[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Beatrycze wiedziała, że Edwards gotów jest ulec.
Muszę przedtem zobaczyć się z Ransomem odparł niezdecydowanie. Jeżeli
zgadza się pani poczekać kilka minut...
Jestem gotowa czekać choćby godzinę!
Edwards zrobił kilka kroków i zatrzymał się. Przez korytarz szedł Sam Kartys! Z zapar-
tym oddechem Beatrycze oczekiwała, co będzie. Kartys szedł ponury, patrząc pod nogi.
Edwardsa zauważył dopiero wówczas, gdy się z nim spotkał twarz w twarz.
Beatrycze usłyszała, jak wymówił nazwisko Edwardsa i wyciągnął rękę. Edwards założył
ręce za plecy i coś szybko powiedział. Nie słyszała słów, lecz widziała bladość, jaka pokryła
twarz Kartysa. Słowa Edwardsa smagały go jak zadawane ciosy. Rozbieganym wzrokiem
oglądał się na wszystkie strony w korytarzu oprócz Beatrycze nikogo nie było. Wyprostował
się, wzruszył ramionami i poszedł dalej.
Edwards odprowadził go wzrokiem, aż znikł. Jego oczy błyszczały drwiąco i z zadowo-
leniem. Odwrócił się do Beatrycze i powiedział:
Zdaje mi się, że pani miała rację. Swoim zachowaniem się Kartys dowiódł winy.
Nie słyszałam, co pan do niego mówił! z rozczarowaniem wykrzyknęła Beatrycze.
Tym lepiej! zaśmiał się Edwards. Nie liczyłem się za bardzo ze słowami i nie
przebierałem w epitetach.
Gdy deputowany odszedł do Ransoma, Beatrycze usiadła na oknie i zamyśliła się. Spo-
tkanie Edwardsa z Kartysem dało jej ogromną satysfakcję. Nigdy nie zapomni wyrazu twarzy
Kartysa! Aotr, na chwilę skulił się, stał się niskim, tchórzliwym płazem! Edwards, zdawało się,
był gotów połknąć go żywcem. Jak cudownie będzie napisać o tym do Mary dziś wieczorem!
Zaczęła obmyślać zdania i wyrazy najbardziej wymowne, by wiernie oddać zachowanie się
Edwardsa. Męski", szlachetny"... Jednym spojrzeniem starł na proch Kartysa". Wspaniały
był w swoim gniewie"... Musi zrobić go w oczach Mary bohaterem. On rzeczywiście był dziś
wspaniały i w czasie przemówienia, i teraz...
R
L
T
W samochodzie Edwards mówił mało i wolał słuchać dowcipnych uwag Beatrycze na
temat tego, co miało miejsce w parlamencie. Była wesoła i swobodna, lecz nie mogła pozbyć
się wrażenia, że coś się stało z nim od czasu ich ostatniego widzenia się. Stało się coś nie ma-
jącego nic wspólnego z pracą w Kongresie i wzburzeniem wywołanym walką z Kartysem...
Kłopoty zawodowe, oczywiście, musiały wycisnąć swą pieczęć, lecz nie mogły być
przyczyną takiego przygnębienia, takiego smutku... Mimo wspaniałego zwycięstwa Edwards
miał zatroskany wyraz twarzy. Uśmiechał się machinalnie a pociemniałe oczy pod gęstymi
brwiami patrzyły ze zmęczeniem i beznadziejnie.
Beatrycze nic nie rozumiała, lecz była zbyt mądra, by pytać o cośkolwiek.
Posadziła gościa w wygodnym fotelu, przy kominku, podsunęła mu za plecy poduszkę i
w milczeniu przygotowała herbatę. Ogień w kominku wesoło trzaskał. Edwards poddał się
przyjemnemu uczuciu wygody i urokowi gospodyni. Była jego przyjacielem i przyjaciółką
Mary. To wystarczyło, by poruszyć w nim ciepłe uczucia. Subtelna kobieta zrozumiała, że on
teraz potrzebuje odpoczynku i spokoju.
Proszę wypić herbatę, a potem, jeżeli pan zechce, proszę przejść do gabinetu i wyspać
się! zaproponowała.
Nie będę spał!
