[ Pobierz całość w formacie PDF ]
częściowo z ciekawości, a częściowo, by uciec od
niespokojnych myśli. Na jednej był James, ale dużo młodszy,
stojący przed frontem domu z siwowłosą kobietą. Na drugiej
był uśmiechnięty, o rumianej twarzy mężczyzna, siedzący w
fotelu z kuflem piwa. Jego rodzice" - domyśliła się. To
ciekawe, że woził ze sobą fotografie. Zajrzała do
przechodniego gabinetu i odkryła eleganckie, na zamówienie
szyte ubrania. Wszystkie wisiały na drewnianych wieszakach.
Wciąż poruszona świadomością jego obecności, weszła do
salonu i usiadła przy fortepianie, od niechcenia dotykając
klawiszy. Czuła się jak we śnie. Nie myślała, że takie miejsca
naprawdę istnieją. Musiała wydać się Jamesowi niezmiernie
głupia.
Zagubiona w myślach, nieświadomie uderzyła w kilka
klawiszy. Zastanowiła się, czy łączył z jej osobą jakieś plany.
Na pewno miał kobiet na pęczki. Był interesujący,
zachęcający i, oczywiście, nie martwił się o pieniądze. I,
musiała to przyznać, ekscytował ją. Subtelny powiew
pewności i sity przenikał ją do głębi. Chciała być z nim i
walczyć jednocześnie. Sfrustrowana uderzyła w klawisze,
wzbudzając dzwięk tak fałszywy, nieharmonijny, że aż sama
podskoczyła.
- Grasz przepięknie - powiedział pogodnie James, gdy
wszedł do pokoju, owinięty tylko w ręcznik kąpielowy. -
Beethoven, domyślam się? - Susan odwróciła się, nie mogąc
wytrzymać prowokującego widoku. - Jak na wolnego ducha,
jesteś bardzo spięta.
Zmierzyła go wzrokiem, zdziwiona, że czyta z jej myśli.
- Ja tylko... - Próbowała wymyślić jakąś ripostę. Obdarzył
ją diabelskim uśmiechem. Zmysłowe wyzwanie popchnęło ją
do działania.
- Czy teraz moja kolej? - spytała.
James skłonił się głęboko i wspaniałomyślnie wskazał na
drzwi łazienki.
- Oczywiście. Czuj się jak u siebie.
Rozmyślnie - jak sądziła - rozchylił ręcznik, pokazując
Susan dwa nagie, męskie uda. Były muskularne, szczupłe i
równie opalone przez słońce jak reszta ciała. Przełknęła ślinę i
wstała wiedząc, że będzie musiała minąć się z nim przed
drzwiami łazienki.
Niespodziewanie uśmiechnął się, łagodząc nieznośne
napięcie.
- Nie bądz taka nerwowa - powiedział delikatnie. - Nie
zamierzam cię pogryzć.
Czytał jej myśli. Susan drżąc uśmiechnęła się do niego i
weszła do łazienki, przystając w drzwiach ze sztuczną
obojętnością.
- Nie bądz głuptasem - powiedziała, podrzucając do góry
złote włosy. - Nie jestem zdenerwowana.
- Ależ jesteś - upierał się, mrugnąwszy brązowymi
oczami - I zupełnie nie wiem dlaczego.
Była przekonana, że wiedział. Bawił się nią i to było nie w
porządku.
- Obawiam się, że za chwilę spadnie z ciebie ręcznik -
wypaplała, czując jednocześnie, że te słowa ją upokarzają.
James zamrugał z naturalnym zdziwieniem, dając jej
odrobinę satysfakcji.
- Wcale nie jesteś takim wolnym duchem, prawda?
- Nauczyłam się być ostrożna i... rozsądna.
- Aha. Proste i ograniczone. Interesująca filozofia jak na
pasażerkę na gapę.
Susan wyczerpana rozmową, głośno westchnęła.
- Czemu się nie ubierzesz? - zasugerowała - Poczekam.
Wyszła z łazienki.
- Jak sobie życzysz. - Zasalutował i wycofał się.
Usłyszała intymne odgłosy wciągania bielizny, a potem
dzwięk odkręcanej wody.
James pojawił się znowu, ubrany w brązowe spodnie,
sportową koszulę i świeżo wypucowane beżowe buty.
Wyglądał niedbale choć elegancko, jak nowoczesny król na
urlopie.
- Pani, twoja kąpiel została przygotowana.
Weszła za nim do Zrodka, tłumiąc jęk, gdy dobrze
rozejrzała się po łazience.
- To jest niemożliwe.
- Nigdy przedtem nie widziałaś wanny?
- Takiej, nie.
Podziwiała wannę, niezwykle głęboką i szeroką, pełną
cudownej piany i ozdobioną mosiężnymi urządzeniami oraz
kurkami oznaczonymi: gorąca", zimna", letnia". Na
ozdobnym stoliku leżał zestaw pachnących żeli kąpielowych,
suszarka, zapasowe szczoteczki do zębów, rozmaitość mydeł i
szamponów, a obok płaszcz kąpielowy, wielkie, puszyste
ręczniki i specjalne miejsce do ubierania z wielkimi lustrami.
Gdy tylko James wyszedł, zamykając za sobą drzwi,
Susan nie tracąc czasu, w pośpiechu rozebrała się i wskoczyła
do pełnej wody i piany wanny. Wzięła głęboki oddech i
westchnęła z ulgą, gdy gorąca kąpiel otoczyła jej zmęczone
ciało. Rozluzniona zaczęła sobie leniwie podśpiewywać,
podnosząc zgrabną nogę wysoko w powietrze, patrząc na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]