[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Chodz, bo przegapimy widok! zaczął biec w stronę
Pól Elizejskich. Cassie pobiegła za nim, ale on nawet nie
zwolnił, kiedy dotarł do największego korka pod pomnikiem.
Zwariowałeś? krzyknęła. Zatrzymała się, gdy on
przebiegał między samochodami i motocyklami, ignorując
klaksony. Przez ułamek sekundy zawahała się, ale to
wyglądało na wyzwanie, a ona zaraziła się od niego
bakcylem szaleństwa. Z uśmiechem zaczerpnęła tchu i
popędziła przez ulicę.
Wariactwo, nie wiedziała, jak jej się udało. Pisk opon i
169
ryk klaksonów niemal ją ogłuszyły. Zwiatła reflektorów
oślepiały, ale czuła się jak zwierzę kierujące się szóstym
zmysłem, jakby nic nie mogło jej dotknąć. I miałam rację,
pomyślała w przypływie rozkoszy, kiedy przeskoczyła rząd
niskich słupków otaczających Luk. Kurde, dziś była
nieśmiertelna!
Cassie Bell, wiedziałem, że jesteś doskonała!
krzyknął radośnie Richard, łapiąc ją za rękę i obracając
wokół własnej osi. Wiedziałem!
Pewnie, że tak wydyszała. Ale zaraz nas
aresztują.
E tam. Chodz!
Złota poświata zniknęła z pomnika, z jego wyrytych w
nim zawiłych wzorów i fryzów. Zamiast tego reflektory
otaczały Auk cienistą poświatą, nadając jezdzcom i ich
rumakom umieszczonym na płaskorzezbach niesamowity
wygląd. W powietrzu był wyczuwalny chłód, robiło się
pózno. Teraz hałas ruchu ulicznego wydawał się odległy.
Dwieście osiemdziesiąt cztery stopnie zaśmiał się.
Zcigamy się!
Rany, był wysportowany. Dzielnie dotrzymywała mu
kroku na pierwszej setce schodów w środku pomnika i nie
została daleko w tyle, kiedy wbiegł na górę i pociągnął ją za
sobą. Odzyskując oddech, patrzyła, jak w Paryżu zapada noc.
Nie wiedziała, czy gula w jej gardle pojawiła się z powodu
widoku, czy dręczącego ją poczucia winy, ale nawet zawsze
żartujący Richard nagle spoważniał. W zapadającym mroku
zdawało się, że miasto budzi się do życia. W oddali Sacre
Coeur jaśniała ponad Montmartreem jak biała perła.
Mówiłem, że ci się spodoba szepnął.
Jest niesamowicie przełknęła ślinę. Lubiła go, na
tym polegał problem.
170
Chcesz zobaczyć coś jeszcze lepszego niż to?
Lepszego niż zachód słońca?
Niemożliwe.
Nie, serio. Mówię poważnie. Jest coś jeszcze
lepszego. Zaufaj mi.
Zdała sobie sprawę, że przez ostatnią godzinę zupełnie
nie pamiętała, co miała robić. W pogłębiającej się ciemności
na tle smug świateł samochodów wokół Auku i miasta
pełnego kolorów i życia trudno było dostrzec wyraz twarzy
Richarda. Nie ufaj mu , powiedział Jake. Ale nic nie mogła
na to poradzić. Pokiwała głową.
Pewnie, że ci ufam. Jednak to musi być coś
absolutnie niesamowitego, żeby przebić to wszystko.
Uwierz mi, to lepsze niż absolutnie niesamowite.
Z niechęcią Cassie pozwoliła się odciągnąć od srebrnej
kolczastej balustrady.
Po co ten pośpiech?
Doskonale znosisz duże wysokości, prawda?
Aha. Ale możesz trochę zwolnić? Bez względu na
wszystkie zdolności wolała nie potknąć się i spaść z tych
schodów, a Richard zbiegał po nich tak szybko, że ledwo
mogła nadążyć. Był tak podekscytowany, że z trudem nad
sobą panował i chyba jej nie słyszał. Cassie mocno
pociągnęła go za rękę.
Hej! Wydyszała trochę zdenerwowana, kiedy
udało jej się go zatrzymać.
Sorry! Uśmiechnął się do niej słodziutkim,
przepraszającym uśmiechem. Trochę mnie poniosło.
Mnie prawie zniosło. Wyluzuj, mamy mnóstwo
czasu.
Nie tak dużo, jak ci się wydaje jego oczy
błyszczały mocno, niemal gorączkowo. Chodz!
171
Puściła jego dłoń, czuła się bezpieczniej, sama
zbiegając po schodach. Richard zwinnie mijał innych
turystów, a jego entuzjazm był tak zarazliwy, że gdy dobiegli
do końca schodów, zdała sobie sprawę, że się śmieje.
Jesteśmy prawie na miejscu, Cassie Bell
uśmiechnięty zdmuchnął kosmyk ciemnych włosów z czoła.
Jesteś gotowa na największą niespodziankę w życiu?
Spodoba mi się?
To zależy od ciebie. Ale sądzę, że dość dobrze cię
znam.
A co sądzisz, znając mnie tak dobrze?
Dziecino, myślę, że będziesz zachwycona!
Położył dłoń na kamiennej narożnej ścianie, delikatnie
dotykając krawędzi wielkiego kamiennego bloku. Rozejrzał
się trochę nerwowo, ona też, ale było tu mniej turystów niż
pod Aukiem, tylko mała grupa wpatrująca się w migoczący
promień na Grobie Nieznanego %7łołnierza i słuchająca
przewodnika. Richard mrugnął do niej i nacisnął lekko
krawędz, a kamienny blok cicho się odsunął.
Co jest... zabrakło jej tchu.
Szsz! Szybko! ścisnął je ramię. Wchodz, bo nas
zobaczą.
Ale gdzie to...
Tam są żandarmi szepnął. Pospiesz się!
Zaklęła i chichocząc, przecisnęła się obok niego,
wchodząc w egipskie ciemności. Zwinne wślizgnął się za nią,
znowu macając ścianę, dopóki ukryte drzwi się nie zamknęły.
Panował tu nieprzenikniony mrok i przejmujący chłód.
Cassie zacisnęła powieki, po czym otworzyła oczy, ale nic się
nie zmieniło. Czuła słaby zapach kamieni i jakiegoś aromatu,
słodkawego dymu, który nie był wcale przyjemny. Jej serce
przyspieszyło.
172
Richard? Jej głos odbił się dziwacznym echem.
Wszystko okej, jestem tu, poczekaj sekundę.
Kliknęła zapalniczka i pojawił się mały płomyczek.
Cassie zamrugała. Kamienne ściany, złotawe jak Auk
Triumfalny, wznosiły się po obu stronach, ale co zaskakujące,
nie widziała sufitu: był zbyt wysoko, ukryty w ciemności.
Drzwi za nimi szczelnie się zatrzasnęły, ale mrok przed nimi,
którego płomień nie oświetlał, wydawał się bezkresny.
Najwyrazniej był to jakiś korytarz, i to bardzo długi. Cassie
wstrzymała oddech, nasłuchując. Czy to był cichy szelest,
czy... odgłos kroków?
Głupi pomysł. Energicznie potarła ramiona.
To... niesamowite. Ale nie wiem, czy jestem
zachwycona.
Poczekaj. Jest tu światło, porządne światło. Muszę
tylko znalezć... eh. Przepuść mnie. Przecisnął się obok niej
w wąskim korytarzu, uśmiechając się wyczekująco w
tańczącym świetle płomienia zapalniczki.
Włącznik? podpowiedziała.
Eksplozja bólu w głowie. Jej ciało lecące do przodu.
Uderzenie o kamienną posadzkę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]