[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Indra trzymała się rozpaczliwie jakiejś poręczy.
- Nie zrzucaj teraz swojej zdobyczy, Kondorze - prosiła. - Musielibyśmy bardzo długo
lecieć na ziemię!
Byli tak wysoko, \e kręciło im się w głowach. W końcu jednak znalezli się w obrębie
Królestwa Zwiatła. Wrócili, aczkolwiek nie tak triumfalnie, jak się spodziewali.
- To śmieszne, wisieć tak bezradnie pod brzuchem ogromnej maszyny - prychnęła
Indra. - I to my, którzy mamy za sobą tyle dramatycznych dokonań!
Niedzwiedz, zwierzę opiekuńcze Oka Nocy, którego Marco uczynił \ywym w
podziękowaniu za uratowanie młodego Indianina, wyglądał na dość przera\onego. Indra
potykając się podeszła do niego i pogłaskała go po futrze. To było naprawdę porządne futro,
ręka zanurzyła się w nim głęboko.
- Jak to dobrze, \e jesteś z nami - powiedziała. - Jak to dobrze. Czuję się teraz
bezpieczna.
- Naprawdę? - mruknął niedzwiedz i wyprostował się. Sprawiał te\ wra\enie
spokojniejszego.
Indrze zdawało się, \e schodzą w dół nieznośnie wolno. Przykro było patrzeć na
ukochane Królestwo Zwiatła takie zabrudzone, takie zniszczone. Ram nieustannie
utrzymywał kontakt z Rokiem, słyszała więc, \e zostali skierowani prosto do stacji
kwarantanny. To nudne, ale niestety konieczne.
Wszędzie krą\yły gondole Stra\ników, jedne wiozły materiały w górę do otworu, inne
schodziły w dół po nowe zapasy. Przy murze trwała gorączkowa praca, a gdy J2 zbli\ał się do
ziemi, Indra zobaczyła tłumy pracujących tam ludzi.
I oto my wracamy, po tygodniach, co tam, po miesiącach spędzonych w Górach
Czarnych, a nikt nie ma czasu, \eby nas podziwiać!
To niesprawiedliwe, \e nie mo\emy zrobić triumfalnego entrée!
Z głuchym stukotem wylądowali przy stacji kwarantanny. Freki i niedzwiedz mieli
jechać dalej, do stacji zwierzęcej. Gorzej, \e mę\czyzni i kobiety zostali rozdzieleni, w
ka\dym razie na początku, więc Indra nie mogła nawet uściskać Rama, zanim została
skierowana do wielkiej hali dezynfekcyjnej.
Narzekała potem trochę do personelu:
- Na co się zda ta cała kwarantanna teraz, kiedy wszystko w Królestwie Zwiatła
zostało zainfekowane przez śmieci wpadające tu z zewnątrz?
- Nie mo\esz tak mówić - uśmiechnęła się jedna z pielęgniarek trochę nerwowo. - To
prawda, \e u nas jest brudno, ale wy byliście chyba nara\eni na większe zanieczyszczenia.
- Mo\esz być pewna - potwierdziła Indra cierpko.
Dziura została załatana, mo\na było zapalić Zwięte Słońce oraz wszystkie małe słońca
nad wszystkimi miastami i wioskami kraju. Czekało ich teraz ogromne sprzątanie, ale Indra
nie miała z tym nic wspólnego. Ona została zamknięta w najnudniejszej części stacji
kwarantanny.
Na szczęście odbierała wizyty. Przyszedł jej ojciec, Gabriel i Miranda z Gondagilem,
rozmawiali z nią przez grubą szklaną ścianę. Niczym więzień, musiała się z nimi
komunikować za pomocą mikrofonu.
- Ale\ Mirando! - zawołała na powitanie siostry. - To ja jeszcze nie zostałam ciocią?
Zaczyna mnie to powa\nie...
Miranda przerwała jej śmiechem.
- Co chciałaś przez to powiedzieć?
- Co chciałam powiedzieć? Chciałam powiedzieć, \e nie było nas blisko dwa miesiące,
a ty nie...
- Droga, kochana Indro - rzekł Gabriel ze współczuciem w głosie. - Nie było was w
domu cztery dni!
Indra otworzyła usta.
- Czte... cztery dni?
Wszyscy troje z zapałem kiwali głowami.
Nareszcie prawda dotarła do nieszczęsnej Indry. Ró\nica czasu! Zawsze przecie\
wiedziała... Jakoś jednak nie mogła tego zaakceptować.
Cztery dni? Tylko cztery \ałosne dni, to prawie niemo\liwe!
Ale wiedziała te\, \e czas w Ciemności i w zewnętrznym świecie to ten właściwy.
Tylko tutaj, w obrębie Królestwa Zwiatła, toczy się znacznie wolniej. Jeden dzień w
Królestwie odpowiada dwunastu dniom w Ciemności i w świecie zewnętrznym. Jeden dzień
w Ciemności, to tylko ułamek dnia w Królestwie Zwiatła. Indra nigdy nie była dobra w
matematyce, potrzebowała na wyliczenia trochę czasu.
- No, no, mnie wychodzi prawie pięć dni - rzekła z wolna, jakby ta niewielka ró\nica
miała jakiekolwiek znaczenie.
- Tak jest, cztery doby i parę godzin - potwierdził Gondagil.
- Więc nawet nie zdą\yliście się o nas zacząć martwić - powiedziała zasmucona.
Gabriel uśmiechnął się czule.
- Bardzo się o was martwiliśmy. Wiedzieliśmy przecie\, \e wy będziecie musieli
prze\yć du\o, du\o więcej dni ni\ my.
- A zatem I dopiero co wrócił?
- Tak, dzisiaj w nocy. Kiro i Sol przybyli tu te\ przed wami.
- To okropne - mruknęła Indra, twarz jej się jakoś dziwnie wydłu\yła.
- My jednak cieszymy się strasznie, \e jesteście ju\ z powrotem. Wszyscy! Cali i
zdrowi.
To o czymś Indrze przypomniało.
- To prawda, Siska jest...
- Wiemy, wiemy - uśmiechnęła się Miranda. - Została wysłana do szpitala, na oddział
ginekologiczny. Bardzo się tam o nią martwią, jej dziecko będzie prawdziwym
konglomeratem ras, \eby nie powiedzieć gatunków. Ma zostać wysłany lekarz do Starej
Twierdzy, \eby się dowiedzieć więcej o kobietach istot ziemi.
- Mo\e jej ciÄ…\a trwa dopiero cztery dni?
- Cztery albo sześćdziesiąt. Tego nie wiemy. Została mimo wszystko umieszczona w
izolatce.
- Phi, przy tych wszystkich śmieciach, które walą z góry, izolowanie nas jest zupełnie
bez sensu. Obiecałam sobie, \e ucałuję ziemię w Królestwie Zwiatła, kiedy się ju\ tu znajdę,
ale tego świństwa, które teraz ją pokrywa, nie tknę.
- Mieszkańcy pracują intensywnie nad oczyszczaniem, trzeba zniszczyć wszystko, co
tu spadło - wtrącił Gabriel. - Laboratoria działają pełną parą, muszą się dowiedzieć, czy w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •