[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przeczytała. Koleżanka miała rację: powieść była fantastyczna, ale przeczytanie jej zajęło Tilly chyba
miesiąc.
Logan czytał bardzo dużo książek i czasami opowiadał Tilly ich treść. Uznała, że jeśli chce do czegoś
dojść, powinna liznąć trochę kultury. Wobec tego zmagała się ze zbiorem opowiadań drukowanych na
łamach New Yorkera od 1927 roku do połowy lat siedemdziesiątych. Czasem nie bardzo wiedziała, o co
w nich chodzi, ale była to podobno dobra literatura .
- Dzień dobry. To chyba Tilly, nie mylę się?
Tilly zerknęła znad książki i ujrzała Mary Thompson, niedawno poślubioną żonę Travisa.
- Cześć! - odparła, rada z przerwy w lekturze.
Mary wzięła do ręki jeden z tomów, które Tilly studiowała, i spojrzała na tytuł. Uniosła brwi: była
wyraznie pod wrażeniem.
- Jak widzę, interesujesz się operą.
- Nie całkiem. Niewiele o niej wiem. Usiądz - poprosiła Tilly, wskazując miejsce naprzeciw siebie.
Mózg już jej pękał od wszystkich wiadomości, które usiłowała do niego wtłoczyć. Nie miała pojęcia, że
wiedzę też można przedawkować!
- Właśnie wychodziłam - wyjaśniła z uśmiechem Mary.
Tilly sięgnęła po wybrane książki. Niosła w ramionach cały stos.
- Ja też. Znajdziesz chwilę czasu na kawę?
Mary niedawno przybyła do Grandview i pewnie nie miała jeszcze wielu przyjaciół. Tilly pamiętała, jak
się tu czuła przez pierwszy miesiąc, kiedy prawie nikogo nie znała. Tyle że udało się jej znalezć pracę U
Marty i to jej bardzo ułatwiło życie. Mary pewnie była wiecznie uwiązana na ranczu, dwadzieścia mil od
miasta.
- Bardzo chętnie napiję się kawy.
Podreptały razem do lokalu Marty znajdującego się po drugiej stronie ulicy.
- Powinnam mieć naszego zakładu po uszy - powiedziała Tilly, gdy zajęły miejsce przy stoliku w
pobliżu kuchni - ale U Marty jest najlepsza kawa w mieście. - Uniosła dwa palce dając znak Sally, która
pracowała na dziennej zmianie. Koleżanka błyskawicznie podała im dwie filiżanki.
- I jak ci odpowiada stan małżeński?
Mary spuściła wzrok na kawę.
- Bardzo,
- Masz już wielu znaj ornych w Grandview?
- Poznałam kilka osób. Słuchaj, Tilly, czy możesz odpowiedzieć mi na kilka pytań? Wiem, że to dość
zaskakujące żądanie, ale chciałabym o czymś porozmawiać, a z Travisem i dziećmi nie mogę.
Tilly była wyraznie zaintrygowana i trochę jej pochlebiło, że Mary zwróciła się właśnie do niej.
- Strzelaj. Odpowiem ci, jeśli zdołam.
- Chodzi o brata Travisa i jego żonę. Co wiesz o ich wypadku?
Tilly westchnęła głęboko.
- To była prawdziwa tragedia. Wypadek zdarzył się prawie pięć miesięcy temu, nad ranem. O ile wiem,
pojechali do miasta na tańce. Pod drwalem grywa raz w miesiącu całkiem dobry zespół. Lee i Janice
lubili tańczyć. Podobno wyszli z lokalu po północy.
- Czy Lee pił?
- Może jedno, dwa piwa na początku zabawy, ale kiedy wychodzili, pył absolutnie trzezwy. Janice też.
- Czy ktoś wie, jak doszło do wypadku?
- Nie. Ludzie snuli wiele domysłów, rzecz jasna. Najpierw mówiono, że Lee wziął za szybko zakręt i
stracił kontrolę nad pojazdem. Wszystkim wydawało się to całkiem możliwe, tylko nie Travisowi. Upierał
się, że Lee był zbyt dobrym kierowcą, żeby mu się coś takiego zdarzyło. Podobno Travis przesiadywał
godzinami na miejscu wypadku i starał się wykombinować, jak się to stało. To on zmusił szeryfa Tuckera,
żeby podał jako przyczynę wypadku zbrodniczą jazdę . Kiedy różne fakty wyszły na jaw, okazało się, że
wóz Lee został zepchnięty z szosy przez inny samochód.
- Któż mógłby zrobić coś podobnego?
- Pijany kierowca. Zdołali chyba ustalić, że Lee właśnie mijał zakręt, kiedy natknął się na inny wóz,
który zjechał ze środkowego pasa. Ze śladów opon wynikało, że w ostatniej chwili kierowcy próbowali
uniknąć zderzenia. Wóz Lee wypadł z szosy. Zlady na wraku świadczyły o tym, że otarli się o siebie. Ten
drugi miał prawdopodobnie wgięty błotnik. Jakichś poważniejszych uszkodzeń chyba nie było, bo
kierowcy udało się zbiec. Nie wiadomo, kto to był. Nawet się nie zatrzymał.
Tilly przerwała. Zapamiętała ten wypadek tak dobrze, gdyż następnego dnia wcześnie rano Logan zjawił
się u niej pijany w sztok. Chciał się z nią koniecznie kochać, a gdy odmówiła, pokłócili się - po raz
pierwszy i ostatni. Nigdy przedtem ani potem nie widziała Logana pod gazem.
Poczuła ucisk w żołądku. Boże święty, czy Logan mógł być sprawcą wypadku?! Na samą myśl o tym
ogarnęła ją panika. Logan nigdy by czegoś podobnego nie zrobił! - mówiła sobie w duchu, starając się
opanować. Nie mogłaby kochać aż tak człowieka zdolnego do ucieczki z miejsca wypadku.
- Travis od razu zabrał dzieci do siebie?
Minęła dłuższa chwila, nim pytanie Mary dotarło do Tilly, przebijając się przez kłębiące się myśli.
Wypadek miał miejsce tej samej nocy, kiedy Logan się upił. Tego Tilly była pewna. %7łe też wcześniej nie
skojarzyła ze sobą tych dwu wydarzeń! Powinna przecież się połapać, dodać dwa do dwóch i wyszłoby
cztery.
- Travis sam pojechał po dzieciaki - mruknęła. - Ale zdaje się, że był tam wcześniej ktoś z ludzi szeryfa i
dzieci wiedziały już, co się stało. Biedactwa! Pomyśleć tylko: straciły równocześnie oboje rodziców.
Mary skinęła głową.
- Bardzo wielu ludzi z miasta uważało, że Travis nie nadaje się na opiekuna dzieciaków. Słyszałam, że
niezle rozrabiał, zanim całkiem dorósł, i zła opinia przylgnęła do niego na amen. Ale można go tylko
podziwiać, że wziął na siebie taką odpowiedzialność. Wcale nie musiał! Bardzo się przejął nieszczęściem
dzieci i strasznie mu zależy na znalezieniu sprawcy wypadku.
- Jemu samemu też musiało być ciężko.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]