadku to nie dwa, a trzy. Kocham cię. Prędzej czy pózniej
to by się stało. Prosiłbym cię o rękę, nawet gdyby nie pojawiła się Katie.
Popatrzyła na niego pytająco. Roześmiał się. - No dobrze, może by
to trwało dłużej. Katie wszystko przyśpieszyła. Zrozumiałem, że cię
kocham. Jesteśmy rodziną. Tak było nam przeznaczone. Ty i ja...
jesteśmy sobie pisani.
- Jesteś pewien? Mówiłeś...
- Mówiłem wiele rzeczy, ale nigdy nie powiedziałem żadnej
kobiecie, że ją kocham. Nie przypuszczałem, że kiedykolwiek to się
stanie. Ale też nigdy nie przypuszczałem, że będę ojcem. Teraz odkryłem,
że tak jest. Czuję się ojcem Katie. Jest moją córką. Częścią mnie samego.
Częścią ciebie. Jesteśmy ze sobą na zawsze związani, tak jak ten węzeł.
Chcę, żeby tak już zostało.
- Ja też - powiedziała, zarzucając mu ręce na szyję. Pocałowała go.
Katie, ściśnięta między nimi, śmiała się radośnie. - To ty jesteś moim
największym marzeniem. Choć nie myślałam, że to marzenie kiedyś się
spełni.
- Tak?
- Tak. Wyjdę za ciebie. Chcę być twoją żoną, chcę być mamą dla
pona
ous
l
a
d
an
sc
Katie.
- A co ze studiami?
- Kiedyś je skończę. Może zapiszę się na jakiś przedmiot, zacznę od
jesiennego semestru.
- Tym sposobem będziesz studiować bardzo długo.
- Chcę zostać w domu z dziećmi. Póki będą małe. Gdy podrosną,
dokończę studia i znajdę pracę.
- Z dziećmi? - zapytał cicho.
- Z dziećmi. Co najmniej dwoje lub troje. Chyba chcesz mieć nad
garażem kosz do koszykówki, jak u twoich rodziców? Poznasz moich
braci. Uważają się za moich obrońców,więc na początku mogą być
szorstcy, ale pokochają cię. To jest rodzina. I...
- Mia, to wszystko pięknie - rzekł cicho, przesuwając palcem po jej
policzku. - Ale teraz przestań już mówić i pocałuj mnie.
- Z przyjemnością, Larry. - Przytulając do siebie Katie, pochyliła
się ku niemu.
Pocałunek, który nie tylko pieczętuje ich słowa. Pocałunek, który
czyni z nich rodzinę.
EPILOG
- Katie, zatrzymaj się! - zawołała Mia.
Przycisnęła mocniej malutką Merry i rzuciła się za dziewczynką.
- Dobrze wiesz, że nie można podjeżdżać tak blisko ulicy!
Przestraszyłaś mnie.
- Przepraszam, mamusiu - wyszeptała Katie. Zeskoczyła z rowerka i
pona
ous
l
a
d
an
sc
objęła mamę. Pod dom podjechał Mac.
- Tata! - wykrzyknęła Katie.
- Jak się ma moja dziewczynka? - zapytał, biorąc ją na ręce i idąc
do Mii po zasłanym zabawkami trawniku.
- Dobrze, tatusiu, tylko nie mogę podjeżdżać rowerem blisko ulicy.
- Masz rację - przyznał z powagą. Popatrzył na żonę. Gdy Mac tak
na nią patrzy, zawsze brakuje jej tchu.
- Jak miewa się moja Merry Maid Marion? - zapytał miękko.
Mia przesunęła palcami po loczkach malutkiej córeczki. Nosi imię
po mamie Katie.
- Jak zawsze słodka.
- Ja nie jestem słodka, tatusiu - powiedziała Katie, zginając rączkę i
napinając muskuły. - Jestem silna. - Jesteś bardzo silna. - Pocałował ją i
uśmiechnął się do Mii. - Rodzice dzwonili na komórkę. Będą za pół
godziny.
- Baba i dziadzia! - wykrzyknęła Katie. - Ile to jest pół godziny?
- Niedługo - ze śmiechem zapewnił ją Mac. - Przyjedzie jeszcze
wujek Chet, wujek Marty i wujek Ryan.
- Och, jak ja to lubię! - cieszyła się Katie. - Ja zdmuchnę świeczki i
dostanę prezenty i...
Mia z uśmiechem przysłuchiwała się paplaninie małej. Obchodzą
dziś z Makiem drugą rocznicę. Dwa lata temu pobrali się i oficjalnie
zostali rodzicami Katie.
- Wspaniały dzień - rzekł Mac, z uśmiechem patrząc na swoją
rodzinę. - I jeszcze wiele takich przed nami.
Mia popatrzyła na Maca i Katie, przytuliła mocniej malutką Merry.
pona
ous
l
a
d
an
sc
To jej rodzina.
Rodzina zbudowana na tym, co najważniejsze... na głębokiej
miłości.
pona
ous
l
a
d
an
sc
[ Pobierz całość w formacie PDF ]