[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Pod wpływem impulsu wróciła pieszo, żeby po drodze pooglądać wystawy sklepowe.
Gdy przystanęła przed sklepem z ubrankami dla dzieci, żal ścisnął jej serce. Pragnienie
macierzyństwa narastało w niej z każdym dniem, lecz spełnienie tego marzenia z Nikiem
nie wchodziło w grę. Nie rozumiała, dlaczego tak stanowczo obstawał przy tym, że nie
chce zostać ojcem, skoro uwielbiał bratanicę i bratanków. Kilka dni temu wieczorem
odwiedzili ich Luca i Bronte. Jade z podziwem obserwowała, jak zabawiał małą Ellę.
Wziął ją na ręce i kręcił się w kółko, aż piszczała i chichotała z radości. Obserwując po-
godną scenkę rodzinną, Jade żałowała, że nigdy nie będzie naprawdę należeć do tego
szczęśliwego grona. Była tylko obserwatorką, nie uczestniczką. Czuła się wyobcowana.
R
L
T
Weszła do sklepu i wzięła w rękę różowe śpioszki w białe kropki. Gładziła miękki
welur z żalem, że los nie podarował jej takiej miłości jak Mai i Bronte. Kochały swych
mężów z całego serca. Z wzajemnością.
Z niewiadomych powodów nagle podniosła wzrok. Ujrzała za szybą wycelowany
w siebie obiektyw aparatu. Odłożyła ubranko i wymaszerowała na zewnątrz, ignorując
pytania, którymi zasypywał ją dziennikarz:
- Czy oczekuje pani dziedzica rodu Sabbatinich?
- Czy mąż cieszy się, że zostanie ojcem?
Jade minęła grupę turystów i umknęła w boczną uliczkę, lecz reporter nadal deptał
jej po piętach.
- Czy to dziecko to owoc miodowego miesiąca?
Jade w końcu zdołała wmieszać się w środek wycieczki z przewodnikiem. Zgu-
biwszy prześladowcę, ruszyła w stronę willi. Mniej więcej w połowie drogi usłyszała
dzwięk telefonu. Dzwonił Nic.
- Jade, gdzie jesteś? - zapytał zaniepokojony. - Już szósta. Dopiero wróciłem do
domu. Czemu nie zostawiłaś kartki, kiedy wrócisz?
- Trochę szkicowałam i chodziłam po sklepach - odparła.
- Mogłaś przynajmniej przysłać mi wiadomość - wytknął, wyraznie zdenerwowa-
ny.
- Nie chciałam ci przeszkadzać. Ostatnio jesteś bardzo zajęty.
- Czujesz się zaniedbywana, cara?
- Ależ skąd. Wiem, że masz mnóstwo zajęć. Ja też.
- Nie pracowałem tylko dla siebie. Organizowałem ci spotkanie z właścicielem ga-
lerii sztuki. Przyjdzie dziś o siódmej, obejrzeć twoje prace.
Jade wpadła w popłoch.
- Ale dlaczego? Przecież mówiłam ci, że to zwykła amatorszczyzna. Nie chcę, żeby
ktoś oglądał moje obrazki, zwłaszcza właściciel galerii. Wyobrażam, sobie, jak mnie
oceni. Załamie mnie.
- Wyda obiektywną opinię. Warto jej wysłuchać.
R
L
T
- Nie podoba mi się, że wtrącasz się w moje sprawy! - prychnęła ze złością, skrę-
cając w boczny zaułek.
- Nie bądz dziecinna, Jade. Przecież jestem twoim mężem.
- Tylko przez najbliższych jedenaście miesięcy - przypomniała z naciskiem.
Po drugiej stronie na kilka sekund zapadła złowróżbna cisza. W końcu Nic prze-
mówił rzeczowym tonem:
- Wracaj szybko. Właściciel galerii przyjdzie o siódmej.
- Nie rozkazuj mi - odburknęła, ale już jej nie usłyszał, ponieważ wyłączył aparat.
Jade wstąpiła jeszcze na kawę.
Gdy wróciła do willi okrężną drogą, Nic kipiał z wściekłości.
- Czy zdajesz sobie sprawę, jaką możliwość właśnie odrzuciłaś? - napadł na nią od
progu. - Clyde Prentham czekał ponad godzinę. To bardzo zajęty człowiek. Specjalnie
wygospodarował trochę czasu, żeby się z tobą zobaczyć. Wyszedł kilka minut temu.
Jade usiłowała go minąć z podniesioną głową, ale złapał ją za ramię i odwrócił
twarzą ku sobie.
- Odnoszę wrażenie, że celowo unikasz szansy na zrobienie kariery - zauważył już
znacznie łagodniejszym tonem.
Jade usiłowała się oswobodzić, ale trzymał ją mocno.
- Nic nie rozumiesz - jęknęła, bliska łez. - Nie chcę, żeby ktoś mnie osądzał i wy-
śmiewał.
Nic zmarszczył brwi, ale zaraz potem zwolnił uścisk i pogładził ją po ramieniu.
