[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ciało starszego mężczyzny, zapewne służącego, sądząc po nocnej koszuli z surowego płótna, leżało
za pierwszym zakrętem schodów. Być może miała przed sobą kamerdynera ciotki. Był zimny i
patrzył przed siebie szeroko otwartymi oczami. Krew z ciętej rany na piersi splamiła koszulę.
Musiał zakończyć życie w nocy, bo, oprócz stroju, wskazywała na to świeca, którą musiał upuścić,
padając. Leżała niżej na osmalonym stopniu.
Pilar zachwiała się lekko, pochylając nad ciałem. Niepokój przerodził się w przerażenie. Panika
ścisnęła jej serce na kształt lodowatej obręczy. Co tutaj zaszło? Gdzie jest ciotka?
Gdy znowu usłyszała ciche stąpnięcie, wykonała znak krzyża nad martwym mężczyzną i przeszła
ostrożnie nad rozciągniętym ciałem. Posuwała się do góry powoli, trzymając się blisko ściany.
Pierwsze piętro stanowiło labirynt saloników i sypialni ułożonych w amfiladzie. Pilar nie potrafiła
określić, w którą stonę udał się Refugio. Już miała otworzyć usta, aby go zawołać, lecz zmieniła
zamiar, dochodząc do wniosku, że lepiej nie zakłócać panującej wszędzie ciszy.
Przechodziła przez kolejne komnaty, aż w końcu dotarła do dwuskrzydłowych drzwi, większych i
bogaciej zdobionych od pozostałych. Pokonała przedsionek, weszła do ouduaru, w którym sporo
miejsca zajmowaÅ‚ ma¬sywny piec z flandryjskich kafli, i rozgarnÄ…wszy zielone portiery,
zasłaniające wejście, znalazła się w sypialni. N a podwyższeniu stało malowane, zdobione
mosiężnymi ornamentami łoże z kolumienkami, których szczyty ozdobione były pękami strusich
piór.
Na podłodze obok łóżka leżała służąca w szalu narzuconym na nocną koszulę. Siwe włosy opadły
jej na plecy. Podobnie jak kamerdyner zginęła od ciosu nożem.
Ciotka Pilar siedziała w przepastnym łożu, wsparta na dwóch poduszkach, z Biblią na kolanach. Na
głowie miała wytworny czepek z francuskiej koronki, obramowany różową wstążką. Krwawy ślad
na szyi przypominał czerwoną tasiemkę. Refugio nachylał się nad ciotką, dotykając palcami jej
twarzy.
Pilar wydała z siebie cichy jęk przerażenia.
Refugio odwrócił się gwałtownie. Zaklął siarczyście, po czym w paru krokach znalazł się przy Pilar
i chwyciwszy ją pod ramię, wyprowadził z sypialni.
- Nie! Nie! - Zapierała się w drzwiach, chwytając klamki. - Muszę wiedzieć, czy ona ...
- Zyje? Nie, zdecydowanie, nie. Jest martwa od co najmniej dziesięciu godzin, a może i dłużej.
Chcesz wiedzieć, czy możesz jej pomóc? Nie, właśnie zamknąłem jej oczy. Nic więcej dla niej
zrobić nie można.
- Myślisz, że to sprawka don Estebana? - zapytała słabym głosem.
- Raczej jego najemników. Ktokolwiek to uczynił, los sprzyja Estebanowi. Wolę jednak myśleć, że
to jego dzieło. - Jak on mógł? Jak śmiał? - Potrząsnęła głową. Ten gest oznaczał nie tyle
niedowierzanie, co niemożność pogodzenia się z prawdą.
- Jak? Po prostu. On uważa, że najważniejsze są jego życzenia, jego potrzeby i jego wola. A co do
śmiałości... tylu ludzi posłał na tamten świat, że jeszcze jedna śmierć nie robi na nim wrażenia.
Gorycz w jego głosie pomogła jej opanować strach.
- Tak mi przykro - powiedziała. - Ogarnęły cię wspomnienia.
- Raczej poczucie klęski.
Pomimo zamkniętych okiennic w półmroku sypialni dostrzegła na jego twarzy grymas pogardy.
- Dlaczego? Przecież nic nie mogłeś zrobić.
- Mogłem, gdybym dobrze pomyślał. Zamiast tego, pusząc się jak paw, ścigałem chimerę, śniąc o
niemożliwym. Powinno się mnie obedrzeć ze skóry.
- W tym, co się stało, nie ma twojej winy - ucięła oschle. - Ciotka żyłaby, gdybym nie wciągnęła jej
w mo¬Je sprawy.
Jakiś czas wpatrywał się w nią nieruchomym wzrokiem.
- Chcesz zdjąć z moich barków ciężar poczucia winy czy dzielić go? Zbędna uprzejmość. Nie
zagrzewa mnie do działania.
- Sądziłam, że wystarcza ci nienawiść.
Ani jeden mięsień nie drgnął na jego twarzy.
- Tak - odrzekł z chłodną uprzejmością. - Choć istnieją równie silne, a przy tym znacznie
przyjemniejsze podniety. Rozmowa o nich mogłaby okazać się bardzo interesująca, lecz
okoliczności nie sprzyjają. Każda śmierć zasługuje na skupienie, a w tym wypadku należy się
szczególnie zastanowić.
Pilar zrozumiała tę delikatną aluzję.
- Wiem, nikt nie powinien cię tutaj znalezć, więc sama się wszystkim zajmę. Ktoś musi
poinformować policję, wezwać księdza, rozesłać zawiadomienia o śmierci, przebrać zmarłą. Tyle
rzeczy jest do zrobienia.
- Jeśli nakryją cię tu ze mną, konsekwencje mogą być bardzo ponure.
- Więc odejdz stąd, zanim ktokolwiek się zjawi. Ja ... sobie poradzę.
- Tak sądzisz? A co będzie, jeżeli przyjdzie zabójca? Albo twój ojczym?
- Nie mogę tego tak zostawić. - Obejrzała się na łoże.
- Nie wolno ci tutaj zostać. Czy sądzisz, że don Esteban pozwoli ci żyć, skoro posunął się aż tak
daleko? Jeśli zmitrężysz zbyt dużo czasu, rano w tym domu będzie jeszcze jedno zasztyletowane
ciało.
- Nie martw się tym. Jestem pewna, że władze miasta ...
- WÅ‚adza kieruje siÄ™ literÄ… prawa, przynajmniej ta niezbyt blisko zwiÄ…zana z don Estebanem, lecz,
jak widzisz, nie była w stanie ochronić twojej ciotki.
- Ale przecież nie mogę tak po prostu wrócić z tobą w góry!
- Dlaczego nie? Twoja ciotka musiała mieć jakichś krewnych czy znajomych, którzy zajmą się
wszystkim jak należy. Nie wolno ci z powodu poczucia winy wpaść w pułapkę.
- Tu nie tylko o to chodzi. Co ja będę robić, jeśli z tobą pójdę? Co ze mną będzie?
- Czy nie za pózno na takie zmartwienia? Nic już nie zaszkodzi twojej reputacji, bo i tak zszargano
twoje dobre imiÄ™.
- Nie to miałam na myśli - powiedziała ze wzrokiem pociemniałym ze zgryzoty. - Niemniej, sam
widzisz, jak
niemożliwe...
Ucięła, bo machnął gwałtownie ręką, nakazając jej milczenie. Stał nieruchomo, nasłuchując. Pilar
uniosła głowę i wstrzymała oddech, ale z początku nie mogła wyłowić żadnego dzwięku. Dopiero
po chwili usłyszała cichy, ostrzegawczy gwizd na ulicy.
Refugio mocno złapał ją wpół i pociągnął za sobą w przeciwległy koniec domu. Przebiegli przez
ciche, zakurzone komnaty, a po chwili ich kroki zadudniły po kamiennych kuchennych schodach.
Lawirując między stołami, przemknęli przez kuchnię i zmywalnię i dopadli do wysokich
drewnianych drzwi. Refugio uchwycił obiema rękami ciężką żelazną zasuwę i szarpnął ją,
wpierając się prawym barkiem w drzwi. Rygiel ustąpił w jednej chwili, skrzydła otwarły się do
wewnątrz, wpuszczając do środka światło z patia na tyłach domu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •