[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ktoś palcem wskazał na dom mówiąc:  tam mieszka zdrajca", a
tłum pędził i mordował wszystkich na drodze.
Trudno sobie nawet wyobrazić, z jaką radością wszyscy oprócz
napastników patrzyli następnego dnia na Wojsko Polskie, które
wkroczyło do miasta i zaczęło biwakować na ulicach. Artylerzyści
nie wyprzęgali armat i trzymali zapalone lonty, kawalerzyści mieli
osiodłane konie, by przy najmniejszej nawet grozbie nowego wy-
buchu zaatakować pospólstwo.
Armia o mało co nie została odcięta od miasta przez Rosjan i
została zmuszona podpalić miejscowość Wolę, by zabezpieczyć
swój odwrót. %7łołnierze rozkładali się teraz na ulicach i placach, a
handel i ruch ożywały. I o ile poprzedni wieczór był przerażający i
straszny, tak obecny był wesoły i pogodny.
Na ulicach płonęły ogniska biwakowe, żołnierze siedzieli wokół
nich czyszcząc broń, a pieśń przerywał od czasu do czasu śmiech,
gdy któryś z nich, wolny od zajęć po wyczyszczeniu broni,
opowieściami swymi dostarczał kolegom rozrywki.
Grupka żołnierzy prawiła komplementy ładniutkiej dziewczynie
a spokój, który powrócił po przerazliwych scenach sprawił, iż
przychodziły im one łatwiej niż zazwyczaj. Trochę dalej młody
oficer rozmawiał z krewnymi, którzy mieszkali na drugim piętrze i
otworzyli teraz okno, by wyżalić się, opowiadając o swym okropnym
strachu i radości z zobaczenia kuzyna i jego dzielnych towarzyszy.
Gdzie indziej stał stary żołnierz, patrzył w ogień niemym
wzrokiem, jakby rozmyślając:  Jak to wszystko się skończy?" a
jego młodsi koledzy śmiali się ze swych podartych i poplamionych
mundurów nie myśląc o przyszłości, i tylko butelka wódki
dostarczała im nadziei. Grupki żołnierzy klęczały wokół ognisk i
gotowały jedzenie z tak ważnymi minami, jakby to, co mieli w
kotłach, stanowiło o przyszłości świata, a nie było jedynie garstką
grochu czy kilkoma kartoflami, które wydzielił im sprawiedliwy
dyżurny kapral  Główny Kapłan Kompanii. Jeszcze inni siedzieli
zmęczeni, z posypanymi kredą wełnianymi szmatami, którymi
mieli polerować broń i patrzyli z uwagą na kucharzy, czy nie
usłyszą wkrótce cudownego zawołania:  Jedzenie gotowe". Tam
spacerował szacowny warszawianin ze swą żoną, która w czasie
rozruchów cierpiała na przelotne bóle i palpitacje serca, dalej zaś
przechadzała się powoli grupka dam przypominających gracje, a
tuż za nimi rząd oficerów  ułanów i krakusów, którzy ciągnącymi
się za nimi szablami i podzwiękującymi ostrogami starali się
wzbudzić zainte-
resowanie spacerujących piękności. Młode damy nie mogły sobie
odmówić przyjemności i od czasu do czasu rzucały ukradkowe
spojrzenia na przystojnych ułanów, którzy wyglądali pięknie w
błękitnych mundurach z białymi kołnierzami, wyłogami na połach
fraków i w wysokich czapkach* na głowie, mimo iż przyćmiewali
ich idący obok oficerowie  krakusi, którzy w swych białych
kurtkach szamerowanych na czarno, czerwonych pan-talonach ze
złotymi galonami i w czerwonych aksamitnych turbanach z pawimi
piórami prezentowali się jeszcze lepiej w oczach płci pięknej.
Tu i ówdzie przemykał ulicą uzbrojony %7łyd z kosą na ramieniu,
salutując obok każdej warty przy ognisku. Towarzyszyły mu
akompaniamenty śmiechu chrześcijańskich towarzyszy broni,
którzy nie umieli sobie odmówić uwag pod adresem dzielnego
kosyniera, jego koślawego chodu, przestraszonego spojrzenia i
niezgrabnego noszenia nieporęcznej broni.
Członkowie innego korpusu byli jednak lepiej przyjmowani, gdy
tylko pojawili się przy ognisku. Po uściśnięciu dłoni brano ich do
kompanii. Byli to myśliwi, którzy połączyli się w ochotniczy
korpus strzelców wyborowych i stawili się w armii, ubrani na
zielono i uzbrojeni w zwykłą broń myśliwską. Byli to wszystko
młodzi, zdrowi i silni mężczyzni, a pozostali żołnierze przyj-
mowali ich z przyjaznią i miłością.
Zamiast dzikiego krzyku motłochu i jęków męczonych ludzi,
słychać teraz było na ulicach Warszawy orkiestry wojskowe.
Muzyka rozlegała się echem w czystym wieczornym powietrzu
pomiędzy pałacami i domami, roznosząc wszędzie wiadomość o
tym, iż obrońcy zewnętrznego i wewnętrznego pokoju znajdują się
w murach miasta.
Opowiadano, że Skrzynecki przybył tego dnia z armią do
Warszawy, lecz usunął się i nie widywano go już. Podobnie rzecz się
miała z księciem Czartoryskim. Obaj dotarli szczęśliwie do Austrii,
gdy zdrada i zbliżanie się Rosjan uniemożliwiły im owocną służbę
zdezorientowanym i niewdzięcznym rodakom.
Wybór Krukowieckiego został w ten sposób przypieczętowany, a
wykorzystał on to w następujący sposób gdy został wybrany na
prezydenta rządu z uprawnieniami dyktatora, zwołał wszystkich
generałów i powiedział, że Polska bliska jest zdobycia pełnej
wolności, wie on bowiem dobrze, iż w armii rosyjskiej brakuje
wszystkiego, że szaleje w niej na nowo cholera i zaczyna się
szerzyć niepokój, żołnierze są zmęczeni i niezadowoleni ze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •