[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kim trzonku i zaczął go znacząco przerzucać z ręki do ręki. Obuchem młota był
z grubsza obrobiony kawał żelaza, rozmiarem i kształtem przypominający duży
kufel do piwa, trzonkiem zaś krótki i gruby kawałek bardzo starego dębu z przy-
twierdzoną na końcu pętlą z rzemienia.
— Gaaarrr! — skrzeknął jeszcze raz orzeł, lecz łypnął przy tym w stronę młota
bystro i podejrzliwie. Ponieważ zaś Thor jął nim z wolna kołysać, ptak w napięciu
przerzucał ciężar ciała z jednej nogi na drugą, w rytm kołysania.
— Wynoś się! — powtórzył jeszcze raz Thor, tym razem ciszej i o wiele groź-
niej. Wyprostował się na całą wysokość i zaczął zataczać młotem coraz większe
kręgi. Znienacka cisnął nim prosto w orła. W tej samej chwili z lampy, na której
siedział ptak, wystrzelił piorun wysokiego napięcia, zmuszając go do dzikiego,
okraszonego wrzaskiem skoku. Młot przeleciał nieszkodliwie pod lampą, zawró-
cił w górę i pomknął w dal ponad parkiem, podczas gdy Thor, uwolniony nagle od
jego ciężaru, zachwiał się i zakołysał niebezpiecznie na szczycie swej latarni, lecz
zaraz okręcił się i odzyskał równowagę. Młócąc wściekle ogromnymi skrzydłami,
orzeł także zdołał odzyskać panowanie nad sobą, cofnął się w powietrzu, wykonał
finalne pikowanie na Thora, którego bóg zdołał jednak uniknąć zeskakując tyłem
na ziemię, po czym wzbił się wysoko w nocne niebo, na którym rychło stał się
małym, ciemnym punktem, aż wreszcie zniknął zupełnie.
Młot powracał długimi susami, krzesząc przy tym obuchem chmary iskier
z płyt chodnikowych, zakręcił się dwa razy w powietrzu, po czym opuścił obuch
na chodnik tuż obok Kate i łagodnie oparł trzonek o jej nogę.
Starsza pani, która czekała cierpliwie ze swym pieskiem kryjąc się w cie-
niu zepsutej lampy, wyczuła słusznie, że nieporozumienie zostało już zażegnane,
przeszła więc w milczeniu dalej. Thor poczekał uprzejmie, aż się oddali, a potem
podszedł do Kate, która stała, przyglądając mu się, z założonymi rękami. Kie-
dy minął zgiełk ostatnich minut, okazało się niespodziewanie, że mężczyzna nie
ma najmniejszego pojęcia, co powiedzieć, więc na razie zapatrzył się, zamyślony,
w niezbyt odległą dal.
W Kate zaś poczęło formować się mgliste odczucie, że myślenie jest dlań
czynnością zupełnie odrębną, zadaniem, które wymaga swej własnej, wyłącznej
przestrzeni. Nie dawało się łatwo pogodzić z innymi czynnościami: chodzeniem,
mówieniem czy kupowaniem biletów lotniczych.
109
— Lepiej zajmijmy się twoim ramieniem — orzekła i powiodła go na schody
prowadzące do jej mieszkania. Potulnie ruszył za nią.
Kiedy otworzyła frontowe drzwi, odkryła, że w korytarzu czeka oparty o ścia-
nę Neil, który gapi się ponuro i znacząco na automat do coca-coli, stojący przy
przeciwległej ścianie i zajmujący nieumiarkowanie dużo miejsca.
— Nie mam pojęcia, co z tym zrobimy, naprawdę nie mam — odezwał się.
— Skąd to się tutaj wzięło? — zapytała Kate. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •