[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ustalone?
Czy one wiedzą, \e wolałem śmierć od wypicia podawanej mi przez demony
krwi? Czy\ w myśl prawdziwej wendety nie powinienem był wypić tej krwi, a potem
zniszczyć mych wrogów, posiadając ju\ moc taką jak oni?
Moi aniołowie zbli\yli się do mnie.
Gdzie\eście byli, kiedy groziła mi śmierć? spytałem.
Nie dra\nij ich. Wszak nigdyś nie wierzył w ich istnienie odezwał się
Ramiel. Kochałeś jedynie nasze podobizny, a swoją prawdziwą miłość odkryłeś dopiero
wtedy, gdyś napił się ju\ demonicznej krwi. Na tym właśnie polega problem. Czy mo\esz
zabić to, co kochasz?
Zniszczę ich wszystkich odparłem. W ten czy inny sposób. Przysięgam
na własną duszę. Spojrzałem na swoich bladych i obojętnych stró\ów, a potem na
pozostałe anioły, które odcinały się swą jasną poświatą od panującego w bibliotece półmroku
i od stojących tam ciemnych regałów z równie ciemnymi ksią\kami. Zniszczę ich
wszystkich.
To powiedziawszy, zamknąłem oczy i zobaczyłem Urszulę w swej wyobrazni. Był
dzień, a ona le\ała bezradna i bezbronna. Ujrzałem siebie samego, jak pochylam się nad nią i
całuję ją w chłodne białe czoło. Dławiły mnie bezgłośne łkania, wszystkie me członki dr\ały.
82
Kilka razy kiwnąłem głową: zrobię to, tak, zrobię to, zrobię.
O świcie powiedział Mastema mnisi przyniosą ci nowe odzienie z
czerwonego aksamitu oraz twój odświe\ony rynsztunek i wyczyszczone buty. Nie próbuj nic
jeść. Jest jeszcze za wcześnie, bo ciągle kotłuje się w tobie diabelska krew. Jak będziesz
gotowy, zabierzemy cię na północ, a tam za dnia zrobisz to, co zrobione być musi.
Rozdział 11
A światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła.
Ewangelia według św. Jana 1,5
śycie w klasztorze zaczyna się bardzo wcześnie, o ile w ogóle na noc ustaje.
Oczy me otwarły się nagle i dopiero gdym ujrzał rozjaśniony słońcem fresk,
pozbawiony by tak rzec zasłony, w którą spowiła go nocna ciemność, otó\ dopiero
wtedy uświadomiłem sobie, jak głęboki był mój sen.
Po mojej celi poruszali się zakonnicy. Przynieśli mi odzienie z czerwonego aksamitu,
które wcześniej opisywał mi Maste-ma. Prócz tego miałem jeszcze wełniane spodnie i dwie
jedwabne koszule oraz gruby pasek. Zgodnie z zapowiedzią broń moja została wyczyszczona:
cię\ka, wysadzana klejnotami szabla lśniła jak wtedy, gdy ojciec mój zajmował się nią całymi
wieczorami przy swoim kominku. Sztylety równie\ były gotowe.
Wyszedłem z łó\ka i ukląkłem, aby się pomodlić. Prze\egnałem się i zacząłem
szeptać po łacinie:
Bo\e. Daj mi siły, bym mógł posłać w Twe dłonie tych, co \erują na śmierci.
Jeden z mnichów poło\ył mi rękę na ramieniu i uśmiechnął się. Czy\by wielkie
milczenie jeszcze się nie skończyło? Wskazał mi stół, gdzie le\ał przygotowany chleb i mleko
z delikatną pianką na wierzchu.
Kiwnąłem głową i uśmiechnąłem się do niego. Zakonnik oraz drugi towarzyszący mu
mnich ukłonili się i wyszli.
Rozejrzałem się po pokoju.
Jesteście tu wszyscy, wiem o tym powiedziałem, ale nie zaprzątałem ju\ sobie
uwagi tą myślą. Je\eli nie pojawią się tutaj ponownie, to znaczy, \e wróciłem do zdrowych
zmysłów. Supozycja ta była jednak w takim samym stopniu zgodna z prawdą, jak to, \e nadal
\ył mój ojciec.
Na stole obok przyniesionego mi po\ywienia le\ały przyciśnięte świecznikiem
dokumenty, dopiero co sporządzone i sygnowane czyimś zamaszystym podpisem.
Przy czytałem je szybko. Były to kwity na wszystkie pieniądze i klejnoty, które
miałem w swych torbach, gdym przybył do tego klasztoru. Na ka\dym z tych dokumentów
widniała pieczęć Medyceuszy.
Prócz tego na stole le\ała sakwa, którą miałem przywiązać do pasa. Znajdowały się w
niej wszystkie moje pierścienie, oczyszczone ju\ i wypolerowane, przez co osadzone w nich
rubiny zachwycały swym blaskiem, a szmaragdy imponowały nieskazitelną głębią. Złoto zaś
nie lśniło tak pięknie od wielu długich miesięcy, rzecz jasna wskutek mojej gnuśności.
Rozczesałem opadające mi na ramiona włosy. Irytowała mnie ich gęstość i długość,
lecz nie miałem w tej chwili czasu na sprowadzenie tu cyrulika. Przynajmniej nie opadały mi
na czoło. Cieszyłem się ponadto, \e są wreszcie czyste.
Szybko przywdziałem przygotowany dla mnie strój. Buty okazały się trochę za ciasne,
gdy\ osuszono je przy ogniu, ale nie czułem się w nich zle. Pozapinałem wszystkie klamry i
przyczepiłem do pasa mą szablę.
Szata z czerwonego aksamitu obszyta była na krawędziach srebrno-złotą lamówką, a z
przodu przyozdobiono ją srebrną lilią burbońską. Po zaciśnięciu pasa wierzchnia szata sięgała
mi do połowy uda. Widać przeznaczono ją dla człowieka o zgrabnych nogach.
Cały ten strój był zbyt okazały jak na bitwę, którą miałem niebawem stoczyć. Zresztą
bardziej odpowiednim słowem byłaby tu masakra , a nie bitwa . Nało\yłem przyniesioną
[ Pobierz całość w formacie PDF ]