- Dlaczego tak bardzo obawiasz się usłyszeć czyjeś zdanie na temat swojej twór-
czości, skoro nie obchodzi cię, co ludzie myślą o twoim charakterze i zachowaniu? Po-
zwalasz, żeby wieszali na tobie psy, a równocześnie ukrywasz swój niezwykły talent jak
wstydliwy sekret.
Jade łzy napłynęły do oczu. Zamrugała powiekami, ale nie zdołała ich powstrzy-
mać. Otarła je wierzchem dłoni.
- Z pewnością ten twój znawca nie podziela twojej opinii. Pewnie uświadomił ci,
że niepotrzebnie go tu ściągnąłeś.
- Wręcz przeciwnie. Twoje prace zrobiły na nim wielkie wrażenie.
R
L
T
- Usiłujesz mnie pocieszyć.
- Nie. - Nic ze zniecierpliwienia przewrócił oczami. - Dlaczego w siebie nie wie-
rzysz? Podziwia twoje wyczucie światła i koloru. Nie mógł uwierzyć, że nikt cię nie
uczył malarstwa. Masz wrodzony talent, Jade. Chce pokazać twoje prace, na początek na
wystawie zbiorowej, żeby wybadać rynek. W przyszłości myśli o zorganizowaniu ci wy-
stawy indywidualnej.
Jade pomyślała, jakie następstwa niesie taka perspektywa. Prezentacja jej twórczo-
ści oznaczałaby publiczną kompromitację. Nie potrafiłaby przeczytać umowy ani napisać
biografii dla celów promocyjnych. Prasa wykpiłaby analfabetkę, która nie umie napisać
własnego adresu.
- Nie mogę tego zrobić. Nie nalegaj więcej - poprosiła.
- Nikt cię do niczego nie zmusza. Jeżeli nie czujesz się gotowa, by wystawić swoje
obrazy, to twój wybór. Zakładałem, że zechcesz zyskać jakieś szanse na przyszłość.
- Kiedy już wydam pieniądze uzyskane po rozwodzie? Sądzisz, że przepuszczę
wszystko, co zostawił mi twój dziadek, i zostanę bez pensa przy duszy, prawda?
- Wcale tak nie myślałem. Nie wierzę jednak, że samo bogactwo cię zadowoli, je-
żeli nie wyznaczysz sobie jakiegoś życiowego celu. Sztuka powinna być wystawiana i
podziwiana. Nie rozumiem, dlaczego odrzucasz możliwość pokazania światu, że nie je-
steś pustą, rozrywkową panienką, za jaką cię uważa.
Jade odwróciła wzrok, żeby nie widział, jak silne emocje nią targają.
- Przemyślę twoją propozycję - zapewniła, mimo że z góry wiedziała, jaką decyzję
podejmie.
- Nie chcesz jej przyjąć, prawda? - drążył dalej Nic.
Jade westchnęła cichutko.
- Moje malarstwo to jedyna rzecz, którą mogę zachować dla siebie. Podobnie jak ty
i twoi bracia spędziłam całe życie na widoku publicznym. Sztuka to moja ucieczka, mój
azyl. Maluję, ponieważ to kocham, nie dlatego, że gonią mnie terminy czy zobowiązuje
umowa. To moje własne, prywatne szczęście. Wyłącznie moje.
Nic posłał jej krzywy uśmiech.
- Wciąż mnie zaskakujesz.
R
L
T
Jade ponownie przygryzła wargę.
- Doceniam to, co próbujesz dla mnie zrobić, ale jeszcze nie jestem gotowa na ten
krok.
Nic powoli pokiwał głową, jakby wreszcie zaakceptował jej stanowisko.
- W takim razie opowiedz mi o dzisiejszej wyprawie do sklepów. Kupiłaś coś?
- Nie... - mruknęła z zażenowaniem.
- Zledzili cię paparazzi?
Jade przeniosła wzrok na ogrody za oknem, żeby nie patrzeć mu w oczy.
- Sam wiesz, jak trudno ich uniknąć - odparła.
Nic podszedł bliżej, stanął za nią, położył jej ręce na ramionach i pocałował w szy-
ję tuż poniżej linii włosów, delikatnie przygryzając skórę zębami.
- Smakujesz tak wspaniale, że wciąż mnie kusi, żeby cię dotykać i całować - wy-
szeptał jej do ucha.
- Może po jedenastu miesiącach przestanę cię pociągać - odrzekła, choć rozpaczli-
wie pragnęła, żeby zaprzeczył.
Nic gwałtownym ruchem obrócił ją twarzą do siebie.
- Po co wciąż do tego wracasz? Znasz warunki od samego początku. Pozostaniemy
małżeństwem, póki nie uzyskamy tego, o co nam obojgu chodzi. Zawarliśmy układ, Jade.
Czytałaś umowę. Podpisałaś ją.
Jade oswobodziła się z jego objęć, splotła ręce na piersi.
- Czy kiedykolwiek myślisz o czymś innym niż pieniądze? Wkładasz całą energię
w prowadzenie interesów. Ale po co? Dla kogo? Komu zostawisz majątek po śmierci? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •