[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Nic nie podejrzewają?
Daemon pokręcił głową.
 Nic poza normą, ale oni zawsze przesadzają.  Zamilkł, wpatrując mi się w oczy w
przyćmionym świetle na ganku.  Naprawdę nie musisz się martwić. Jesteś bezpieczna.
To nie o siebie się martwiłam... o ludzie, jest ze mną zle. Mój instynkt
samozachowawczy oszalał. I naprawdę musiałam się stąd wydostać.
 No dobra, idę do domu.
 Kat...
 Nie.  Machnęłam na niego ręką i zeszłam po schodkach.  Naprawdę muszę iść do
domu. Blake dzwonił i muszę do niego oddzwonić.
 Boris może poczekać  odparł Daemon.
 Blake  powiedziałam i zatrzymałam się na chodniku. Dee rozważnie wróciła do
środka, ale Daemon podszedł do skraju ganku. Czułam, że moje myśli i emocje są
obnażone, gdy spotkałam jego wzrok.  Zadawali mi sporo pytań... szczególnie ta kobieta.
 Nancy Husher  powiedział i zmarszczył brwi. Sekundę pózniej stał już przy mnie. 
Najwyrazniej to gruba ryba w DOD. Chcieli wiedzieć, co się wydarzyło w Halloween.
Przedstawiłem im wersję poprawioną-przez-Daemona.
 I uwierzyli ci?
Skinął głową.
 Bez żadnych zastrzeżeń.
Zadrżałam.
 Ale to nie byłeś ty, Daemon. Tylko ja. Albo my wszyscy.
 Wiem, ale oni tego nie wiedzą.  Jego głos obniżył się, gdy przyłożył mi dłoń do
policzka.  Nigdy się o tym nie dowiedzą.
Zamknęłam oczy. Ciepło jego ręki złagodziło strach.
 To nie o siebie się martwię. Jeśli pomyślą, że wysadziłeś satelitę, uznają cię za
zagrożenie.
 Albo pomyślą, że jestem aż taki zajebisty.
 To nie śmieszne  wyszeptałam.
 Wiem.  Daemon zbliżył się i zanim zauważyłam, znowu byłam w jego objęciach. 
Nie martw się o mnie czy o Dee. Poradzimy siebie z DOD. Zaufaj mi.
Pozwoliłam mu się tak trzymać jeszcze przez chwilę, otoczona jego ciepłem, ale potem
wyślizgnęłam się z jego ramion.
 Nie powiedziałam nic tej kobiecie. Ale ten przeklęty telefon zadzwonił, gdy
wysiadałam z samochodu. Wiedziała, że skłamaliśmy co do tego, dlaczego tam byliśmy.
 Nie obchodzi ich, czy kłamiemy na temat telefonu. Pewnie myślą, że byliśmy się tam
obściskiwać czy coś. Nie musisz się martwić, Kat.
Ale niepokój nie zniknął. Ciągle we mnie krążył. Coś w tej Nancy było. Jakby coś
kalkulowała. Jakby to był test, a my go oblaliśmy.
Uniosłam głowę i napotkałam jego wzrok.
 Cieszę się, że nic ci nie jest.
Uśmiechnął się.
 Wiem.
Całą noc mogłabym tu stać i patrzeć w te błyszczące oczy, ale coś mi kazało uciec od
niego najdalej i najszybciej jak to możliwe. Nic dobrego nie wyjdzie z tego wszystkiego.
Odwróciłam się i odeszłam.
Rozdział 16
Jak się spodziewałam, większą część Dziękczynienia spędziłam sama, wałęsając się po
domu. Mama była zawalona pracą. Miała dwie zmiany, przez co nie będzie jej w domu od
popołudnia w czwartek aż do południa w piątek.
Mogłabym pójść naprzeciwko. Zarówno Dee jak i Daemon mnie zaprosili, ale nie
czułabym się dobrze, wkraczając w kosmiczne Dziękczynienie. I wiedziałam, że każdy, kto
się tam pojawił, jest w sekrecie ET, bo przecież jak podglądaczka zerkałam przez okno za
każdym razem, gdy naprzeciwko trzasnęły drzwi. Nawet Ash przyjechała z braćmi. Chociaż
wyglądała, jakby szła na pogrzeb, a nie rodzinny obiad.
Części mnie nie podobało się to, że tam była. O tak, byłam zazdrosna. Głupia.
Ale dobrze zrobiłam, że nie poszłam.
Byłam kłębkiem nerwów. Dzisiaj przewróciłam stolik do kawy, roztrzaskałam trzy
szklanki i wysadziłam żarówkę. Przebywanie z innymi pewnie jest dobrym pomysłem, ale
miło by było zatracić się w świętowaniu chociaż na chwilę. Jedyny pozytyw był taki, że nie
doskwierał mi rozdzierający ból głowy.
Około szóstej wieczorem poczułam tak bardzo znajome łaskotanie na karku tuż przed
tym, jak Daemon zapukał. Rozrastała się we mnie kula emocji, gdy pospieszyłam do drzwi.
Pierwszą rzeczą, jaką zauważyłam, było wielkie pudło przy nim, a także zapach
pieczonego indyka i batatów.
 Hej  powiedział, wyciągając przed siebie stos przykrytych talerzy.  Szczęśliwego
Zwięta Dziękczynienia.
Zamrugałam powoli.
 Szczęśliwego Zwięta Dziękczynienia.
 Zamierzasz mnie zaprosić?  Potrząsnął talerzami.  Przychodzę z darami w formie
jedzenia.
Odeszłam na bok.
Wszedł do środka z szerokim uśmiechem i machnął wolną ręką. Karton podniósł się z
ganku i podążył za nim jak pies. Wylądował dokładnie w korytarzu. Zanim zamknęłam
drzwi, dostrzegłam Ash i Andrew wsiadających do samochodu. %7ładne z nich się nie
obejrzało.
Poczułam gulę w gardle, gdy odwróciłam się do Daemona.
 Przyniosłem po trochu wszystkiego.  Skierował się do kuchni.  Mam indyka, bataty, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •