[ Pobierz całość w formacie PDF ]

małą kotlinkę, nadającą się na schronienie dla ich zmordowanych ciał. Biegł
zataczając się. Miał zawroty głowy i niewiele widział, bo deszcz zalewał mu
oczy. Liany plątały się koło nóg, a mokre jaśminy biły po twarzy obwisłymi
kwiatami. Przyśpieszał kroku, jak mógł, byle prędzej, byle dobić do
bezpiecznego miejsca. Krystyna zwisała mu na ramionach bezwładnym
ciężarem. Czyżby zemdlała? Zaniepokojony zagadał do niej ochryple. Nie
odpowiedziała. Na drodze leżał powalony pień. Przeskoczył przezeń ciężko i
zsunął się w kotlinkę.
Położywszy Krystynę na ziemi, rozcierał jej ręce. Otworzyła oczy. Gdy znów
błysnęło, zobaczył, że jest z nią zle. Na widok jego przerażenia uśmiechnęła się
mężnie i chciała usiąść.
Miał jeszcze we flaszce trochę whisky. Objął Krystynę ramieniem, uniósł
nieco i przyłożył jej flaszkę do ust.
 Teraz mi lepiej  rzekła.  Jak długo będziemy mogli tu zostać? Tu jest
dosyć wygodnie.
Blaize schował starannie flaszkę. Słońce musiało zajść nie tak dawno. Czy
wytrzymają do świtu? Lada chwila on może zginąć lub ona, albo oboje. Walące
się drzewo, strącona gałąz...
Krystyna rzekła nagle:
 Gdyby nie ja, nie byłbyś teraz w niebezpieczeństwie. Dlaczego zostałeś na
wyspie?
 Miałem przeczucie, że cię znajdę. Nie wierzyłem, że Treherne pożegluje
na Amanu. Od razu się połapałem, że mówił to umyślnie, żeby nasz Kanak
usłyszał.
W kotlinie było ciszej. Mogli rozmawiać.
 Ja się pytam  mówiła wolno Krystyna  dlaczego zadałeś sobie tyle
trudu? Przecież ja byłam dla ciebie okropna. Zabawne. Ciągle się kłóciliśmy, a
teraz jesteśmy tu razem.
 Piekielnie zabawne  powtórzył. Oparła się o niego, a on objął ją
ramieniem.
 Czy myślisz, że wyjdziemy stąd żywi?  spytała.  W tej. kotlince na
razie jest dobrze. Ale jak długo będzie bezpiecznie?
 Boisz się?  odrzucił.  Nie martw się. Jakoś będzie. Siedzieli cicho,
radzi z jakiego takiego wytchnienia. Siedzieli tak pół godziny. Krystyna trzymała
młodziutką papużkę, która przytuliła się bojazliwie do jej kolan. Blaize raz po
raz oglądał się na drzewa, czy się któreś nie chwieje. Wichura zamiatała zbocza,
z góry na dół pędząc wezbrane strumienie. Błyskawice stały się rzadsze. Huk
piorunów przeszedł w dalekie, głuche dudnienie. Burza odpływała w kierunku
Herari, wyspy położonej na południowy wschód od Takunai.
Dręczący deszcz nie ustawał. Nawet tutaj dosięgał ich, nie dawał spokoju,
drażnił i denerwował niewymownie. Krystyna zaczęła się kręcić w miejscu,
jakby mogła uniknąć udręki, na którą nie było sposobu.
 Niedługo nas zmyje  zaniepokoiła się.  Zaczekaj, zaraz błyśnie!
Widzisz, jak się tam woda przelewa przez krawędz?
 Widzę  rzekł głucho.  Musimy się przesiąść. Nie ruszaj się. Pójdę się
rozejrzeć.
 Nie idz.
Przysunęła się tak blisko, że poczuł na policzku jej szybki oddech.
 Nie idz  powtórzyła.  Zostań. Albo wez mnie ze sobą.
 Niebezpiecznie.
 Niebezpiecznie? Dlatego nie puszczę cię samego.
Nie było czasu na rozmowy. Na stoku nad nimi zaszumiało złowieszczo i do
kotlinki jęła walić woda, tak jak wino leje się do szklanki. Siła nurtu rozdzieliła
ich. Krystyna straciła grunt pod nogami i potoczyła się na dół. Oparła się dopiero
gruby pień palmy i przywarła do ziemi zadyszana, na pół żywa. Chciała zawołać
na Blaize'a i nie mogła dobyć głosu.
Wieczność upłynęła, nim ją doszło stąpanie od prawej strony. Krzyknęła na
całe gardło. Zaczął iść ku niej potykając się po omacku, brnąc po wodzie,
przepychając się przez zarośla. Natrafił na jej rękę.
 Krystyno! Krystyno!
 Nic mi się nie stało  wyjąkała.
 Myślałem, że cię nie znajdę... Krystyno, myślałem, że się zabiłaś...
Przebrnęli przez wodne wiry i wydostali się na pewniejszy grunt. O
trzydzieści kroków dalej wznosiło się niewielkie skalne płaskowzgórze. Tu
skierowali się przy świetle ostatniej błyskawicy i usiedli. Burza słabła. Około
północy deszcz ustał, a wicher stracił na sile.
 Nie mogłabyś usnąć?  zapytał Blaize.  Już po wszystkim. Wiatr
wykręca na wschód. No, skończyło się. Takunai jeszcze nas nie zwyciężyła.
 Niewiele brakowało  rzekła Krystyna słabym głosem.  Czy
bezpiecznie będzie teraz spać?
 Tak.
Ale długo nie mogła zasnąć. Myślała o przeżytych okropnościach i
niebezpieczeństwach. Tej nocy śmierć dotrzymywała im towarzystwa, ale Blaize [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •