[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Następnego ranka, kiedy Amerykanki wyszły, Pandora natychmiast
poszukała schronienia w swojej pracowni. Homer, jak się zdawało, był bardzo
szczęśliwy z Ranem. Teraz, nie przejmując się posiłkami, miała o wiele więcej
- 95 -
S
R
czasu do pracy niż zwykle. Pomyślała, że przy takim tempie uda jej się skoń-
czyć wszystko przed terminem.
Oglądała gotowe prace, zastanawiając się, ile ma jeszcze do zrobienia.
Nagle trzasnęły drzwiczki jakiegoś wozu i usłyszała kroki na dziedzińcu.
Zadrżała na myśl, że to Ran raz jeszcze przyniósł jej lunch.
Lecz to nie był Ran, to był Quentin. Witając go, Pandora musiała ukryć
gorzkie rozczarowanie.
- Postanowiłem wpaść i zobaczyć, jak ci idzie - powiedział, całując ją
nieco zbyt gorąco w policzki. - Jak się masz?
- Zwietnie. - Pandora była zażenowana, przypomniawszy sobie, jak
świadomie flirtowała z nim, żeby sprowokować Rana. Miała dziś na sobie
dżinsową koszulkę bez rękawów i zniszczony sweter, ale Quentin patrzył na nią,
jak gdyby wciąż ubrana była w tamtą żółtą suknię. Przez chwilę zachwycał się
gotowymi eksponatami.
- Zdolna z ciebie dziewczyna. Wszystko to jest fantastyczne. Może teraz
zabiorę z sobą skończone prace do galerii, a ty przywieziesz resztę, kiedy już
będą gotowe.
Kiedy już wspólnie załadowali kilka sztuk, Pandora serdecznie
dziękowała mu za pomoc, ale Quentin nie przyjął jej podziękowań.
- Wszystko, co mogę zrobić dla ciebie, Pandoro, sprawia mi ogromną
przyjemność. Wiesz o tym, prawda? - Podszedł bliżej.
- To bardzo uprzejmie z twojej strony - odpowiedziała, tracąc odwagę.
- Ja nie chcę twojej wdzięczności. - Wziął ją za rękę i patrzył jej głęboko
w oczy. - Cudownie było na lunchu z tobą. Kiedy się znów wybierzemy gdzieś
razem?
- Quentin, ja... - Czuła się winna i wiedziała, że musi wyjaśnić to
nieporozumienie.
- Czy przeszkadzam? - Głos za jej plecami zabrzmiał jak zgrzyt
zatrzaskującej się pułapki.
- 96 -
S
R
Pandora z płonącymi policzkami wyrwała dłonie z rąk Quentina. Ran stał
z morderczą miną u wejścia na dziedziniec. W ręku miał talerz z kanapkami, ale
najwyrazniej wolałby trzymać miecz, by na miejscu przebić nim intruza.
- W istocie rozmawialiśmy na prywatny temat. - W głosie Quentina
zadzwięczała irytacja.
- To mi wygląda aż cholernie nazbyt prywatnie - odezwał się Ran
zgryzliwie.
- Nie wydaje mi się, żeby to była pańska sprawa - powiedział Quentin, ale
cofnął się o krok, bo wyczytał pogróżkę w oczach Rana.
- Ależ tak, bo prowadzi pan prywatną rozmowę z moją żoną - rzekł Ran
groznie.
- Pańską żoną? - Quentin, zaszokowany, zwrócił się do Pandory. -
Myślałem, że jesteś tu sama?
- Byłam... - zaczęła Pandora, ale Ran przerwał jej.
- Pandora i ja mieliśmy pewne problemy - oświadczył chłodno. -
Przyjechała tutaj, żeby spróbować separacji, ale zdecydowaliśmy, że
rozwiążemy nasze sprawy razem. Prawda? - spytał z naciskiem Pandorę.
- Coś w tym rodzaju - mruknęła osaczona.
- Rozumiem - powiedział Quentin sztywno. - W takim razie przepraszam.
- To była moja wina - oznajmiła żałośnie, a Ran spojrzał na nią surowo. -
Czy to zaszkodzi wystawie?
- Oczywiście, że nie. Zapowiada się wspaniale. - Quentin ostentacyjnie
zwrócił się znów do Pandory. Najwyrazniej zdecydował, że nie wszystko
jeszcze stracone. Przy tak niesympatycznym mężu jak Ran ona przecież zawsze
mogła zmienić zdanie. - Jeśli mógłbym coś dla ciebie zrobić, cokolwiek by to
było, wiesz, gdzie mnie znalezć.
- Dziękuję. - Pandora czuła się fatalnie, ale zależało jej, żeby Quentin
odjechał, zanim Ran stanie się naprawdę nieznośny. - Przywiozę resztę prac,
kiedy tylko będą gotowe,
- 97 -
S
R
- Czekam - powiedział Quentin, wsiadając do wozu. - Szczęściarz z pana -
rzucił Ranowi przez otwarte okno.
- Wiem - rzekł Ran lodowato i umyślnie otoczył Pandorę ramieniem,
kiedy Quentin wyjeżdżał z dziedzińca.
Po jego zniknięciu uwolniła się z uścisku.
- Co to za pomysł mówić Quentinowi, że jesteśmy małżeństwem?
- Niech wie o tym, przynajmniej przez jakiś czas - wyjaśnił obojętnym
tonem. - Myra i Elaine pójdą na wernisaż i kto wie, z kim będą tam rozmawiały.
Nie mam zamiaru zepsuć wszystkiego w ostatniej chwili z powodu pani związ-
ku z Quentinem. - Imię to wymówił drwiąco. - A w ogóle, to czego tu chciał?
Czy mam zgadywać?
- Przyjechał pogadać o wystawie - tłumaczyła Pandora przez zaciśnięte
zęby.
- Doprawdy? I w czasie tej rozmowy musiał koniecznie trzymać panią za
ręce? - wypytywał z ledwo hamowaną złością. - Strasznie mi przykro, że
przerwałem to małe sam na sam, ale niech pani w zamian trzyma to. - Wetknął
jej w rękę talerz z kanapkami, odwrócił się i odszedł. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •