[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jezu! To pan dyrektor!...
Chwila ciszy i dziki, straszliwy, nieartykułowany krzyk kobiecy...
Znał ten głos, na pewno znał i gdyby nie ta potworna huśtawka, nie ten morderczy ruch
wahadłowy, na pewno poznałby... Któż to woła nad nim tak rozpaczliwie:
Pawle!... Pawle!... Ty żyjesz... Pawle... kochany.
I męski głos:
%7łyje, bo krew nie krzepnie, póki idzie, poty znak, że żyje.
Tak, to szofer, jego własny szofer, ale kto jest ta kobieta... Wahadło zatoczyło nowy osza-
łamiający krąg i wpadło w jakiś nieprawdopodobny wir. Głosy się zmieszały, a pózniej zno-
wu rozległ się warkot samochodu. Odjeżdżają. Przekonali się, że jest trupem, i zostawiają go
tu. Nie może im dać niczym znaku, że słyszy ich, że myśli, że żyje... A może to właśnie jest
śmierć... Motor samochodu warczy, lecz nie oddala się... Wciąż warczy bardzo blisko. Teraz
zrozumiał: wiozą go, lecz dlaczego nie czuje ani bólu, ani ruchu samochodu, ani dotyku po-
duszek?... Zawieszony jest jakby w próżni.
Warkot ustał i znowu odezwały się głosy:
Ostrożnie, za rogi płaszcza...
Podtrzymać głowę!
Nie oddycha...
I znów ten głos kobiecy, głos drżący przerażeniem:
Wolniej, doktorze, wolniej! On musi strasznie cierpieć.
I niski baryton:
O to może pan dyrektor nie niepokoić się. Na pewno nie czuje bólu, bo jest zupełnie nie-
przytomny. Jeżeli w ogóle żyje...
151
%7łyje, na pewno żyje odezwał się głos kobiecy.
Tupot wielu nóg, szczęk otwieranych drzwi i dyspozycje, wydawane przez niski baryto-
nowy głos:
Tu położyć. Uważnie. Zabrać te poduszki. Ciepła woda i ręczniki. Zatelefonować do
doktora Aukowskiego. Znajdzie pan w książce telefonicznej. Powiedzieć: pęknięcie czaszki,
natychmiastowa operacja. Panie Kaczkowski, kamforę, dwa zastrzyki...
Znowu tupot nóg i jakiś inny głos:
Pulsu ani śladu. Lusterko do ust.
Jest. Co jest? Leciutki ślad na szkle. Oddycha...
Nieznośna huśtawka zaczynała zwalniać swe szalone tempo, lecz jednocześnie nieopisany
ból przeszył plecy wzdłuż stosu pacierzowego.
Trwał sekundę, lecz po pewnym czasie znów się odezwał z większą jeszcze siłą. Spłynął
ku górze i utkwił w czaszce.
Paweł uprzytomnił sobie, że to prawdopodobnie robią operację... Pęknięta czaszka... Ból
wracał szalonymi porywami, w miarę jednak, jak te się powtarzały, zdawały się coraz bar-
dziej tępieć, aż przeszły w huk, dudniący huk, wśród którego ledwie dobiegały jego uszu gło-
sy z zewnątrz.
Teraz już wiedział, że go przenoszą, że poruszają jego rękami, że obmywają mu rany.
Zdawał sobie z tego sprawę, lecz nie czuł dotyku. Pózniej było dokoła znowu dużo ruchu, aż
wszystko ucichło.
Pozostało tylko szybkie, gorączkowe cykanie zegarka, lecz i to rozpłynęło się w ciszy.
Musiał zapadać w sen czy w malignę, gdyż cisza zaczęła dzwonić, a w niej jakiś bardzo
znajomy głos powtarzał szeptem:
Będziesz żył. Pawle, będziesz żył... i znowu powtarzał: Będziesz żył...
KONIEC TOMU PIERWSZEGO
152
[ Pobierz całość w formacie PDF ]