[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Fred zaklinał się, że ona nie jest w jego guście, bo
przywykł do śmiałych dziewczyn. Przykro mi, dziecko, ale
taka jest prawda - zwrócił się do Delii. - Nie mógłby się
zachować w ten sposób wobec kobiety, która mu się nie
podoba. To kompletnie bez sensu.
- Był taki pijany, że spodobałaby mu się nawet szympan-
sica - broniła się Delia.
- Porozmawiam z Marcusem CarrerÄ… - powiedziaÅ‚ Bar­
ney. - On powie mi prawdÄ™. To pirat, ale pirat uczciwy.
- Znasz szefa ochrony w kasynie? - zdumiała się Delia.
- Kotku, nie wiem, ile wypiłaś - odrzekł ostro Barney
- ale Carrera to właściciel  Bow Tie". A z ochroną miewa
tylko wtedy coÅ› wspólnego, kiedy napuszcza Smitha na ko­
goś, kto próbował go oszukać. Mówi się, że w dawnych
czasach sam zajmował się brudną robotą w Chicago. Kto wie,
może nadal tak jest?
- Pan... Carrera jest właścicielem kasyna? - wyjąkała
Delia.
- I nie tylko - powiedział Barney. - Ma całą sieć hoteli
i kasyn, głównie na Karaibach, a jedno u wybrzeży New Jer-
NIEBEZPIECZNA MIAOZ 43
sey.  Bow Tie" to jego ostatni nabytek. Mieszka w nim od
pewnego czasu. W każdym razie od tego wypadku z baryłką.
Delia ciężko usiadÅ‚a w fotelu. CzuÅ‚a, że robi jej siÄ™ niedo­
brze.
- Jaki znów wypadek z baryłką?
Barney parsknął śmiechem.
- Pewien facet zrobił krzywdę jednemu z kumpli Carrery.
Znaleziono go pózniej w beczce na olej, na rzece płynącej
przez Chicago. To znaczy, jego większą część - poprawił się
- bo niektórych kawałków ciągle brakuje.
- Jak to kawałków? - wykrztusiła Delia.
- Uspokój się, dziecinko, nikt nie twierdzi, że Carrera
zrobił to własnymi rękami. Zawsze miał wokół siebie ludzi,
którzy wykonywali, co im kazał - ciągnął Barney. - Jego
reputacja odstrasza najgorszych bandziorów. KtoÅ›, kto decy­
duje się wejść mu w drogę, musi być samobójcą.
- Dunagan mówił zupełnie co innego - odezwała się
Barb.
- Dunagan powtarzał plotki - powiedział z naciskiem
Barney.
- Owszem, słyszałam plotkę o tym gangsterze z Miami -
jak on się nazywa, Deluca? - który próbuje zainstalować się
tutaj, na Paradise Island. MówiÄ…, że ma udziaÅ‚y we wszyst­
kich nielegalnych kasynach na Florydzie, a teraz chce przejąć
jedno czy dwa na Bahamy.
- PrzyÅ‚apano go na przyjmowaniu nielegalnych zakÅ‚a­
dów - wyjaśnił Barney. - Otworzył kilka lokali, w których
ludzie mogli obstawiać gonitwy psów albo koni. Oszukiwał
przy wypłatach i fałszował liczby zakładów. Nie odsiedział
nawet trzech lat. Miał naprawdę dobrego adwokata - dorzucił
ze znaczącym uśmieszkiem.
- To oszust - powiedziała z oburzeniem Barb.
44 NIEBEZPIECZNA MIAOZ
- Owszem - zgodził się Barney - ale ma twarde muskuły,
no i tÄ™ piÄ™knÄ… córeczkÄ™, która z nim podróżuje. Podobno uży­
wa jej do rozmiękczania facetów. Ale ona ma naturę jadowitej
kobry.
- W jaki sposób wróciłaś do hotelu, kochanie? - zwróciła
siÄ™ nagle Barb do Delii.
- OlbrzymiÄ… czarnÄ… limuzynÄ… - odparÅ‚a Delia z rados­
nym uśmiechem. - To było niesamowite!
- Zapomniałem, że nigdy dotąd nie jechałaś limuzyną.
- Barney westchnÄ…Å‚. - Wiele razy proponowaÅ‚em, żebyÅ› za­
mieszkała z nami w Nowym Jorku, ale twoja... matka nie
chciała o tym słyszeć. Nie znosiła mnie. Powiedziała, że im
dalej będziesz ode mnie, tym dla ciebie lepiej.
- Ale dlaczego? - zdumiała się Delia, która nigdy o tym
nie słyszała.
Barb rzuciła mężowi ostrzegawcze spojrzenie.
- Mama była zazdrosna o Barneya, bo uważała, że zabrał
jej córkę. Nigdy się nie lubili, musiałaś o tym wiedzieć.
- Tak - przyznała Delia - ale nadal nie rozumiem, czemu
nie chciała, żebym pojechała do Nowego Jorku.
Barney odwrócił się, wyraznie zmieszany.
- Bała się, że ci się tam spodoba i że nie będziesz chciała
do niej wrócić - wyjaśnił.
- Nie chciała cię utracić, kochanie. - Głos Barb nie
brzmiał zbyt przekonująco.
- Przecież ona mnie nie lubiła! - wykrzyknęła Delia.
- Co takiego? - ostro zapytała Barb.
Delia nigdy im się nie skarżyła. Teraz także robiła to [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •