[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Raptownie nabrał powietrza.
- Myślisz, że tego nie wiem? %7łe nie dręczyłem się tą myślą? - Zamknął zegarek i włożył go
na miejsce, cały czas próbując się opanować. - Ale nie było czasu na ślub. Jak mógłbym zostawić
cię w takim niegodnym stanie? Wszyscy ludzie plotkowaliby o tobie, a twój honor byłby
unurzany w błocie.
- To wcale nie byłby niegodny stan - zaoponowała.
- Owszem, byłby. - Obwiódł jej usta palcem. - Honor, obowiązkowość i odpowiedzialność
wpajano mi od najmłodszych lat. Gdybym cię skompromitował, nawet z takich pobudek,
zniszczyłbym coś bezcennego. Jesteś moją żoną - szepnął. - Moją najdroższą żoną. Przyszłaś do
mnie czysta. Ludzie, którzy w tych czasach zamętu dadzą się zwabić rozkoszy i odrzucą
moralność, będą tego żałować. Pomówienia będą się wlokły za nimi do końca życia. -
Uśmiechnął się do niej. - My będziemy mieli jasne wspomnienia, takie, które warto zachować w
pamięci. Kiedyś, za wiele, wiele lat, będę się bujał w fotelu, z tobą na kolanach, i będziemy
wspominać nasze życie z zachwytem, a nie z żalem.
Jak na Cole'a było to przemówienie. Często zdarzało mu się, że siedział godzinę bez słowa.
Lacy dotąd nie zdawała sobie sprawy z jego uczuć. Ale zdjęcie w zegarku było bardzo wymowne.
- Mam nadzieję, że długo będziemy razem, Cole - powiedziała.
- Ja też. - Cmoknął ją w czoło. - Chętnie bym cię pocałował, ale te barwy wojenne bardzo
łatwo zmieniają właściciela.
Roześmiała się i zrobiła krok do tyłu. Zerknęła na Cole'a z ognikami w oczach.
- Obiecuję się nie szminkować, jeśli w zamian obiecasz, że będziesz mnie często całował.
Nie uśmiechnął się. Twarz mu zastygła. Uczucie niepewności zgasiło uśmiech na twarzy
Lacy. Czyżby znowu go uraziła?
- Podniecasz mnie do szaleństwa - szepnął.
- A już sądziłam, że cię zakłopotałam. Wydawałeś się bardzo nieswój.
Uniósł brew.
- Jesteśmy małżeństwem. Możesz spojrzeć w dół, to zobaczysz, dlaczego jest mi nieswojo.
Machinalnie spełniła prośbę i dopiero wtedy uświadomiła sobie, o co mu chodzi.
Odwróciła oczy z głośnym westchnieniem.
- Krótkie spódnice... - powiedział Cole. - Charleston, szminka na ustach... Myślałem, że
jesteś kobietą wyrafinowaną.
- Nie z tobą. - Roześmiała się, bo sama poczuła zakłopotanie. - Przy tobie czuję się jak
podlotek.
- Wiesz, Lacy, mam nadzieję, że zawsze tak będzie. - Odrzucił do tyłu jej włosy. Były
faliście ufryzowane i miały piękny połysk. - Nie powinienem był cię drażnić. Teraz nie mogę się
oprzeć.
- Niech będzie, dopóki drażnisz mnie tylko w ten sposób - powiedziała ze śmiertelną
powagą.
- Spokojna głowa. Nie czuję się swobodnie w obecności innych kobiet. I nigdy się nie
poczuję. - Splótł z nią palce i westchnął. - Powinniśmy stanąć oko w oko z lwami. Chyba
ochłonąłem wystarczająco, żeby nie zwracać na siebie uwagi.
Tym razem nie spojrzała w dół, tylko od razu się zarumieniła.
- Ej, ej, Cole! - mruknęła. Pogłaskał ją po ręku.
- To wszystko jest częścią małżeństwa - zapewnił.
- Nie pozwól Jessice wyprowadzić się z równowagi - ostrzegła. - W razie czego mam w
rękawie asa. Ona o tym nie wie.
- Co to za as? - spytał. Szepnęła mu na ucho. Zachichotał.
- Czy nie będziesz miał pretensji, jeżeli wyciągnę to na jaw? - spytała zatroskana.
- Ja nie, ale Ben tak, więc niech to będzie ostatnia deska ratunku.
- W porządku, szefie - zgodziła się radośnie.
- Jak będziesz mnie drażnić, to znowu przycisnę cię do muru - zagroził. - I tym razem nie
puszczę.
- W domu pełnym ludzi? - Spojrzała na niego z rozbawieniem. - Nie odważyłbyś się.
- Odważyłbym się.
Nie wierzyła mu, ale na wszelki wypadek uciekła do salonu. Marion załamywała ręce.
Przyjęcie nie rozwijało się pomyślnie. Jessica tak ostentacyjnie wyrażała swą niepochlebną
opinię o ranczu, że ludzie zaczęli szemrać. A potem zaczęła nadskakiwać Turkowi, usiłując
skłonić go do opowieści o samolotach, które zestrzelił podczas wojny. Ben podszedł do niej
zdenerwowany.
- Nie rób tego, proszę - powiedział, unikając wściekłego wzroku Turka. - Ani on, ani Cole
nigdy nie opowiadają o Francji. Narobisz kłopotów. Turek nie ma najlepszych manier, a kiedy
ktoś rozzłości mojego brata, budzi się w nim lew.
- To podniecające. - Spojrzała w stronę kuchennych drzwi, za którymi rysowały się
sylwetki Lacy i Cole'a. Ten Cole był całkiem, całkiem. Jessica stwierdziła, że zazdrości Lacy. Taki
mężczyzna zadowoliłby każdą kobietę. I na pewno to on w domu rządzi. Bena łatwo było
podporządkować; był pod tym względem jak dziecko. Coleman Whitehall musiał stanowić
dokładne przeciwieństwo brata. Jessica nie wątpiła, że jest męski, zdecydowany i bardzo
podniecający.
- Od jak dawna są małżeństwem? - spytała, kiwając głową w stronę Lacy i Cole'a.
- Prawie rok.
- Naprawdę? - Jessica roześmiała się, czując lekką zazdrość. - No, no. Zachowują się jak
nowożeńcy. Ona jest dość potulna i cicha. Wydawałoby się, że taki mężczyzna woli inne kobiety.
Do Lacy Ben miał słabość. Nie spodobała mu się taka charakterystyka. Zresztą całe to
przyjęcie wprawiało go w zdenerwowanie. Od początku nie chciał, żeby Marion je urządzała.
Jessica często wywoływała niesnaski, a do lego była nieprzytomną snobką. Ben był z niej bardzo
zadowolony w łóżku, ale w towarzystwie miał z nią mnóstwo kłopotów. Gdyby nie praca, za nic
nie dałby się jej naciągnąć na zaręczynowy pierścionek.
Wrócił myślą do małej, słodkiej Faye, która oddałaby za niego życie. Jakże różniła się od
tej zimnej kobiety, która posługiwała się swym ciałem jak narzędziem, żeby dostać od mężczyzn
to, czego chce.
- Czy Turek jest żonaty? - spytała Jessica, wodząc wzrokiem za przystojnym blondynem,
stojącym samotnie przy stole obok wazy z ponczem.
- Nie. Wydęła wargi.
- Marnuje się. Ma oczy amanta. Założę się, że jest równie dobrze zbudowany jak ty.
Niespokojnie przestąpił z nogi na nogę. Dama nie mówi takich rzeczy. No, ale Jessica nie
była damą.
- Chodz, poudzielamy się towarzysko - powiedział. - Widzę...
Zamarł i zrobił się biały jak ściana, bo w drzwiach ukazała się Faye Cameron. Miała na
sobie zwykłą kraciastą sukienkę i obszerny znoszony sweter. Do tego była rozczochrana i
niewątpliwie niedawno płakała. Podeszła do Bena i spojrzała na niego. Nie wyobrażał sobie
takiej sceny w najgorszych koszmarach.
- Co tam? - spytał, błagając ją wzrokiem, by z niczym nie wyskoczyła. Wszyscy sąsiedzi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]