[ Pobierz całość w formacie PDF ]
poruszały się rytmicznie. Maggie z czułością gładziła jego ramiona, plecy.
Sprawiała wrażenie zdziwionej, jakby pierwszy raz kochała się z kimś, komu
na niej zależy. I może faktycznie tak było, tym bardziej więc nie chciał jej
rozczarować.
Wiedział, że długo nie wytrwa. Nie mógł uwierzyć, że minęły zaledwie
trzy dni, odkąd kochali się na kuchennym stole. Wydawało mu się, że to było
wieki temu. Jak ona to robi, że tak jej pragnął? I potrzebował jak powietrza.
Razem przeżyli orgazm. Najpierw ich ciała zastygły w bezruchu,
potem... Potem wznieśli się w przestworza. Byli sobie przeznaczeni. Czuł to
w chwili orgazmu, czuł, kiedy się z niej wysunął i czuł, kiedy poszli każde do
swojej łazienki. Nabrał jeszcze większej pewności, kiedy Maggie wróciła do
niego pod kołdrę i przytuliła się.
Zamierzała z nim zostać. Zasypiając, usiłował sobie przypomnieć,
kiedy ostatni raz jakaś kobieta spędziła u niego całą noc. Rosebud zawsze
wychodziła przed świtem. Pauline zwykle też. No, może zdarzyło się jej
zostać raz lub dwa razy.
Zanim odpłynął w sen, objął Maggie mocniej i pocałował w czubek
głowy.
To właśnie jest pełnią szczęścia, pomyślał.
122
R
L
T
Poderwała się. Przez moment nie wiedziała, gdzie się znajduje. Nie
pamiętała, aby kiedykolwiek wcześniej widziała to łóżko i te ściany. Gdzie
jest jej pokój? Gdzie Nan? Gdzie jej ubranie?
Zanim wpadła w panikę, policzyła do pięciu. W nozdrza uderzył ją
zapach Jamesa i wróciło wspomnienie wczorajszej nocy. Tego, jak się
kochali, jak leżeli przytuleni, a potem jak zasnęła, spełniona i bezpieczna.
Po chwili zalały ją inne wspomnienia: przypomniała sobie rodziców
Jamesa, zirytowaną Pauline, wczesną pobudkę, strach w awionetce podczas
turbulencji, bycie ignorowaną. Ale to wszystko nie miało znaczenia. Ważny
był James; to, jak się do niej odnosił, jak ją traktował.
Potarła skronie. Bolała ją głowa. Która to godzina? Zdumiała się,
widząc na zegarze 10: 23. Zwykle wstawała wcześniej, ale nie wiedziała, o
której zasnęła.
Była sama w pokoju. Hm, to był pokój Jamesa, a gdzie on się podział?
Chyba nie zwiał? Lepiej sprawdzić. Jedyną należącą do niej rzeczą w pokoju
była bielizna. O nie, nie będzie paradowała po apartamencie hotelowym w
skąpych stringach. Co to, to nie.
Dużego wyboru jednak nie miała. Włożyła stringi potem chwyciła
leżącą na podłodze koszulę Jamesa. Od biedy może być, uznała.
Lekko zdenerwowana uchyliła drzwi. Dobiegł ją zapach świeżej kawy i
smażonego boczku. Mm, dawno nie jadła. Ostatni posiłek był na lotnisku w
Minneapolis jakieś szesnaście godzin temu.
Usłyszała głos. James z kimś rozmawiał.
Wyszła z pokoju. Na blacie w części kuchennej zobaczyła niemal pełny
dzbanek kawy. Obok stał wózek ze śniadaniem. Przeszła kilka kroków dalej i
wreszcie pod oknem dojrzała Jamesa. Miał na sobie spodnie od garnituru i nic
poza tym.
123
R
L
T
Nie uciekł. To dobrze. Jeszcze żaden mężczyzna nie został z nią przez
całą noc.
Okej. Zatem do zobaczenia. Rozłączył się i wystukał kolejny numer.
Nie powinna podsłuchiwać. Nie wypada. Ale była ciekawa. Z kim miał
się spotkać? I kiedy?
Stał zwrócony do niej tyłem. Ależ on ma piękne plecy! Szerokie,
umięśnione, jak sportowiec, a nie prawnik.
Cześć, to ja. Maggie tkwiła nieruchomo. Też się za tobą
stęskniłem. Wiem, nie jest łatwo...
Mógł rozmawiać z każdym. Z każdym, kto znał jego głos na tyle dobrze,
że nie musiał się przedstawiać. Z każdym, za kim tęsknił. Nie powinna
pochopnie wyciągać wniosków. Przecież po nocy spędzonej z nią nie dzwonił
do jakiejś kochanki?
Wiem, ale... nie... Posłuchaj, Pauly...
Pauly? Czyżby Pauline?
Przypomniała sobie słowa, jakie Pauline rzuciła jej na odchodne. Tacy
mężczyzni jak James nie kochają swoich żon, dzieci i przyjaciółek. Czyli...?
Wczoraj James powiedział jej, że zamierza złożyć wymówienie, a ona poszła
z nim do łóżka. Może wcale nie była tak mądra, jak jej się wydawało. Może
James nią manipulował, może ją wykorzystał? Czyżby Pauline miała rację?
Nie, to niemożliwe. Prawda?
Dzwonię powiedzieć, że musimy zakończyć tę farsę. Tak, to koniec.
Maggie znieruchomiała. Zrywał z Pauline?
Nie, nie jestem sam. Ty też nie. Na moment zamilkł. Nie, nic nie
mówiła. Po prostu się domyśliłem. Nie obchodzi mnie, co matka uważa.
W Maggie wstąpiła nadzieja, zazdrość zaczęła wygasać. James podjął
decyzję. Wybrał ją, Maggie.
124
R
L
T
Tak jest lepiej. Mam szansę być szczęśliwy, Pauly. I nie chcę jej
zmarnować. Tobie też życzę szczęścia.
Przez chwilę słuchał osoby na drugim końcu linii, a Maggie starała się
nie roześmiać. Szansa bycia szczęśliwym? Ona była szczęśliwa, mieszkając u
Nan: miała dach nad głową, pracę, jedzenie w lodówce. Teraz liczyła na coś
więcej: że będzie nie tylko szczęśliwa, ale i kochana.
Wszystko jedno, co jej powiesz ciągnął James. Nie wracam do
Waszyngtonu. Możesz zwalić całą winę na mnie. Prychnął. Przywykłem
do tego.
Musiała jakoś zdradzić swoją obecność, bo James odwrócił się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]