No, w takim razie proszę się pogrzać przy kominku i rozmyślać o swoich grzechach!
Herbata była świetna, sandwicze mniej dobre niż u Mary, ale Edwards nie zdążył zjeść
śniadania i łakomie rzucił się na nie. Beatrycze troskliwie opiekowała się nim, podsuwała cia-
sto, lecz nic nie mówiła. %7ływa i gadatliwa z natury, pojmowała sens milczenia. Gdy Edwards
zaspokoi głód, sam zacznie mówić. Wiedziała, że obudziła w nim ciekawość. To, co chciała mu
powiedzieć o Mary, niech będzie na deser!
Wreszcie Edwards wykrzyknął z zadowoleniem:
Nie przypuszczałem nawet, że jestem taki głodny!
Dobrze, że pan nie zjadł Sama Kartysa! zaśmiała się. Była chwila, gdy myśla-
łam, że go pan żywcem połknie!
Wysłano by mnie haniebnie z powrotem do Kolorado, gdybym to zrobił! Zresztą
sprawiłoby mi to taką satysfakcję, że byłoby warto zaryzykować!
Nie, nie warto zaprzeczyła Beatrycze. Zbyt wiele ma pan dobrego w Waszyng-
tonie. Może nie powinnam była mówić panu o nim...
R
L
T
Co pani mówi! Cieszę się, że pani powiedziała. Szkoda tylko, że Kartys się nie bronił.
Gdyby wyciągnął rewolwer lub zamierzył się na mnie... Z jaką radością sprałbym go!
Sama byłam żądna krwi powiedziała Beatrycze. Lecz Kartys oddał coś więcej
niż życie swój honor i swoje męstwo!
Przyznam się, że mnie rozczarował!
Edwards skręcił papierosa. Beatrycze obserwowała go spod oka.
Szkoda, że Mary nie widziała Kartysa powiedziała w zamyśleniu. Myślę, że
wyraz jego twarzy wynagrodziłby jej wszystkie cierpienia. Opiszę jej wszystko dokładnie dziś
wieczorem!
Edwards nachmurzył się, popatrzył w okno i burknął niewyraznie:
Na pani miejscu nie robiłbym tego.
Beatrycze badawczo spojrzała na gościa.
Dlaczego? Nie życzy pan sobie, by Mary była z pana zadowolona?
Przez chwilę milczał, jakby szukał odpowiedzi na jej pytanie w nierównych językach
płomienia.
Nie rzekł wreszcie. Teraz to już nie ma znaczenia.
Coś było nie w porządku! Teraz już Beatrycze była przekonana, że umęczony wygląd
Edwardsa nie jest skutkiem pracy, lecz pochodził z wewnętrznej walki, wywołanej jakąś nową
przeszkodą między nim a Mary. Lecz jakiej natury mogła być ta przeszkoda, gdy w listach
Mary Beatrycze wyczytała między wierszami głębokie uczucie do Edwardsa? Postanowił wy-
rzec się Mary? Dlaczego?
Wyrzeczenie się... Oczywiście, to nie dobrowolne wyrzeczenie! Najrozmaitsze domysły
rodziły się jej w głowie. Nagle zaświtała jej nowa myśl. Czy nie zjawiła się w życiu Edwardsa
inna kobieta? Bardzo możliwe! Ale jak się to mogło stać? Jeżeli myśl o tej kobiecie zmusiła go
do ucieczki z Atlantic City, dlaczego nie przeszkodziła mu tam pojechać? Nie mogła przecież
zjawić się w ciągu kilku godzin spędzonych w hotelu...
Edwards znów przemówił. Długie milczenie Beatrycze odniosło skutek.
Myślę, że byłoby lepiej, gdyby pani nic już o mnie nie pisała do pani Freeman... Zde-
cydowałem... Chciałem powiedzieć, że zdaje mi się... że po jej odmowie... nie powinienem na-
rzucać się.
R
L
T
Beatrycze patrzyła ze zdumieniem na gościa. Czy to naprawdę jest ten sam człowiek,
który przed dwiema godzinami olśnił Kongres Stanów Zjednoczonych swoją odwagą, przeko-
naniem i krasomówstwem? Beatrycze nie mogła uwierzyć w szczerość jego słów!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]