[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Juno u mojego boku? A może najlepiej byłoby abdykować i na zawsze zniknąć?
Plan należało dopracować w szczegółach, ale to był jego plan. Uczeń znalazł wreszcie
właściwy kierunek. Od tej pory nie musiałby kierować się tam, gdzie go posyła były mistrz.
Mógłby świadomie realizować swój plan, podążając ku własnemu przeznaczeniu.
A Juno mu zaufała...
Może ja także powinienem jej zaufać? - pomyślał. Może, choć trudno w to uwierzyć,
Rebelianci pomogą mi w zabiciu mojego mistrza, a potem wszyscy troje staniemy się wolni?
Pomysł był tak absurdalny, że Starkiller z miejsca go odrzucił.
Na razie musiała mu wystarczyć świadomość, że spotkanie odbędzie się zgodnie z planem,
bez obaw, że ktoś okaże się zdrajcą. Rebelia powstanie, choć nie wiadomo na razie, dokąd
doprowadzi. Podjęcie tej decyzji pozwoliło mu osiągnąć równowagę między zmagającymi się w
nim emocjami. Dzięki temu poczuł większy spokój niż kiedykolwiek w ciągu ostatnich miesięcy.
 Cień Aotra opadł z okołobiegunowej orbity i zaczął lecieć nad północno-zachodnim
pasmem górskim planety. Oglądana z dużej odległości Korelia była zdumiewająco piękna. Dwa
szerokie oceany oblewały dobrze zagospodarowane kontynenty o umiarkowanym klimacie, a że
ośrodki produkcyjne znajdowały się przeważnie na orbicie, biosfera planety była wolna od
przemysłowych zanieczyszczeń, które na innych planetach stanowiły istną plagę. Na powierzchni
Korelii widniały jednak ślady degradacji, jakiej ulegała w przeszłości. W jednym z takich miejsc
mieli wylądować - w zrujnowanym mieście w sercu zdewastowanego płaskowyżu. Starkiller nie
znał jego nazwy ani historii, ale kiedy statek się zbliżał do spustoszonego przez pożary, a obecnie
przyprószonego śniegiem miejsca otoczonego przez ruiny, od razu zgadł, co się tu stało.
Wcześniej czy pózniej wszystkie przedsięwzięcia kończą się fiaskiem, pomyślał. Posągi
obracają się w ruiny, a najwspanialsze plany rzadko przeżywają swoich autorów. Gdyby on, Darth
Vader albo Imperator zginęli następnego dnia, kto by pamiętał o śmiałych pomysłach, które ich
połączyły?
Pilotując zręcznie statek, Juno okrążyła ruiny. Chciała się upewnić, że na dole nie czekają
na nich żadne niespodzianki. Wylądowała łagodnie obok trzech przyprószonych śniegiem
wahadłowców. Jeden z nich należał niewątpliwie do Baila Organy. Między statkami a miejscem
lądowania  Cienia Aotra przechadzali się umundurowani strażnicy.
- Jesteśmy na miejscu - odezwała się pilotka, zanim jeszcze zdążyły ostygnąć jednostki
napędu podświetlnego. - Zawsze wiedziałam, że te historie na temat Korelii są przesadzone.
- Wygląda na to, że wszyscy już są. - Uczeń za bardzo się koncentrował na przyszłym
spotkaniu, żeby się roześmiać z jej żartobliwej uwagi. - PROXY? Idziemy.
Juno odwróciła się i spojrzała na niego.
- Kota się z wami nie wybiera? - zapytała.
Uczeń powiódł spojrzeniem po sterowni.
- Wszystko wskazuje, że pójdę sam - powiedział. - %7łycz mi powodzenia.
Juno zdecydowała się od razu.
- Sam nie pójdziesz, mowy nie ma - oznajmiła. - Zaczekaj. - Zerwała się z fotela pilota i
wygładziła to, co jeszcze zostało z jej munduru, po czym jednym ruchem przeczesała palcami
włosy. Pstryknęła dzwigienką ukrytego przełącznika, otworzyła tajny panel i wyjęła z niego pistolet
w kaburze, którą przypięła do pasa. - Będę cię osłaniała.
- Teraz powinnaś mnie ostrzec, żebym cię nie zrozumiał niewłaściwie - zauważył Starkiller.
Juno wskazała świetlny miecz u jego pasa.
- Nie zmuszaj mnie, żebym użyła broni - powiedziała. - Nie muszę mówić nic więcej.
Uczeń pokiwał głową, bo wcale nie miał jej tego za złe. Zeszli po rampie, chroniąc twarze
przed zacinającym śniegiem.
Strażnicy w ciepłych, zimowych mundurach bez słowa poprowadzili całą trójkę między
ruiny. Uczeń, Juno i PROXY długo wspinali się kamiennymi kręconymi schodami, aż znalezli się
w stacji obserwacyjnej, z której rozciągał się widok na zębate szczyty gór. W prowizorycznej sali
konferencyjnej umieszczono prostokątny stół, przy którym mogło usiąść kilkanaście osób. Za
stołem stał godnie wyprostowany Bail Organa, ubrany w oficjalne szaty swojego urzędu. Obok
niego stała kobieta w średnim wieku o zatroskanej twarzy. Uczeń doszedł do wniosku, że to pani
senator Mon Mothma z sektora Bormea. Obok Mon Mothmy uczeń zobaczył barczystego
mężczyznę o długich siwiejących włosach i wąsach - byłego senatora z Korelii, Garma Bel Iblisa.
Na widok wchodzących Organa uprzejmie kiwnął im głową, ale jego towarzysze okazali trochę
większą rezerwę.
Uczeń podszedł bez wahania bliżej i stanął naprzeciwko trojga zgromadzonych za stołem
osób, a dokładnie naprzeciwko Garma Bel Iblisa stojącego przed północną  ścianą sali, która była
właściwie tarasem o sklepieniu wspartym na kilkunastu kamiennych kolumnach. Widoczne w
oddali ośnieżone szczyty gór potęgowały wrażenie, jakby cała sala znajdowała się w chwiejnej
równowadze między niebem a skałami i jakby siła ciążenia mogła w każdej chwili tę równowagę
zakłócić.
Duże kamienne drzwi zasunęły się niemal bezszelestnie za ich plecami. Kiedy się zamknęły,
Juno odeszła na bok. Dołączyła do grupy mężczyzn i kobiet w mundurach strażników Korelii,
Chandrili i Alderaana, którzy mieli czuwać na bezpieczeństwem uczestników spotkania. Bail
Organa wydał polecenie, a PROXY się rozjarzył i pokrył przekazywanym z innego miejsca
galaktyki holograficznym wizerunkiem jego córki, Leii. Na widok uczestników spotkania
księżniczka kiwnęła głową, podeszła do stołu i stanęła obok ojca.
Pierwszy przerwał ciszę Bail Organa. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •