[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przynajmniej deszcz nie zapędzi ludzi do domów.
W pokoju panował straszny bałagan wyglądał jak rzeznia po wybuchu bomby. Musiałem to
posprzątać. . .
Nie, Jim, wcale nie musisz tu sprzątać powiedziałem na głos. Bo policja wcześniej czy
pózniej tu trafi, raczej wcześniej niż pózniej. Wszędzie są twoje odciski palców i znajdą twoją grupę
krwi. Będą mieli niezłą zabawę próbując zgadnąć, co ci się stało.
140
Przynajmniej dam im do myślenia. A może także przysporzę kłopotu jednemu sadystyczne-
mu gliniarzowi. Obróciłem krzesło do komputera i napisałem wiadomość. Drukarka zagwizdała
i z otworu wysunęła się kartka papieru. Wspaniale!
DO POLICJI: ZOSTAAEM ZMIERTELNIE POSTRZELONY PRZEZ WASZEGO
KRWIO%7Å‚ERCZEGO OFICERA, KTÓREGO ZNALEyLIZCIE NIEPRZYTOMNE-
GO. DOSTAA MNIE. KRWAWI I WKRÓTCE UMR. %7Å‚EGNAJ, OKRUTNY ZWIE-
CIE. ID SI RZUCI DO RZEKI.
Szczerze wątpiłem, żeby dali się nabrać na ten fortel, ale przynajmniej mógł on przysporzyć
kłopotu temu maniakowi i zająć resztę policjantów przeszukiwaniem rzeki. Na kartce z wiadomością
rozmazałem trochę krwi, a potem położyłem ją na stole.
Ta głupiutka zagrywka podniosła mnie na duchu. Usiadłem i kończąc piwo zacząłem planować
przyszłość. Czy zostawiam tu coś ważnego? Nie. Nie trzymałem tu żadnych zapisków, które mo-
głyby być przydatne w przyszłości. Znalazłem klucz Ostateczności, odblokowałem nim przycisk
niszczący i nacisnąłem go. Jeden krótki trzask był znakiem, że cała pamięć mojego komputera wła-
śnie zmieniła się w luzne elektrony. Wszystko inne, czyli narzędzia, sprzęt, maszyny, mogło być
141
wymienione lub zastąpione nowymi, jeśli zajdzie taka potrzeba. Oczywiście nie zostawiałem pie-
niędzy.
To było męczące, ale nie mogłem pozwolić sobie na odpoczynek, dopóki wszystko nie zostało
doprowadzone do końca. Wciągnąłem plastikowe rękawiczki na zakrwawione bandaże i zabrałem
się do pracy. Pieniądze przechowywałem w sejfie, gdyż nie miałem zamiaru utrzymywać żadnego
banku, otwierając konto w jednym z nich. Wrzuciłem pieniądze do eleganckiej aktówki. Zapełniła
się do połowy, więc dołożyłem jeszcze kilka mikronarzędzi.
Teraz przyszła kolej na nowe ubrania i charakteryzację. Wyciągnąłem czteroczęściowy czarny
garnitur typowego biznesmena, uszyty z tkaniny ozdobionej dyskretnym wzorem, przedstawiajÄ…cym
szeregi maleńkich banknotów dolarowych. Pomarańczowa koszula typ noszony przez wszystkich
młodych biznesmenów i najmodniejsze obecnie buty ze skóry świniozwierza na wysokich obcasach.
Dodadzą mi trochę wzrostu, to pomoże. Kiedy będę już wychodził, będę miał do tego wąsy, a na
nosie okulary w złotych oprawkach. Teraz zostało mi jeszcze przyciemnienie farbą włosów i popra-
wienie wyblakłej opalenizny. Skończywszy przygotowania, otumaniony piwem, zmęczeniem i środ-
kami przeciwbólowymi otworzyłem łóżko, nastawiłem budzik i zapadłem w niebyt.
Nad moją głową krążyły ogromne komary, coraz więcej spragnionych krwi komarów. . .
142
Otworzyłem oczy i mrugając, odpędziłem sen. Mój budzik, którego jeszcze nie wyłączyłem,
zwiększył natężenie i brzęczał coraz głośniej, jakby cała eskadra komarów ruszyła do ataku. Na-
cisnąłem przycisk, mlasnąłem gumowymi ustami i potykając się poszedłem po szklankę wody. Na
zewnątrz było już zupełnie widno i na ulicach pojawiły się właśnie pierwsze ranne ptaszki.
Wszystko było już przygotowane, więc umyłem się i ubrałem. Szykowne pomarańczowe ręka-
wiczki, pasujące do koszuli, ukryły moje zabandażowane ręce. Kiedy na ulicach nastały godziny
szczytu, założyłem na ramię torbę i starannie sprawdziłem, czy korytarz jest pusty. Wyszedłem i nie
oglÄ…dajÄ…c siÄ™ zatrzasnÄ…Å‚em drzwi.
Tę część życia miałem już za sobą. Dzisiaj zaczynało się nowe życie.
Przynajmniej taką miałem nadzieję. Typowym dla biznesmena krokiem przynajmniej tak mi
się wydawało podszedłem do schodów, zszedłem na dół do holu wejściowego i dalej, na ulicę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]