[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ubić nader korzystny interes!
Ja z panem?! Interes?! zjeżył się stryj.
Nie inaczej. Mamy z sobą przecież wiele wspólnego.
Pan wybaczy, ale naprawdę nie widzę. . .
Zaraz wszystko wyjaśnię. Niechże pan siada Flasz spuścił oczy i przy-
brał nabożną minę. Ja także jestem kolekcjonerem wyznał skromnym,
początkującym, ale z głębi ducha. . . Wszystkie moje firmy, drogi panie Dionizy,
wszystkie agendy handlowe stworzyłem tylko po to, by sfinansować prawdziwe
dzieło mojego życia: świątynię sztuki, współczesny Parnas, wielką galerię Alberta
Flasza, i zostawić ją w spadku narodowi, przekazać naszej biednej ojczyznie. . .
Pan?! zdumiał się Dionizy.
Posiadam już zaczątek zbiorów. . . Handlując od lat obrazami wielkich mi-
strzów zgromadziłem małą kolekcję. . . Mam ją pod ręką. . .
Tutaj? zainteresował się stryj.
Piętro niżej. Pokażę panu rzekł z dziwnym uśmiechem Flasz i poprowa-
dził Dionizego do dużego pokoju obwieszonego obrazami.
Ciekawe, co pan powie wbił w gościa badawczy wzrok. Na tych dwu
ścianach mam kilka płócien sjonistów.
Sjonistów?! zdumiał się stryj i spojrzał ciekawie chciał pan zapewne
powiedzieć impresjonistów i ekspresjonistów.
106
Może być zgodził się Flasz.
Dionizy wyjął z kieszeni lupę i przez dłuższą chwilę badał fakturę i sygnatury
płócien.
Niezły zestaw zamruczał Monet, Sisley, Renoir, Degas, Kandinsky,
Kokoschka, a nawet Van Gogh! Byłaby rewelacyjna kolekcja. Szkoda, że to nie-
stety tylko kopie.
Zgadza się rzekł bynajmniej nie stropiony Flasz. To tylko kopie, ale
mam też parę cennych oryginałów, trzymam je zamknięte w bezpiecznym sejfie.
Z przyjemnością kiedyś pokażę panu, a na razie. . .
Na razie chciał pan sprawdzić moje kwalifikacje eksperta. . .
Och, skądże znowu! Flasz zamachał rękami. Pana kwalifikacje znam
doskonale. Są wysokie. Wiem, że mogę polegać na pańskich opiniach z zamknię-
tymi oczyma. Stąd moja propozycja, by pan objął stanowisko, że tak powiem
najwyższego kapłana w mej świątyni sztuki.
Kapłana? Nie bardzo rozumiem stryj zmarszczył brwi.
Mówiąc innymi słowy, chciałbym, by został pan dyrektorem generalnym
mojej Wielkiej Galerii w Izabelinie.
Przecież jeszcze jej nie ma zauważył Dionizy.
Będzie pan ją tworzył uśmiechnął się Flasz. Dam panu wszelkie peł-
nomocnictwa w tym zakresie. A w ogóle, zważywszy pańską prezencję i maniery,
chciałbym, aby pan reprezentował moją firmę na zewnątrz.
Pan mnie zdumiewa rzekł oszołomiony Dionizy. Wciąż nie pojmu-
ję czemu akurat ja. . . jest tylu znawców, znakomitych ekspertów, utytułowanych
historyków sztuki, profesorów o głębokiej wiedzy.
Tytuły i wiedza to nie wszystko odparł Flasz. Poza wiedzą liczy
się jeszcze uczciwość. Kilka razy padłem ofiarą skorumpowanych rzeczoznaw-
ców. Tylko do pana mam zaufanie. I gotów jestem wynagrodzić je odpowiednio.
Otrzyma pan miesięcznie pięćdziesiąt melonów pensji zasadniczej, prócz tego od
dziesięciu do dwudziestu baniek za każdą ekspertyzę i wycenę.
Dionizego zamurowało na moment. Pomyślał o nie zapłaconych rachunkach,
o odrapanym, od lat czekającym na remont rodzinnym domu w Borku Fałęckim,
o wekslach, których termin upłynął. Pokusa była zbyt silna.
Jest kwestia odpowiedniego apartamentu w Warszawie zagaił i od-
chrząknął z trudem kryjąc podniecenie. Mam, hm, dość przestronną rezydencję
w stołeczno-królewskim mieście Krakowie i przywykłem do pewnego komfor-
tu oznajmił z godnością.
Oczywiście. . . oczywiście. . . To żaden problem. Dostanie pan mieszkanko
służbowe o wysokim standardzie, a w niedalekiej przyszłości willę z wszelkimi
wygodami, ogrodem i basenem. Warunek jeden. Obowiązki podejmie pan od za-
raz.
Od jutra?
107
Od dziś. Od tej chwili. A z uwagi na zaistniałe okoliczności byłoby wska-
zane, by został pan tu na noc.
Jakie okoliczności?! zaniepokoił się Dionizy.
Mamy podstawy przypuszczać, że od paru dni był pan śledzony przez po-
dejrzanych osobników. Grozi panu poważne niebezpieczeństwo.
O jakich, u licha, osobnikach pan mówi?!
O doktorze Kadryllu i Wieńczysławie Nieszczególnym. Są grozniejsi niż
kiedykolwiek przedtem, rozzuchwaleni, dysponują olbrzymimi środkami i kadrą
wytrawnych fagasów.
Na dzwięk znajomych nazwisk Dionizy zaniemówił. Miał wciąż świeżo w pa-
mięci straszne przygody, w które został wplątany za sprawą Kadrylla i Nieszcze-
gólnego.
O, Boże jęknął czy już nigdy nie uwolnię się od nich?!. . .
Przykro mi mruknął Flasz ale muszę ostrzec pana. Z nie znanych mi
powodów szykują zamach na pańską cenną osobę.
Z pewnością chodzi im o kufer rzekł ponuro Dionizy.
O jaki kufer?
Zabytkowy kufer dziadka Hieronima. Od dawna ostrzyli sobie na niego
zęby. Muszę zaraz zadzwonić gorączkował się Dionizy. Czy mogę z tego
aparatu?
Oczywiście odparł Flasz tylko proszę nie podawać miejsca, gdzie się
pan aktualnie znajduje, żadnych bliższych informacji. Doktor Kadryll podsłuchu-
je. Ani słowa, kto pana zaangażował. Jesteśmy w stanie wojny z tymi przestęp-
cami. Gdyby się dowiedzieli, że pan dla mnie pracuje, życie pana znalazłoby się
w poważnym niebezpieczeństwie.
* * *
Telefon odebrała matka Marka.
Dionizy, na miłość boską, co się z tobą stało wykrzyknęła ucieszona
czy to prawda, że zostałeś uprowadzony przez tajnych agentów? zasypała stryja
pytaniami.
Aresztowano mnie przez omyłkę uspokoił ją stryj już wszystko się
wyjaśniło i zostałem przeproszony. Jednakże nasi starzy znajomi: Kadryll i Nie-
szczególny znów przystąpili do ryzykownej gry. Zostanę na noc u przyjaciół i wo-
lę nie podawać adresu. Tak będzie lepiej.
Dionizy, czy naprawdę wszystko w porządku? w matce Marka obudził
się na nowo niepokój.
Zupełnie w porządku odparł wesoło Dionizy a nawet jeszcze lepiej.
Dostałem pracę dyrektora generalnego i eksperta w poważnej firmie, tylko. . .
Dionizy odchrząknął.
108
Tylko co?
Chodzi o kufer. Boję się o niego. Jeśli pozwolisz, Melu, zaraz wyślę do
ciebie moich ludzi, żeby go zabrali.
Pani Piegusowa umilkła zakłopotana.
Co się stało, Melu? zapytał Dionizy.
Nie wiem, jak ci powiedzieć. . . wykrztusiła matka Marka. Mam
przykrą wiadomość. Twój kufer zniknął.
Zniknął?! Chcesz powiedzieć, że. . .
Niestety tak. Dwu osobników podających się za pracowników muzeum
[ Pobierz całość w formacie PDF ]