[ Pobierz całość w formacie PDF ]
naczyń, garnków, resztki jedzenia. Na podłodze leżał karton po pizzy.
Ale chlew! wyrwało się pani Adeli.
Druga kobieta zerkała ciekawie przez jej ramię.
No i mamy odpowiedz, skąd w kamienicy karaluchy stwierdziła kwaśno.
Do pokoju obok weszły już razem. Zobaczyły zarys łóżka i wściekle kolorową plamę na
ścianie.
A potem ukazał się widok tak osobliwy, że przystanęły w absolutnej ciszy, starając się
uwierzyć własnym oczom&
Na szerokim dwuosobowym łóżku leżała Górzycka, wbita w zdecydowanie zbyt ciasny
landrynkowy kombinezon z krótkimi rękawami i nogawkami. Na nogach miała czarne
lakierowane szpilki, a na głowie jakąś dziwną, rozcapierzoną fryzurę z kucykiem. Jej mocno
umalowana i uróżowana twarz wyglądała jak pośmiertna maska, a wyciągnięte do góry dłonie i
skrzyżowane nogi przydawały jej wyglądu odpoczywającej po orgii kurtyzany.
A najdziwniejsze było to, że całą pościel posypano mnóstwem chipsów. Sporo z nich leżało
na podłodze, lecz zdecydowana większość pokrywała kremową kapę kilkucentymetrową
warstwą.
W powietrzu unosił się zapach tak drażniący, że aż kręcił w nosie.
Bożenko! Pani Lusia zdecydowanym krokiem wyprzedziła oniemiałą Drozdową i
podeszła do łóżka. Bożenko! Co się dzieje?
Potrząsnęła sąsiadką za ramię i wrzasnęła z przerażenia.
Głowa Bożeny Górzyckiej przechyliła się na bok, ukazując kompletnie strzaskany tył
czaszki. Wcześniej leżała w kałuży krwi, zasłoniętej przez rozłożone niczym korona gęste włosy.
Na jednej z odrzuconych w bok rąk widać było serię dziwnych krwawych nacięć.
A niech mnie& Pani Adela zasłoniła usta, wpatrując się w krwawą miazgę. Ona chyba
już nie żyje!
Musimy zadzwonić na policję! Pani Lusia należała do tych energicznych osób, które
szybko potrafiły radzić sobie nawet w nietypowych i ciężkich sytuacjach. Być może dzięki temu
przetrwała drugą wojnę światową i roczny pobyt w obozie koncentracyjnym. Z tamtych
bolesnych czasów zostało jej wiele bolesnych wspomnień po utraconej rodzinie oraz tatuaż na
przedramieniu.
Choć, zadzwonimy od ciebie. Zdecydowanym ruchem pociągnęła sąsiadkę, wyrywając ją
z osobliwego letargu.
Telefon nie działa!
To idziemy do mnie. Dostałam komórkę od córki. Trzeba jak najszybciej wezwać policję.
I karetkę& Pani Adela dała się wyprowadzić z mieszkania i dalej, bez oporu, po
schodach.
Pani Lusia usadziła ją w wygodnym fotelu, a sama zadzwoniła i zgłosiła sprawę.
Wyłączyła telefon, a pani Adela wybuchnęła głośnym płaczem.
Adeluś, przestań. Jeszcze zawału dostaniesz. No, stało się&
Podała jej szklankę z wodą, lecz Drozdowa pokręciła przecząco głową.
Boże, to moja wina. Moja! chlipała, przecierając oczy trzęsącą się ręką.
Zwariowałaś! Nie gadaj głupot!
Ale to prawda.
Baju, baju, będziem w raju!
Luśka! krzyknęła Adela, ocierając nos rękawem sweterka. Ja jej życzyłam dzisiaj
śmierci, bo tak rozrabiała, że aż mi kalendarz ze ściany spadł! Zabiłam ją! Zabiłam!
Czy to ty złapałaś ją za łeb i tak waliłaś o ścianę, że zrobiłaś z czaszki zupę? Ostry ton w
głosie starszej kobiety kompletnie zaskoczył Drozdową.
Nie, skąd! Ja w życiu bym&
No to przestań bredzić, że ją zabiłaś przerwała pani Lusia zdecydowanie. Nie masz
krwi na rękach. Więc nie histeryzuj, na Boga, tylko wez się w garść.
Te słowa nieco uspokoiły skołatane nerwy. Pani Adela wzięła kilka łyków chłodnej wody i
wysiąkała nos.
Już mi lepiej& szepnęła.
W pobliżu kamienicy zaczęły wyć policyjne syreny.
VI
Kiedy dostał wezwanie, Garlicki właśnie wsiadał do samochodu. Miał pojawić się możliwie
jak najszybciej w tej samej sali, w której omawiano sprawę zwłok Agaty Kowalczyk.
No to świetnie mruknął, włączając klimatyzację i ruszając z parkingu.
Koszula na plecach i spodnie kleiły mu się do ciała. Miał nadzieję, że uda mu się wpaść na
chwilę do domu, akurat było mu po drodze, wziąć ekspresowy prysznic i narzucić świeże
[ Pobierz całość w formacie PDF ]