[ Pobierz całość w formacie PDF ]

któregoś ze zwierząt Tars Tarkasa. Gdy podszedłem, podniosła głowę i jej twarz
rozjaśniła się radością.
- Cieszę się, że przyszedłeś - powiedziała. - Dejah Thoris już śpi i czułam
się trochę samotna. Ludzie z mojego plemienia ignorują mnie, zbyt się od nich
różnię. To nie jest wesołe, gdyż musze żyć wśród nich i czasem bardzo pragnę
62
Edgar Rice Burroughs - Księżniczka Marsa
być prawdziwą marsjańską kobietą, pozbawioną uczuć i nadziei. Obiecałam
opowiedzieć ci moją historie, a raczej historie moich rodziców. Sądząc z tego,
co wiem o tobie i zwyczajach panujących wśród twojej rasy, ta historia nie wyda
cię się dziwna ani wyjątkowa, ale nawet najdłużej żyjący zieloni Marsjanie nie
mogliby przytoczyć drugiej takiej, a w legendach również bardzo niewiele jest
podobnych opowieści.
Moja matka była niska i drobna, zbyt drobna, by jej pozwolono wziąć na
siebie obowiązki macierzyństwa, gdyż nasi wodzowie w pierwszym rzędzie
zwracają uwagę na wzrost. Charakter również miała nie tak zimny i
bezwzględny, jak większość zielonych kobiet. Nie garnęła się specjalnie do
towarzystwa, często spacerowała samotnie po opustoszałych ulicach Tharku
albo szła na pobliskie wzgórza i siadywała wśród pokrywających je dzikich
kwiatów. Rozmyślała wtedy i marzyła o czymś, co, jak sądzę; tylko ja jedna
mogłabym dzisiaj zrozumieć. Przecież jestem jej córką.
I tam, na wzgórzach, spotkała młodego wojownika, którego obowiązkiem
było pilnowanie pasących się thoatów i zitidarów, by nie odchodziły zbyt
daleko. Z początku rozmawiali tylko o rzeczach, które dotyczyły całej
społeczności tharkijskiej, ale stopniowo, gdy spotykali się coraz częściej i coraz
mniej przypadkowo, co wkrótce stało się jasne dla obojga, ich rozmowy zaczęły
się obracać wokół nich samych, ich upodobań, ambicji i nadziei. Ufała mu i
powiedziała o odrazie, jaką czuje do popełnianych przez naszą rasę okrucieństw,
do strasznego, pozbawionego miłości życia, jakie muszą prowadzić.
Spodziewała się, że on ją potępi, że będzie krzyczał. Jednak zamiast tego objął
ją i pocałował. Przez sześć długich lat trzymali swoją miłość w sekrecie. Moja
matka należała do świty wielkiego Tal Hajusa, podczas gdy jej kochanek był
zwykłym wojownikiem, noszącym tylko własne ozdoby. Gdyby ich odstępstwo
od zwyczajów Tharków zostało odkryte, musieliby odpokutować swoją winę na
arenie, przed Tal Hajusem i zgromadzonymi tłumami.
Jajo, z którego się wyległam, ukryte było pod dużym, szklanym naczyniem
na szczycie najwyższej i najtrudniej dostępnej z częściowo zrujnowanych wież
starego Tharku. Przeleżało tam przez pięć potrzebnych do inkubacji lat, a moja
matka raz do roku przychodziła sprawdzać, czy wszystko jest w porządku. Nie
chciała przychodzić częściej, gdyż wiedząc, że popełnia przestępstwo, bała się,
ze każdy jej krok jest śledzony. Przez ten czas mój ojciec osiągnął wielkie
poważanie jako wojownik i zdobył ozdoby kilku dowódców. Jego miłość do
matki nie zmalała ani trochę, a jego jedyną ambicją było osiągnięcie takiej
pozycji, która pozwoli mu zedrzeć ozdoby z martwego ciała Tal Hajusa, a
potem, jako władca Tharków, ogłosić wszystkim o związku z moją matką, a
także mocą swojej władzy ochronić dziecko, które w przeciwnym wypadku
byłoby zabite natychmiast po wyjściu prawdy na jaw. To było szalone marzenie
 w ciągu pięciu krótkich lat osiągnąć pozycje pozwalającą zabrać insygnia Tal
Hajusowi, ale ojciec awansował bardzo szybko i wkrótce był liczącym się
członkiem rady Tharku. Pewnego jednak dnia nadzieja na szybkie dokonanie
63
Edgar Rice Burroughs - Księżniczka Marsa
tego, o czym marzył, aby ochronić matkę i mnie, rozwiała się. Rozkazano mu
udać się z ekspedycją daleko na południe, do lodowej krainy, zaatakować
żyjących tam ludzi i odebrać im futra. Tak zawszą postępowali zieloni
Barsoomianie  napadali na innych i odbierali im to, co tamci zdobyli własną
pracą.
Nie było go przez cztery lata, a gdy wrócił już od trzech lat było po
wszystkim. W blisko rok po jego wyjezdzie, a na krótko przed powrotem
wyprawy, która miała przywiezć dzieci, wyległe we wspólnym inkubatorze, jajo
pękło. Matka trzymała mnie w dalszym ciągu na wieży i odwiedzała nocami,
otaczając miłością, z której zwykłe, społeczne życie odarłoby nas obie. Miała
nadzieje., że po powrocie wyprawy do inkubatora, uda jej się dołączyć mnie do
dzieci, przydzielonych na dwór Tal Hajusa i w ten sposób uniknąć losu, jaki
niechybnie spotkałby nas obie po wykryciu jej sprzeniewierzenia się
starożytnym tradycjom zielonych ludzi.
Nauczyła mnie bardzo szybko języka i zwyczajów mojej rasy i pewnej
nocy opowiedziała mi historię, którą ci właśnie powtórzyłam. Nakazała mi przy
tym, abym zachowała wszystko w najgłębszej tajemnicy i była bardzo ostrożna,
gdy już znajdę się wśród innych dzieci. Musiałam się strzec, mówiła, aby nikt
nie odgadł, iż jestem bardziej zaawansowana w edukacji niż one, musiałam
uważać, by żadnym gestem nie zdradzić w obecności innych moich uczuć do
matki ani nawet, że znam swoich rodziców. Potem mnie przytuliła i wyszeptała
do ucha imię mojego ojca.
Nagle w ciemność pokoju na szczycie wieży wdarło się światło i
zobaczyłam Sarkoje, stojącą w wejściu z utkwionymi w mojej matce, pełnymi
nienawiści i złośliwej satysfakcji oczyma. Potoki obelg, które trysnęły chwile
pózniej z jej ust, przeraziły i zmroziły moje młode serce. Było jasne, że słyszała
wszystko, o czym mówiłyśmy. Już wcześniej zaczęła podejrzewać matkę, gdyż
zauważyła, że niemal każdej nocy znika ona ze swego pokoju na długie godziny.
I wreszcie udało się jej nas wyśledzić.
Nie wiedziała tylko, że matka zdążyła mi szepnąć imię mego ojca. Nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •