[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zabrania. Może jednak...
W tejże chwili ekran zamrugał i przed zaskoczoną radą pojawił się Poydex, obecny szef Korpusu
Merkurego.
Pułkownik nie przeprosił nawet za nagłe najście. Był blady i dziwnie wzburzony.
- Właśnie otrzymałem informację o planowanym zamachu. Proszę wszystkich państwa o
zastosowanie się do poleceń ochrony, aż niebezpieczeństwo zostanie zażegnane.
Członkowie rady obejrzeli się na drzwi, które otwarły się właśnie z hukiem. Centralę wypełnili
ponurzy ochroniarze. Zdumieni władcy imperium dali się wyprowadzić potulnie jak dzieci.
Zgrupowana w pobliżu systemu Hondżo flota wciąż czekała.
Zespół Stena skierował się do majątku nieboszczyka Sullamory. Pierwszą część drogi przebyli w
maksymalnym pośpiechu. W górze przemykały czasem ślizgacze, jednak wyraznie nie należały
one do bezpieki. Z nastaniem dnia schronili się w nadrzecznej pieczarze, wyszukanej uprzednio
przez F lese. Przeżuli pozbawiony smaku przydziałowy posiłek i spróbowali się zdrzemnąć.
Obudziły ich głuche wstrząsy, przypominające trzęsienie ziemi. Wymienili gestami uwagi -
odruchowo unikali najcichszego nawet szeptu. Komunikaty sprowadzały się do prostego
stwierdzenia:
 Cel wylądował .
Od tej chwili każdy obiekt należało uznać za wrogi.
Tuż po zmroku ruszyli w dalszą drogę. Na pierwsze pasywne czujniki natknęli się jakieś dziesięć
kilometrów od majątku. Szybko je ogłupili, podsuwając elektroniczne łgarstwa ( niczego nie
widzisz, niczego nie słyszysz ) i poszli dalej. Następna linia dozoru opierała się na bardziej
wyrafinowanych czujnikach, ale i te udało się obejść. Potem dotarli do starej drogi. Dane
dostarczone przez skrzydlatych zwiadowców były jak najbardziej aktualne. Idealnie rozminęli się
z patrolem, który przemierzał szlak niezmiennie o tych samych porach. Cóż, rutyna i zasady
bezpieczeństwa wykluczają się wzajemnie.
Nawet, jeśli patrol składa się z aż pięciu Mantisowców. Jeden z N Ranów przykucnął przy Stenie.
 Aatwizna - pokazał ręką.
Kilometr od celu Sten wybrał niewielki pagórek, dający dobry widok na okolicę i zarazem niejakie
schronienie.  Tutaj - zasygnalizował. -  Montujemy .
Otworzyli walizy i wyjęli dwa pociski. Wyglądały zupełnie jak standardowe rakiety typu ziemia-
ziemia krótkiego zasięgu; takie z samonaprowadzaniem, które należało tylko wystrzelić, a one
same znajdowały cel. Jednak pozory myliły. Ciekłe paliwo zastąpiono w nich stałym, dość
specyficznym zresztą, bo spalającym się bardzo wolno. Pociski należało wystrzelić jak najbliżej
celu. Powiększono głowicę bojową, usunięto mechanizm samonaprowadzający, zostawiając
jedynie prymitywne żyro i rurkę pilota na samym szczycie. Wysunięto nogi teleskopowych
stojaków i szybko zmontowano proste wyrzutnie o kształcie iksa. Archulerowie sięgnęli do swoich
plecaków, w których trzymali dwa zwoje nici molekularnej, każdy długi na dwa kilometry i
zakończony mikrojoystickiem. Drugie ich końce przymocowali do rakiet i byli już gotowi.
Pozostali zdjęli fototropiczne uniformy. Pod spodem nosili typowe mundury polowe Gwardii, takie
same jak strażnicy wewnątrz majątku. Sten dał sygnał do zejścia ze wzgórza. Znowu musieli
obejść czujniki - w tym ostre jak brzytwa druty rozpięte na wysokości łydek - miny, pułapki.
Kolejne warty.
Przeszli je bez trudu. Może nawet zbyt łatwo...
Ale mniejsza z tym. Dotarli do zapadliny. Płasko uniesiona dłoń w pogotowiu... Tuż przed nimi
widniało ostatnie ogrodzenie. I cel. Teraz powinna się zacząć krwawa łaznia. Oby tylko po jednej
stronie.
Faza pierwsza: na radiowy sygnał Stena odpalone zostaną oba pociski. Faza druga zacznie się
dziesięć sekund pózniej. Sten przewidywał, że systemy obronne są w stanie obezwładnić, lub po
prostu zablokować każdy w miarę nowoczesny system sterowania pociskiem. Dlatego wybrał
najbardziej prymitywny - czyli za pomocą przewodu światłowodowego. Wynaleziono go kilka
tysięcy lat temu i miał wiele wad. Operator musiał dokładnie śledzić akcję i naprowadzać pocisk
aż do samego końca. Cel musiał być zatem w zasięgu wzroku. W dodatku kabel mógł się w coś
zaplątać i zerwać. Nie mówiąc już o tym, że cel mógłby próbować uniknąć ataku. Ostatecznie nie
każdy lubi obrywać rakietą. To jednak było najmniejszym zmartwieniem. Sten nie miał zamiaru
bawić się w Leonidasa, chciał jedynie skrytobójczo wbić nóż w plecy.
Poza tym ten drut nie miał prawa się zerwać.
Najgorsze było co innego. Jeśli mianowicie pocisk leciałby ze swoją zwykłą szybkością, operator
nie miałby najmniejszych szans naprowadzenia go na cel. Za szybko, za mało czasu. Dlatego
należało spowolnić rakietę do tego stopnia, by manewrujące kulką sterowniczą palce nadążały za
impulsami mózgu. Dawało to jednak obrońcom sposobność, aby zniszczyć zarówno pocisk, jak i
operatora. Sten pocieszał się, że do tego zapewne nie dojdzie.
Luksusowe rezydencje rzadko odpowiadają ogniem - uznał optymistycznie.
Pierwsza głowica eksplodująca na terenie majątku winna wywołać chaos, wzniecić kilka pożarów,
posiać panikę. Wtedy przybędzie Sten ze swoimi, w roli  ekipy ratunkowej . Samarytanie z
morderczymi zamiarami... Zgładzą członków rady, wycofają się i zerwą kontakt, oddalając się do
punktu zbornego. Sygnał odpalenia pocisków dotrze również do Kilgoura, który wówczas wynurzy
myśliwca i poleci nim w górę rzeki.
Potem wszyscy wrócą do domu i obleją zwycięstwo.
Koniec czekania. Do dzieła.
Sten musnął guzik.
Raz...
Pierwszy pocisk poszybował ku głównemu budynkowi rezydencji.
Trzy sekundy...
Faye Archuler okleiła drut kolczasty laseczką plastiku i palcem wcisnęła weń zapalnik.
Sześć...
Pierwszy pocisk  pełzł wciąż z mizerną szybkością - trochę ponad dwieście kilometrów na
godzinę.
Osiem...
Aadunek eksplodował otwierając przejście.
Dziesięć...
Drugi pocisk opuścił wyrzutnię.
Jedenaście...
- Granaty! - krzyknął Sten. Wszyscy wcisnęli zapalniki czasowe i cisnęli granaty na teren
posiadłości.
Trzynaście...
Sten pierwszy zerwał się na nogi i przebiegł przez dziurę w ogrodzeniu. Może właśnie to ocaliło
mu życie.
Piętnaście...
Granaty eksplodowały, siejąc na wszystkie strony promieniowaniem, w pasmach widzialnych i
niewidzialnych.
Osiemnaście sekund...
Pułapka zadziałała.
Z ukrycia wyleciały dwa opancerzone, imperialne ślizgacze z wielolufowymi działkami na
pokładach. Nad wieżyczkami wyrastały wyrzutnie rakiet.
Dwadzieścia jeden...
Pierwszy pocisk był już tylko cztery sekundy od celu. System sterowania działka wychwycił go
błyskawicznie i zasypał pociskami z uranowym rdzeniem. Poszatkowana rakieta buchnęła
płomieniem.
Dwadzieścia pięć...
Wyrzutnia ślizgacza wyszukała cel i wyrzuciła dwadzieścia jeden niekierowanych pocisków.
Dwadzieścia osiem sekund...
Rakietki przeorały teren wokół wyrzutni zespołu. Obaj N Ranowie zniknęli w ogniu eksplozji.
Pozbawiony sterowania drugi pocisk wystrzelił pionowo w niebo.
Dwadzieścia dziewięć sekund...
Akashi zahaczył obcasem o zapalnik miny, niecałą godzinę wcześniej ukrytej wśród trawy.
Aadunek urwał mu nogi. W tej samej chwili pocisk dopadł Montoyę. Kolejny wybuch rzucił na
wpół przytomnego Stena aż na druty.
Pośmiertnik Montoyi eksplodował. Purpurowa plama wśród nocy.
Trzydzieści jeden...
Wysoko w górze drugi pocisk Stena zdetonował głowicę. Bez szkody dla kogokolwiek.
Trzydzieści sześć... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •