[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wyjść na idiotę w oczach ciotki i jej znajomych i nie chcę jej sprawić przykrości. Nie może
podejrzewać, że nie jesteśmy tymi, za kogo się podajemy. To byłoby upokarzające dla nas
wszystkich.  Zdecydowanym tonem rzekł:  Podaj mi rękę.
Rosalind zawahała się na mgnienie oka, po czym wyciągnęła dłoń. Michael patrzył na
smukłe palce i powtarzał sobie, że powinien przestać myśleć o tym, jak mogło być, gdyby
pobrali się przed laty. Wtedy obrączka symbolizowałaby miłość, zaufanie, związek na całe
życie. Wszystko to, w co Rosalind nie wierzyła! Prędko, aby nie zmienić zdania, wsunął
obrączkę na jej serdeczny palec.
 To nasze zaślubiny  mruknął, aby rozładować napięcie.  Tylko na miesiąc 
powiedziała ledwo dosłyszalnie.
 Tylko na miesiąc  powtórzył głucho.
Patrzył na złączone ręce i dziwił się, że bezwiednie zacisnął palce wokół jej dłoni. Miał
zamiar odsunąć rękę i byłby to zrobił, gdyby nie spojrzał Rosalind w oczy. Były łagodne i
lśniły osobliwym blaskiem; zapatrzył się w nie i zapomniał o całym świecie.
Oboje zapomnieli. Nie słyszeli szumu samochodów, nie widzieli chodzących tuż obok
ludzi. Całe otoczenie przestało istnieć. Wpatrzony w Rosalind, czuł ciepło jej dłoni i bicie
własnego serca. Przestał oddychać, przestał myśleć, zapomniał o wszystkim, gdyż ogarnęło
go przemożne pragnienie, by ją pocałować.
Zacisnął mocniej dłonie i już, już chciał przyciągnąć ją do siebie, lecz od tego
nieopatrznego kroku uratował go Jamie.
 Ros, patrz!  krzyknął zachwycony malec.  Koparka! Na ciężarówce.
Oboje cofnęli ręce jak oparzeni. Rosalind zarumieniła się, pochyliła głowę nad Jamiem i
udała, że podziwia koparkę. Michael był jej wdzięczny, że nie patrzy na niego, dzięki czemu
mógł się opanować.
Dopił resztę kawy i wbił wzrok w kubek. Był przerażony, że tak niewiele brakowało, a
znowu byłby się skompromitował. Nie rozumiał, co go skłoniło, aby tak zapatrzyć się w oczy
Rosalind. Wystraszył się, że ona pomyśli, iż nadal jest zadurzonym w niej głupcem.
Wzdrygnął się na samą myśl o tym. Przed laty dała mu nauczkę, więc już się nie zapomni,
choćby nie wiem co.
Rosalind kątem oka zauważyła, że Michael wpatruje się w pusty kubek i ma twarz jak
maskę, bez wyrazu. Nie mogła uwierzyć, że to ten sam człowiek, którego szare oczy przed
chwilą ją zahipnotyzowały i którego dotyk ją rozpalił. Serce waliło jej jak młotem, odetchnęła
z trudem, powoli, żeby uspokoić nerwy. Gdy Michael wsunął obrączkę na jej palec, niemal
zabrakło jej tchu.
Wolałaby nie nosić obrączki i uniknąć gorzkiej parodii tego, co mogłoby się zdarzyć,
gdyby przed laty zachowała się inaczej. Zaczerwieniła się ze wstydu, gdy przypomniała sobie,
jak kilka minut temu ściskała Michaela za rękę i jak niemądrze patrzyła mu w oczy. Gotów
pomyśleć, że żałuje, iż dała mu kosza. Gotów domyślić się, że zastanawiała się, jak by to
było, gdyby byli małżeństwem.
Wystraszona, że Michael potrafi czytać w myślach, przez resztę drogi kryła się za
parawanem wyniosłości. Miała nadzieję, że Michael złoży to na karb znudzenia podróżą.
Milcząc, tym bardziej czuła jego obecność i niepokoiła się wyrazem jego twarzy. Bała się, że
ogarnął go niesmak, ponieważ czepiała się jego ręki jak tonący rozbitek. A może zastanawiał
się, jak powiedzieć, że raz dał jej szansę szczęścia, lecz więcej tego nie powtórzy.
Ogarnięta złością na siebie zaczęła niespokojnie wiercić się na siedzeniu. Od lat udawała
przed wszystkimi, że głębsze uczucia są jej obce i dawno temu postanowiła, iż lepiej za
bardzo się nie angażować, a życie pokazało, że miała rację. Teraz pocieszała się myślą, że
oboje są związani z kimś innym, więc nic im nie grozi. Tym bardziej nie rozumiała, dlaczego
jej serce chce wyskoczyć z piersi, za każdym razem gdy Michael przesuwa dłonie na
kierownicy lub przechyla głowę, aby spojrzeć w lusterko.
Czuła się coraz bardziej podenerwowana. Napięcie rosło, atmosfera się zagęszczała i
coraz częściej zapadało milczenie. Zanim dojechali do Askerby, kilkakrotnie
powstrzymywała się, by nie wybuchnąć z byle powodu.
Askerby, niewielka wioska w Yorkshire, rozłożyła się wokół dużego błonia. W
największym domu, stojącym na skraju wsi, był hotel, a dalej znajdował się kościół, dwa
puby i sklep, w którym Michael zapytał o drogę.
Dowiedział się, że pani Brooke mieszka po przeciwnej stronie błonia. Jej dom był
otoczony dzikim ogrodem i z daleka wyglądał bardzo malowniczo, ale z bliska sprawiał
przygnębiające wrażenie, ponieważ ze ścian odpadał tynk, a dróżka od furtki do drzwi zarosła
zielskiem,  Wygląda to mało zachęcająco ~ mruknęła Rosalind.  Może zatrzymamy się w
hotelu? To chyba nawet lepsze wyjście, bo zaoszczędzimy pracy pani domu.
 Ciotka nie będzie nic robić  obruszył się Michael.  My wszystkim się zajmiemy.
Głównie ty.
 Ja?
 Oczywiście. Chyba widzisz, że grządki trzeba wypielić, a krzewy przyciąć. Sądząc po
stanie ogrodu, ciotka naprawdę potrzebuje pomocy, więc przestań myśleć tylko o sobie. Na
pewno nie ma służby na każde zawołanie i jeśli chcesz, żeby wszyscy uwierzyli, że jesteś
moją żoną, będziesz musiała zakasać rękawy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •