[ Pobierz całość w formacie PDF ]

inny termin. Z ochotą zobaczyłabym się z tobą, wiesz jednak, że mamy gardłowy
termin. Spodziewamy się, że dzisiaj jeszcze sfinalizujemy przedsięwzięcie.
Rozumiesz, mam nadzieję.
- Rozumiem - przyznał Jack. - %7ładen problem.
- Zadzwoń do mnie jutro. Może uda nam się wyrwać po południu na kawę albo coś
podobnego.
Obiecał, że zadzwoni, i życzył jej wszystkiego najlepszego. Odłożył słuchawkę
i poczuł się jeszcze bardziej samotny. Po tylu latach dobrowolnego skazania
się na samotność zrobił wielki wysiłek, aby nawiązać towarzyskie stosunki i
poniósł porażkę.
Zadziwiając coraz bardziej samego siebie, odnalazł numer do Laurie i
zadzwonił. Próbując pokryć zdenerwowanie dowcipem, poinformował, że oczekiwana
przez niego grupa zakonnic w ostatniej chwili zrezygnowała.
- Czy to znaczy, że chcesz iść na przyjęcie? - zapytała Laurie.
- Jeśli mnie zabierzesz.
- Z rozkoszą - odpowiedziała.
Rozdział 22
Niedziela, godzina 9.00, 24 marca 1996 roku
Jack czytał właśnie jedno z tych swoich medycznych czasopism, gdy zadzwonił
telefon. Od rana jeszcze się do nikogo nie odezwał, więc głos jego brzmiał
chrapliwie.
- Chyba cię nie obudziłam? - w słuchawce zabrzmiał głos Laurie.
- Nie śpię już całe wieki - zapewnił ją.
- Dzwonię, ponieważ mnie o to prosiłeś - przypomniała Laurie. - Inaczej nie
zawracałabym ci głowy w niedzielny poranek.
- Dla mnie to nie jest wczesna pora.
- Ale pózno wróciłeś do domu.
- Nie było tak bardzo pózno, a poza tym niezależnie od tego, jak pózno kładę
się spać, i tak zawsze wstaję wcześnie.
- W każdym razie chciałeś wiedzieć, czy w nocy pojawiły się jakieś kolejne
ofiary infekcji z General. Nic nie było. Janice poinformowała mnie, że w
szpitalu nie ma ani jednego przypadku zachorowania na gorączkę Gór Skalistych.
To dobra wiadomość, prawda?
- Bardzo dobra - zgodził się Jack.
- Moi rodzice byli tobą zachwyceni - dodała. - Mam nadzieję, że dobrze się
bawiłeś.
- Tak, to był przemiły wieczór. Szczerze powiedziawszy, trochę mi głupio, że
się tak zasiedziałem. Dziękuję za zaproszenie i podziękuj rodzicom. Nie
mogliby być bardziej gościnni.
- Musimy to kiedyś powtórzyć - stwierdziła Laurie.
- Bezwarunkowo - potwierdził Jack.
Odwiesił słuchawkę i próbował wrócić do czytania. Jednak myślami wrócił do
poprzedniego wieczoru. Rzeczywiście miło spędził czas. Bawił się lepiej, niż
mógł przypuszczać, i to go najbardziej kłopotało. Pilnował się przez pięć lat
i nagle, bez ostrzeżenia, zaczął się dobrze czuć w towarzystwie dwóch całkiem
różnych kobiet.
U Laurie podobała mu się swoboda, jaką czuł w jej towarzystwie. Teresa
natomiast potrafiła być wyniosła nawet wtedy, gdy stawała się wyjątkowo
opiekuńcza. Teresa onieśmielała go bardziej niż Laurie, ale równocześnie
stanowiła jakby wyzwanie, co bardziej odpowiadało brawurowemu stylowi życia
Jacka. Gdy jednak miał okazję zobaczyć sposób, w jaki Laurie traktuje
rodziców, zaczął doceniać jej otwarcie i serdeczność wybijającą się nad inne
cechy. Wyobraził sobie, że mając za ojca napuszonego kardiochirurga, nie mogło
to być łatwe.
Laurie próbowała naciągnąć Jacka na osobiste wynurzenia, gdy tylko starsza
generacja zakończyła biesiadowanie, lecz bez powodzenia. Chociaż go kusiło.
Nieco otworzył się przed Teresą poprzedniej nocy i z zaskoczeniem doszedł do
wniosku, że rozmowa przynosi ulgę. Wczoraj wrócił jednak do swojej starej
strategii polegającej na skierowaniu rozmowy na drugą osobę i dowiedział się
kilku niespodziewanych rzeczy.
Najbardziej zaskoczyła go informacja, że Laurie nie jest z nikim związana.
Przypuszczał, iż ktoś równie pociągający i wrażliwy jak ona musi kogoś mieć, a
tymczasem twierdziła, że nawet nieczęsto umawia się na randki. Opowiedziała o
policjancie, z którym kiedyś się spotykała, ale sprawa była już nieaktualna.
Wreszcie wrócił do czasopisma. Czytał, dopóki głód nie wygnał go z domu do
baru. Wracając z lunchu, zobaczył, że wokół boiska zaczęły się już zbierać
grupki chłopaków. Spragniony ruchu skoczył szybko do domu, przebrał się i
dołączył do nich.
Grał przez kilka godzin. Niestety rzuty nie były tak celne jak poprzedniego
dnia. Warren niemiłosiernie pokpiwał z niego, tym bardziej że w kilku meczach
grali w przeciwnych drużynach. Odbijał sobie za porażki sobotniego popołudnia.
O trzeciej po południu, po kolejnym przegranym meczu, co oznaczało konieczność
przeczekania trzech, a może nawet więcej meczy, poddał się i wrócił do domu.
Po prysznicu znowu próbował czytać. Szybko odkrył, że myślami ciągle wraca do
Teresy.
Zaniepokojony tym wewnętrznym roztargnieniem, postanowił nie dzwonić do niej.
Wytrzymał mniej więcej do czwartej. W końcu prosiła go o telefon. Co
ważniejsze, chciał z nią porozmawiać. Skoro częściowo otworzył się przed nią,
miał wrażenie, że musi odkryć całą prawdę. Czuł, że to jej się należy.
Bardziej podenerwowany niż wczoraj wykręcił numer.
Tym razem była bardziej chętna. Właściwie trzeba powiedzieć - zapalona.
- Zeszłej nocy zrobiliśmy olbrzymi postęp - oznajmiła z dumą. - Wprawimy w
zdumienie zarząd firmy. Dzięki tobie ten pomysł z czystością w szpitalu i małą
liczbą infekcji szpitalnych stał się świetnym haczykiem. Złapiemy na niego
dużą rybę. A z tą sterylizacją to mieliśmy nawet mały ubaw.
W końcu ogródkami Jack zapytał, czy nie miałaby ochoty na kawę. Nie omieszkał
przy tym wspomnieć, że to był jej pomysł.
- Z ochotą - odpowiedziała bez wahania. - Kiedy?
- Może teraz?
- Zwietnie.
Spotkali się w małej francuskiej kawiarence na Madison Avenue pomiędzy
Sześćdziesiątą Pierwszą a Sześćdziesiątą Drugą, w pobliżu firmy Willow i
Heath. Jack zjawił się pierwszy, zajął stolik i zamówił filiżankę kawy z
ekspresu.
Chwilę pózniej przyszła Teresa. Pomachała mu przez okno, a po wejściu zmusiła
go do przejścia przez rutynowy zabieg przyciskania się policzkami. Tryskała
energią. Zamówiła cappuccino bez kofeiny u niezwykle uprzejmego kelnera.
Gdy zostali sami, pochyliła się nad stolikiem i ujęła dłoń Jacka.
- Jak się czujesz? - zapytała. Spojrzała mu w oczy, a potem obejrzała szczękę.
- yrenice masz równe i wyglądasz niezle. Myślałam, że będziesz sinofioletowy.
- Czuję się lepiej, niż się spodziewałem - przyznał.
Bez dalszych wstępów Teresa oddała się ekscytującemu monologowi o zbliżającym
się przeglądzie i jak wszystko cudownie wraca na swoje miejsce. Wyjaśniła, co
oznacza słowo "ripomatic" i jak udało im się połączyć sekwencje z różnych [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •