[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rumieńcem.
Odwróciła się, poprawiła szlafrok i otworzyła dozorcy.
Stanął w drzwiach, z czerwonym pudełkiem z narzędziami w ręku i uniósł
brwi w zdumieniu, przenosząc wzrok z poważnej twarzy Mary na Bruce'a, z
którego twarzy nic nie dało się wyczytać. Uśmiechnął się znacząco, gdy jego
wzrok padł na umieszczoną strategicznie na kolanach Ogiera poduszkę i
zwrócił się do Mary.
 Słyszałem, że zacięły się pani drzwi. Ale widzę, że już pani weszła
do środka.
 Tak.  To było wszystko, co udało jej się powiedzieć.
 Wreszcie się zjawiłeś  powiedział Ogier z rosnącą złością.  Do-
brze, że ja przyszedłem pomóc pannie DeLaney. Umarłaby z zimna, czekając
tam na ciebie.
 Nie wygląda wcale na zmarzniętą  powiedział Taylor, idąc przez po-
kój.  Raczej na przegraną. Ale w końcu mamy lipiec, mimo że pada.  Po-
stawił pudełko na ziemi, przykucnął i przyjrzał się drzwiom.  Lipcowe deszcze
nie są takie zimne.
Nie uzyskał odpowiedzi od żadnego ze swoich lokatorów, wzruszył więc
ramionami, po czym zajął się naprawą. Wyjął puszkę aerozolu i spryskał nim
obficie szynę pod drzwiami, cały czas ruszając szybą. Za moment działały już
bez zarzutu.
 Proszę bardzo  powiedział, chowając puszkę i z wysiłkiem się pod-
nosząc.  Na razie powinno wystarczyć. Przyjdę jeszcze wypolerować tę szy-
nę. Dobrej zabawy, dzieciaki.  Przyjrzał się im uważnie, uśmiechnął do sie-
bie i wyszedł na korytarz.
Kiedy drzwi zamknęły się za nim, Mary bezgłośnie odetchnęła i pode-
szła do balkonu, wyglądając na mokre podwórko. Bruce podszedł i położył jej
ręce na ramionach.
 Dobrze się czujesz?  spytał. Skinęła głową, ale nic nie odpowiedzia-
S
R
ła.
 %7łałujesz czegoś? Znów przytaknęła.
 Czego? Tego, że nam przerwał, czy że w ogóle zaczęliśmy? Odwróciła
się, patrząc na niego niebieskimi oczyma, w których ujrzał coś, czego nie
umiał nazwać.
 Bruce, to zaszło za daleko. Przepraszam, że cię sprowokowałam. Ale
zwykle nie rzucam się wszystkim na szyję. A zaangażowanie nie jest czymś... 
urwała, bo uznała, że nie ma prawa powiedzieć mu, że wie, iż on nie chce się
angażować. Może to wcale nie była prawda, ale jego opowieść o nauczycielce z
Manitoba pozwalała tak przypuszczać. A może po prostu nie chciał dzielić życia
z Evelyn, jak powiedział. Było jeszcze za wcześnie, żeby mogła zacząć myśleć o
nim w ten sposób.  Naprawdę, prawie wcale się nie znamy zakończyła nie-
pewnie.
Ogier pomyślał, że zabrzmiało to niemal jak pytanie, którego nie ośmieli-
ła się zadać po raz drugi, otrzymawszy już kiedyś zachęcającą odpowiedz. Da-
wała mu szansę porozmawiania z nią, opowiedzenia o sobie i swojej pracy,
zwłaszcza teraz, kiedy okazał się kimś innym, niż przypuszczała. Wciągnął po-
wietrze, chcąc zacząć mówić, ale doskonale wiedział, co się stanie, jeśli to zrobi.
Wyrzuci go za drzwi, zanim zdoła jej cokolwiek wytłumaczyć. Kiedy już bar-
dziej się do siebie zbliżą, nauczą się sobie ufać, spróbuje znalezć jakiś delikatny
sposób, żeby jej o tym powiedzieć.
Przestał więc o tym myśleć i skoncentrował się na tej nowej, podniecającej
znajomości. Uświadomił sobie, że była ona jedną z najważniejszych w jego ży-
ciu. Był pewien, że z czasem zdoła pokonać jej niechęć do głębszego angażowa-
nia się, musi tylko odpowiednio się przygotować, zaplanować wszystko; nie
miał już drużyny, musiał myśleć sam. Ale za to miał Mary! Uśmiechnął się do
siebie. Ich dwoje stworzy doskonałą drużynę!
 Doskonałym sposobem poznania się bliżej jest kochanie się  zauwa-
żył logicznie.  Ale masz rację. Gdybyśmy nie przestali, stałoby się to dlatego
że poniosły nas emocje i podniecenie, a nie dlatego, że oboje podjęliśmy prze-
S
R
myślaną decyzję i zgodziliśmy się, że to nam obojgu odpowiada. Z tego powodu
nie żałuję już bardzo, że Jerry nam przeszkodził.
Przypomniała sobie, że przy obiedzie w chińskiej restauracji powiedział,
że lubi planować, myśleć na przyszłość, żeby cały czas było wiadomo, co kto
ma zrobić, nawet w chwilach podniecenia w czasie meczu.
Westchnęła, a Bruce pomyślał, że to westchnienie ulgi. Wyciągnęła dłoń i
pogłaskała go po policzku. Miała tak delikatną skórę, że przestraszył się, że jego
zarost ją podrapie. Zmieszne; nie martwił się tym, kiedy wcześniej ją całował.
Ale szybko się usprawiedliwił  nie był wtedy zdolny do logicznego myślenia.
 Czy podziękowałam ci za uratowanie mnie?
Zaśmiał się, wziął jej dłoń i przyłożył do swoich usL
 Mówiąc szczerze, nie. Zwymyślałaś mnie tylko, że nie jestem Taylo-
rem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •