[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Szybkim marszem przeszed³em kilkadziesi¹t metrów od bra-
my do przystanku, wskoczy³em w nadje¿d¿aj¹cy autobus, usia-
154
d³em na wolnym miejscu i postanowi³em przemySleæ, co powiem
jasnowidz¹cej Luizie, kiedy spyta mnie gdzie i po co by³em.
Zapomnia³em, ¿e Luiza nigdy mnie o nic nie pyta³a.
*
Jasnowidz¹ca Luiza jak zwykle nie pyta³a o nic. Chodzi³a
chmurna i w pierwszym momencie obawia³em siê nawet, ¿e mo¿e
to mieæ zwi¹zek z Mercedes, lecz wyprowadzi³a mnie z b³êdu,
jak tylko usiad³em w fotelu.
Mia³am nieplanowane widzenie powiedzia³a grobowym
g³osem. Nie wiem, co o tym mySleæ.
Poruszy³em siê niespokojnie. Wyda³o siê pomySla³em.
Co to by³a za wizja? spyta³em jakby nigdy nic, jakby nie
by³o Mercedes, jakbym nigdzie st¹d nie wychodzi³, jakby nie by³o
k³amstwa ani wczeSniejszych wiaro³omstw.
Kiedy wyszed³eS zaczê³a, a ja momentalnie struchla³em
zrobi³o mi siê nagle s³abo i stwierdzi³am, ¿e po³o¿ê siê na moment.
I co?
Po³o¿y³am siê i zapad³am w drzemkê... Ale to by³a jakaS
dziwna drzemka... Zaczê³a siê nagle i nagle... Ale nie, lepiej dam
ci kartkê.
Zapisa³aS to?
OczywiScie. Przecie¿ zawsze zapisujê wizje.
Zaaferowana Luiza, chodz¹ca w nerwach po pokoju, nie spo-
strzeg³a, jak odetchn¹³em. Wiêc nie o Mercedes chodzi³o. Jesz-
cze raz oszuka³em Luizê. Moja ostatnia cudownie zaSlepiona
kochanka nie mia³a z wizj¹ Luizy nic wspólnego. Prawie szczê-
Sliwy wzi¹³em od jasnowidzki kartkê. Spojrza³em na nerwowe
pismo, Swiadcz¹ce o wielkim napiêciu i zacz¹³em czytaæ:
Miejsce odludne, chyba góra, z jednego zbocza sp³ywa stru-
mieñ; xród³o jest niewidoczne. Ze szczytu schodzi mê¿czyzna,
niesie torbê na kiju, coS nuci. Widzê chmury uk³adaj¹ce siê, jak
przed burz¹, jedna ma kszta³t zion¹cego ogniem smoka. Nie bojê
siê. Ten smok, nie wiem, sk¹d wiem, ale wiem to, nic mi nie
155
zrobi. S³oñce zachodzi szybko, mê¿czyzna schodzi, ja widzê to
jakby z góry. Naraz zza grani wychodzi drugi mê¿czyzna, to
znaczy wygl¹da jak mê¿czyzna, ale ja czujê, ¿e to nie cz³owiek,
¿e to wroga i niebezpieczna si³a. Mê¿czyzna z torb¹ na kiju za-
trzyma³ siê na widok tego drugiego i rzuci³ na ziemiê kij z torb¹.
Tamten rozeSmia³ siê i wtedy któryS z nich, ale nie wiem, który,
powiedzia³ czy mo¿e zapyta³:
Mastema?
I nic siê nie sta³o. Ten, który by³ pytany nie odpowiedzia³,
zaleg³a cisza, chmury przesta³y p³yn¹æ, wizja zastyg³a. Po nie
wiem jak d³ugim czasie ten pierwszy podniós³ z powrotem kij
z torb¹ i ruszy³, jak wczeSniej, w dó³. Ten drugi, który raczej nie
by³ istot¹ ludzk¹, zaSmia³ siê, mo¿e te¿ zaklaska³ i nagle wszyst-
ko znik³o. Mê¿czyzna z torb¹ na kiju nie przej¹³ siê tym jednak
i szed³ dalej w pustce. W pustce bia³ej jak zamieæ i lód. Nie by³
sam, lecia³a nad nim ta chmura w kszta³cie zion¹cego ogniem
smoka. Ale on chyba tej chmury nie widzia³. Szed³ w bia³ej
i zimnej pustce i Smia³ siê tak samo (tak samo!) jak ten, który
sprawi³, ¿e znik³a góra i xród³o, ¿e znikn¹³ w jednej chwili Swiat.
Skoñczy³em i odda³em Luizie kartê.
Co o tym mySlisz? spyta³em.
Mówiê ci: nie wiem, co mySleæ. Nie wiem, co znaczy Ma-
stema ... Ale ten z kijem, ten, co schodzi³ z góry, to by³...
Kto? pomySla³em, wstyd przyznaæ, egocentrycznie
i w sposób absolutnie nieuzasadniony, ¿e mo¿e to o mnie, ¿e mo¿e
to ja schodzi³em.
To by³ Izajasz Anio³ wyrzuci³a z siebie Luiza.
Naprawdê? nic m¹drzejszego nie przysz³o mi do g³owy.
To by³ Izajasz Anio³ i wiesz co? Luizie z przejêcia trzês³y
siê rêce. Jestem pewna, ¿e to by³ znak. Z³y znak.
Dlaczego?
Nie wiem.
Ale to ty jesteS jasnowidzk¹!
Tak.
156
*
PomySla³em, ¿e Izajasz Anio³, który ju¿ nieraz wpl¹tywa³ siê
w niez³¹ kaba³ê, nie z takich wychodzi³ opresji. Próbowa³em uspo-
koiæ siê t¹ mySl¹, pociesza³em siê, ¿e to tylko wizja i ¿e Luiza nie
jest nieomylna. W koñcu i jej zdarza³y siê wpadki. Wprawdzie
rzadko, ale jednak.
Rozebra³em siê w minorowym nastroju, przew¹chuj¹c dys-
kretnie ubranie, czy nie ma na nim zapachu mojej cudownie
zaSlepionej kochanki. A stwierdziwszy, ¿e wszystko poch³on¹³
dym palonych przeze mnie i Mercedes cameli, wrzuci³em ciuchy
do pralki, umy³em siê, w³o¿y³em Swie¿¹ bieliznê i powiedzia³em
do Luizy, która ca³y czas wygl¹da³a na przejêt¹ swoim niespo-
dziewanym widzeniem:
Nie przejmuj siê. Nic mu nie bêdzie.
Tak mySlisz? Czy tylko pocieszasz?
Nie wiedzia³em, co odpowiedzieæ Luizie. Poszed³em do kuch-
ni, wstawi³em wodê na herbatê i zajrza³em do lodówki. Wyj¹³em
pora, niskokaloryczn¹ Smietanê, ¿Ã³³ty ser ze sklepu ze zdrow¹
¿ywnoSci¹. Krzykn¹³em w stronê Luizy:
Zjesz coS?
Nie mogê. Martwiê siê tym widzeniem.
Nic mu nie bêdzie, zobaczysz. Poza tym ugryz³em kanap-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]