[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Zapewne. - Uśmiechnął się. - Zwłaszcza że ty i twoja mama nie potraficie
nawet zagotować wody na herbatę.
- Otóż przyjmij do wiadomości, że bardzo się pod tym względem poprawiłam -
odparła wyniosłym tonem. - Umiem już nawet podgrzać gotowe dania w kuchence
mikrofalowej.
- Alec nie wymagał od ciebie domowych posiłków?
- Opłacał dostawców żywności. A ja byłam jego wspólniczką i panią domu.
- No i zapewne przedmiotem zazdrości kolegów? - spytał i przymknął oczy. -
Przepraszam, to nie było miłe.
- I w dodatku jedynie częściowo prawdziwe. Nie należę do długonogich
piękności, a Alec był już wiele lat po rozwodzie, kiedy zaczęliśmy się spotykać.
Chciał mieć przyjaciółkę i partnera.
- Nie doceniasz swoich nóg. A czego ty oczekiwałaś od tego małżeństwa?
- Ja już się dzisiaj dość nazłościłam. Nie doprowadzisz mnie do szału tą
pseudopsychologiczną gadką. Nie, nie szukałam w Alecu ojca. Prawdę mówiąc,
chciałam dla odmiany być kochana.
- Czyli?
Wzruszyła ramionami i upiła łyk wina.
- Znasz to stare francuskie powiedzonko: w miłości jest tak, że jedna strona
kocha, a druga pozwala się kochać.
Odstawił kieliszek.
- 173 -
S
R
- I ty uważasz, że w naszym związku to ja pozwoliłem się kochać?
- A nie? Sądziłeś, że jesteś po prostu godny uwielbienia, a ja starałam się
sprostać twoim oczekiwaniom.
- Przecież ty uwielbiałaś tylko jakieś abstrakcyjne wyobrażenie mojej osoby, a
nie mnie. - Nadział krewetkę na widelec, lecz nie podniósł go do ust.
- Taki wizerunek skonstruowałeś na użytek publiczny... i mój. Nigdy nie
pozwoliłeś mi poznać prawdziwego ciebie. Przynajmniej tak twierdzisz.
Odłożył widelec i wypuścił ze świstem powietrze.
- Zrozumiałem dość wcześnie, że kobiety nie kochają nieudaczników. Nauczyła
mnie tego moja matka. Kiedy ojciec stracił pracę, próbowała być pomocna, ale nie
ukrywała pretensji i żalu, dopóki nie dostał kolejnej posady. Gdyby mu się to nie
udało, na pewno zażądałaby rozwodu.
- Nie wszystkie kobiety reagują w ten sposób.
- Ale większość tak, niezależnie od tego, jak bardzo by się starała to zmienić.
- Nie porównuj mnie ze swoją matką. Ona zawsze uważała, że nie jestem dla
ciebie wystarczająco dobra.
- Przynajmniej wiązałyście ze mną te same plany. Powinnaś była ją słyszeć,
kiedy powiedziałem, że wyjeżdżam z Nowego Jorku do Missisipi.
- Ale przecież wybierałeś się tam z Melbą. A ją chyba lubiła - rzekła sucho
Kate.
David ujął jej rękę. Zamarła, ale nie wyrwała jej.
- Ona naprawdę darzyła cię sympatią. Zdecydowanym gestem cofnęła dłoń.
- Twoja matka?! Bądz realistą!
- Naprawdę. Obawiała się tylko twojego pochodzenia, wiedzy... A kiedy
kazałaś mi pójść do diabła... Cóż, nie zapominaj, że matka zawsze uważała mnie za
ideał.
- Większość matek ma taką opinię o swoich synach.
- Odkąd ojciec przeszedł na emeryturę, mama bardzo złagodniała. Ale nadal nie
potrafi gotować - dodał, wzruszając ramionami.
- Ale sprząta przez cały dzień jak szalona, prawda? Zaśmiał się, lecz
natychmiast spoważniał.
- 174 -
S
R
- Jakoś nie możemy uwolnić się od tego, kim byliśmy i co robiliśmy. Czy to się
nam kiedykolwiek uda?
- Nie całkiem. - Odsunęła krzesło od stołu i wstała. - Nagle straciłam apetyt.
Zawiez mnie do motelu.
Podniósł się z krzesła.
- Nie ma mowy.
- Davidzie...
- Posłuchaj, możesz spać w gościnnym pokoju, a nawet zaryglować drzwi i
jeszcze podstawić krzesło pod klamkę. Nie chcę, żebyś była sama w motelu,
szczególnie teraz, kiedy Arnold chce zostać w Jackson.
- Jestem zbyt zmęczona, żeby się z tobą kłócić. Czuję się tak, jakbym biegała
przez co najmniej dwadzieścia lat.
Stanął za nią i zaczął masować jej kark.
- Odnoszę wrażenie, że masz metalowe sztaby zamiast ramion - powiedział
cicho.
Zesztywniała, ale pod wpływem jego dotyku rozluzniła mięśnie.
- Pamiętasz, kiedyś robiłem to co wieczór... - szepnął, zbliżając usta do jej ucha.
Musiał jednak panować nad emocjami, by jej do siebie nie zrazić. Miał zamiar
zachować się jak dżentelmen.
- Zawsze czekałam na te twoje masaże - powiedziała cicho i mruknęła jak
kotka.
Uśmiechnął się. Znał to mruknięcie. Był bliski celu.
- A ja czekam teraz na coś innego. Roześmiała się krótkim seksownym
śmiechem.
- Było nam dobrze razem.
- Tak.
- I znów może tak być. Pokręciła lekko głową.
- Jesteśmy innymi ludzmi. Nasze drogi się rozeszły.
- Ale nasze ciała się nie zmieniły - szepnął, muskając delikatnie jej ucho. -
Twoja bliskość działa na mnie po prostu piorunująco - dodał cicho, całując ją w szyję.
- Nie wolno nam... - jęknęła.
- 175 -
S
R
- Wolno. Jesteśmy dla siebie stworzeni, kochana.
- Nigdy mnie tak nie nazwałeś. Nigdy nie mówiłeś o miłości... Nigdy.
- Może nie słowami, ale próbowałem ci to okazać codziennie, w każdej
godzinie.
- To się nie liczy. Potrzebowałam zapewnień.
- Więc sądziłaś, że cię nie kocham? Ależ ja cię zawsze kochałem i będę kochał.
Tylko że kiedyś w stosunku do innych kobiet nadużywałem słów. Nas łączyło coś
niezwykłego, szczególnego. To ty mnie nauczyłaś, czym jest prawdziwa miłość. -
Dotknął jej ramienia. - Popatrz na mnie. Wolno odwróciła do niego twarz.
- Zawsze będę cię kochać, rozumiesz?
- Nawet jeśli wszystko się skończy i już się nie spotkamy?
- Nawet nie biorę pod uwagę takiej możliwości.
- Ale ona istnieje.
- Są samoloty, samochody. Z Georgii do Missisipi wcale nie jest tak daleko.
- Ale Chiny leżą na drugim końcu świata.
- Wcale nie muszę tam jechać.
- Musisz. Najważniejszą rzeczą, jakiej się nauczyłam, jest to, że trzeba
[ Pobierz całość w formacie PDF ]