[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szorstkie słowa, którymi chciał odpowiedzieć, zamarły mu na ustach.
Rozmowy o jego planach zawodowych były irytujące, ale tym razem
postanowił nie okazywać rozdrażnienia.
- Jestem pewny - powiedział łagodnie. - A ty powinnaś się cieszyć, bo,
tak jak sama powiedziałaś, będę wykorzystywał swoje doświadczenie i
wiedzę praktyczną.
- Kochanie, jeżeli ty będziesz zadowolony z tej pracy, to i ja będę -
powiedziała, ale Simon wyczulony na każde drgnienie jej głosu i na każdy
błysk zielonych oczu, wiedział, że nie wierzyła, by mógł znalezć satysfakcję
w pracy badawczej.
Uśmiechnął się, by dodać jej otuchy, a poza tym czuł się szczęśliwy. Od
kiedy się spotkali już drugi raz powiedziała do niego kochanie". Niby nic
wielkiego, ale miało to ogromne znaczenie.
Kiedy wychodziła z domu, Simon dzwonił do linii lotniczych, szukając
biletu na dzisiejszy lot do Sydney. Zostawiała go bardzo niechętnie, tym
bardziej że nie wiedziała, czy po powrocie z pracy jeszcze go zastanie.
Szczerze mówiąc, liczyła, że nie będzie żadnych wolnych miejsc, choć z
drugiej strony rozumiała słuszność jego decyzji. Wiedziała, że gdyby został,
znowu spędziliby w łóżku cały wieczór i o pakowaniu się nie byłoby nawet
mowy.
Jego wcześniejszy powrót do Sydney będzie miał jeszcze jedną dobrą
stronę. Simon chciał szukać pracy, a to znaczyło, że spotka dawnych
kolegów. Kto wie, może oni zdołają mu wyperswadować zmianę zawodu i
RS
99
namówią na powrót do neurochirurgii? Czuła, że nadal jest jego pasją.
Gdyby tylko zdołał się otrząsnąć z dręczących go koszmarów i przestał
stawiać jej potrzeby na pierwszym miejscu...
Simon obiecał, że zadzwoni do niej na komórkę, ale szanse, że uda się im
porozmawiać, były niewielkie. Uprzedziła go, że w firmie obowiązuje zakaz
rozmów telefonicznych w czasie zebrań i podczas dyskusji na tematy
służbowe. A ponieważ były to ostatnie dni jej pracy w Londynie,
spodziewała się nawału spraw.
Zawsze mógł zostawić wiadomość u jej sekretarki, ale miała nadzieję, że
uda się im porozmawiać osobiście. Na wszelki wypadek poprosiła, żeby nie
wyłączał swojego telefonu, to spróbuje do niego oddzwonić.
- Jeśli nie uda mi się dostać biletu, to po powrocie z pracy zastaniesz
mnie w domu - powiedział, a jego oczy ostrzegały, czego się może
spodziewać, jeżeli tak się stanie. - Na wypadek gdybym jednak dzisiaj
poleciał, chcę ci zostawić coś, co będzie ci o mnie przypominać...
Po tych słowach porwał ją w ramiona i pocałował tak namiętnie i gorąco,
że ugięły się pod nią kolana. Rozmazał jej szminkę i pozbawił oddechu,
uświadamiając jednocześnie, że dopóki znowu nie znajdzie się w jego
ramionach, będzie tęskniła i śniła o tym pocałunku.
Simon wystukał numer Annabel i ucieszył się, że telefon nie jest
wyłączony.
- Annabel Hansen - usłyszał służbowo brzmiący głos, ale jego wyczulone
ucho wyłowiło w nim pytającą nutkę.
- To ja. Możesz rozmawiać?
- Chwileczkę - odparła, co znaczyło nie jestem sama".
- Będę się streszczał. Wylatuję o drugiej po południu, ale biorąc pod
uwagę dojazd na lotnisko i możliwe opóznienia, muszę już wychodzić.
- Och, miałam nadzieję...
- Ja też. Uwierz mi, że nie chcę wyjeżdżać, ale wiem, że ci
przeszkadzam. Masz teraz tyle na głowie. Ja zresztą też. To tylko kilka dni,
a potem znowu będziemy razem. I niech ci nie przyjdzie do głowy, żeby się
rozmyślić.
- Nie ma obawy - zapewniła, a on mógł mieć tylko nadzieję, że naprawdę
tak myśli.
- Zadzwonię po przylocie do Sydney, albo ty zadzwoń do mnie. Kiedy
tylko zechcesz... Wyjadę po ciebie na lotnisko. To tylko kilka dni.
- Nie musisz. Guy Maiłaby odbierze mnie z lotniska.
- Aha - burknął, czując, że pierwszy raz w życiu jest zazdrosny, i to
głupio zazdrosny.
RS
100
O ile wiedział, Guy Maiłaby przekroczył pięćdziesiątkę i był szczęśliwie
żonaty. Jak widać, nadal nie był pewny uczuć Annabel, ani tego, czy
rzeczywiście jest dla niego miejsce w jej planach na przyszłość.
Cieszył się jej sukcesem i gotów był zrobić wszystko, by jej ułatwić
wejście w nową rolę. Zastanawiał się jednak, czy awans jej nie zmieni. Czy
nowa praca nie pochłonie jej, nie spowoduje wypalenia, i w efekcie nie
wpłynie na ich nowy, bardzo jeszcze kruchy związek.
Musi zadbać o to, aby tak się nie stało. Nie miał niewyczerpanych
zasobów finansowych, a nie wyobrażał sobie, aby żona miała go
utrzymywać. Zacznie więc od znalezienia odpowiedniej pracy. Takiej, która
da mu satysfakcję, a jednocześnie nie będzie zbyt czasochłonna, żeby mógł
pomagać Annabel. Jej potrzeby były teraz najważniejsze.
- Simon? - głos w słuchawce wyrwał go z zamyślenia.
- Powiedz swojemu szefowi, że nie musi się fatygować na lotnisko, bo
wyjedzie po ciebie mąż - Simon uznał, że im szybciej koledzy Annabel
dowiedzą się, że wróciła do męża, tym lepiej. - Do widzenia, kochanie. Nie
chcę cię dłużej zatrzymywać. Kocham cię.
- Ja też - odpowiedziała, trochę nieobecnym tonem, a Simon usłyszał, że
ktoś ją woła po imieniu. Usłyszał jeszcze: Pózniej do ciebie zadzwonię", i
rozmowa została przerwana.
Annabel miała tego dnia mnóstwo pracy, a po rozmowie z Simonem
trudno jej było się skoncentrować na tym, co do niej mówiono. Cisza, jaka
zapadła w słuchawce, gdy wspomniała Guy Maiłaby'ego, nie dawała jej
spokoju.
Czyżby Simon obawiał się, że jej awans może wpłynąć na ich związek?
%7łe przestanie pasować do jej nowego życia i nie będzie już miała dla niego
czasu?
Wiedziała, że nowe stanowisko oznacza dużą zmianę w jej życiu.
Wspólnicy odpowiadali nie tylko za sukces finansowy firmy, ale także za
przestrzeganie etyki i uczciwości zawodowej. Zamierzała zrobić wszystko,
by pogodzić pracę i małżeństwo, bo Simon był dla niej najważniejszy...
Pierwszy raz pomyślała o nim w ten sposób i nagle uświadomiła sobie,
co kariera i ambicje uczyniły z jej życiem. Niepohamowane, obsesyjne
dążenie do zdobycia statusu wspólnika nie pozostawiało miejsca na nic
innego. Zrozumiała, że jej ambicje zepchnęły na dalszy plan męża i dziecko,
dwoje ludzi, których najbardziej kochała. To ją otrzezwiło.
Nowe stanowisko łączyło się z nowymi wyzwaniami i większą
odpowiedzialnością, wiedziała jednak, że praca nie może stać się dla niej
najważniejsza. Tym razem nie dopuści, aby tak się stało.
RS
101
Annabel wiedziała, że Simon spędzi w samolocie niemal całą dobę i
może zadzwonić najwcześniej dopiero jutro po południu. Mimo to czekanie
na jego telefon było dla niej torturą.
Zajęta swoimi myślami, automatycznie pakowała się i sprzątała. Ocknęła
się w zasadzie dopiero kiedy prawie wszystko było już skończone.
Pracownik firmy wysyłkowej pomógł jej fachowo zapakować bibeloty,
książki i ubrania. Zostawili tylko to, co będzie jej potrzebne jutro rano, a te
ostatnie drobiazgi miała spakować do walizki i zabrać ze sobą.
Zrobiła sobie filiżankę kawy i zmęczona, ciężko opadła na kanapę. W
Sydney było teraz rano, uznała więc, że to doskonała pora, aby zastać
rodziców w domu. Serce jej trochę mocniej zabiło, kiedy wykręcała numer
do domu.
- Joe Hansen - burknął w słuchawkę ojciec, co jak zwykle doprowadziło
ją do szału. Znała go wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że kiedy z nim
rozmawia, musi się mieć na baczności.
- Cześć, tato, tu Annabel. Jak się macie?
- Coś takiego! Przypomniałaś sobie o naszym istnieniu?
- Zawsze o was pamiętam. Wysłałam wam kartkę z Wenecji -
powiedziała, ale zaraz sobie uprzytomniła, że przecież nie mogli jej jeszcze
dostać.
Za to ojciec wyraznie zapomniał, że zawsze pamiętała o wszystkich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]