[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wygląd.
- Gdzie się wszyscy podziali? - spytała Jacky'ego.
- W mieście. - odrzekł - Głodna?
- Nie - odpowiedziała - Ale nie mam nic przeciwko spacerowi.
- Jest chłodno.
- Poczekaj chwilę. - Przyszła z powrotem w niebieskim swetrze.
Jacky powstał, a w chwili gdy szli razem w stronę schodów, ktoś zawołał do
nich.
- Na spacer? To doskonałe dla uporządkowania zmysłów.
To był Lorenzo.
*
Przeszli na teren plantacji, omijając głębokie kałuże. Lorenzo miał ze sobą
latarkę, a Jacky lampkę naftową, jednak drogę jasno rozświetlał księżyc w pełni.
Chłód w powietrzu sprawiał, że gdy oddychali, widoczne były obłoczki pary.
Dotarli w miejsce od dawna zapuszczone, gęsto porośnięte chwastami. Lorenzo i
Maddy przez prawie pół godziny dyskutowali o kompozytorze nazwiskiem Otterino
Resphigi, o którym Jacky nigdy w życiu nie słyszał. W duchu przeklinał siebie za to,
że pozwolił Włochowi, by poszedł z nimi.
Cała trójka zeszła ze ścieżki, by podjąć wspinaczkę na porośnięte z rzadka
sosnami wzgórze. Maddy, idąca pośrodku pomiędzy Lorenzem a Jackym, nagle
znikła.
- Maddy! - zawołał Jacky, spoglądając do tyłu. Lorenzo szedł dalej, pochłonięty
własnymi myślami. Teraz zatrzymał się i odwrócił.
- Co się stało? Co z nią zrobiłeś?
Jacky usłyszał przytłumiony jęk. Brzmiał głucho i z pogłosem. Zapalił lampkę i
trzymając ją tuż przy samej ziemi, cofał się po własnych śladach. Znalazł znacznej
wielkości otwór, ukryty w wysokiej trawie.
- Gdzie ona się podziała? - spytał Lorenzo. - W tym dole?
Jacky opuścił lampkę w głąb otworu. Napotkał wzrok Maddy, zadzierającej
głowę do góry, oszołomionej, ale całej i zdrowej.
- Uważaj! - powiedział Lorenzo. Odepchnął Jacky'ego na bok i znikł w
czeluściach otworu.
Jacky opuścił się w dół tuż po nim.
*
Lorenzo klęczał i trzymał Maddy za rękę.
- Nic mi nie jest - powiedziała zirytowana. - Gdzie my jesteśmy?
- Od deszczu otwarła się jaskinia - powiedział Jacky.
Lorenzo omiótł otoczenie światłem latarni.
- Nie tylko to, Amerykaninie, jest jeszcze coś.
Jacky podkręcił lampkę. Zwiatło wypełniło duże, prostokątne pomieszczenie,
wycięte w otaczających je skałach.
- Tu są jakieś malowidła - powiedziała Maddy, wskazując na kamienną ścianę.
Lorenzo podszedł obok niej i opuszkami palców wodził po wyżłobieniach. -
Widzicie tę postać kobiecą? To Kybele, bogini płodności.
- Do diabła, skąd ty to wiesz? - spytał Jacky.
- Ma koronę w kształcie wieży. A tu jest jej powóz zaprzężony w lwy. Ona jest
patronką dzikich bestii.
Maddy zafascynowana wpatrywała się w miejsca, które wskazywał.
Lorenzo szeroko uśmiechnął się i zapalił cygaro.
- Gdzieś tu na ścianie musi być młodzieniec - powiedział konfidencjonalnie - a
obok niego sosny.
Maddy zaczęła szukać. - Tutaj! - zawołała.
Jacky pospieszył do niej z lampką. Była tam postać mężczyzny z trzema
stylizowanymi sosnami.
- Kochanek Kybele, Attys - wyjaśnił Lorenzo.
- Kolejna dziedzina, w której jesteś ekspertem? - zapytał go Jacky.
Włoch zmarszczył brwi i wzruszył ramionami.
- Kybele czczono jako symbol płodności natury, zaś Attysa - jako boga
wegetacji. Kult Kybele pochodzi z Frygii, gdzie określono ją mianem Wielkiej
Macierzy Bogów. Jej kult rozprzestrzenił się w Rzymie, mimo że Grekom nie
podobały się związane z nim obrzędy. Zbyt niesmaczne.
- Dlaczego? - zapytała Maddy.
- We właściwym czasie dojdziemy do tego, dobrze? Rzymianie natomiast nie
byli tacy wrażliwi. Wprowadzili kult Kybele około dwusetnego roku. Kult ten pózniej
ogarnął obszary obecnej Hiszpanii, Niemiec, Portugalii, no i rzecz jasna, Francji. Kult
jej kochanka i syna, Attysa, rozpowszechnił się pózniej.
- Syna? - spytał Jacky.
Lorenzo okazując pogardę, wydmuchiwał dym z cygara w stronę sufitu.
- Tak. A o jakich to mitach uczą w waszych amerykańskich szkołach? Tylko
Edith Hamilton z jej piękną Wenus, popełniającą małe, dające się wybaczyć
niedyskrecje, co?
Jacky odsunął się. W dalszej części groty znalazł kamienną płytę. Okazała się
być rzezbą w ścianie, o lekkim, skośnym nachyleniu. Na jej powierzchni uwidaczniał
się z grubsza ociosany zarys ciała.
- Co to jest, Lorenzo? - spytała Maddy.
- Kto to wie? - odpowiedział Włoch, wzruszając ramionami. - Prawdopodobnie,
ofiara ludzka. Wiadomo, że w tajemnych obrzędach kultu Kybele i Attysa przelewano
wiele krwi. .
Maddy odstąpiła od rzezby.
- A to co? - spytał Jacky zza kamiennej płyty.
Była tam luzna skała, która osłaniała tajemną niszę. Wewnątrz znajdowały się
trzy dobrze zachowane gliniane dzbany. Cztery inne były w różnych stadiach rozpadu.
- Ooo, od ręki mogę powiedzieć, że odkryłeś właśnie najbardziej tajemną sferę
kultu, największy jego sekret - wino używane w obrzędach.
*
Lorenzo wydłubywał wosk, którym zalakowano szyjkę dzbana. Po chwili
odłamała się ona i została mu w ręce.
- Bardzo stare, co? - Pochylił głowę i powąchał.  Ale wino jest nietknięte. Nie
wiadomo, co do niego dolewali, chociaż istnieją co do tego fantastyczne spekulacje.
Jednym ze składników, którego używali, były nasiona szyszek sosnowych.
Włoch podniósł dzban do ust i pociągnął duży łyk.
- Lorenzo! - Maddy chwyciła go za rękę.
Włoch wyszczerzył się w uśmiechu.
- Nie przejmuj się. Oni nie truli swych nowicjuszy, oni tylko napełniali ich
ogniem. Spróbuj troszkę, Madeline. Ma zachwycający smak.
Maddy ostrożnie wzięła dzban z jego rąk. Spojrzała na Jacky'ego, który
potrząsnął głową. Wysączyła trochę wina.
- A ty, Amerykaninie? - zapytał Lorenzo. - A może ty chcesz, żeby kobiety
przeżywały wszystkie przygody za ciebie?
Roześmiał się i jeszcze raz mocno przechylił dzban do ust.
Jacky wziął dzban, mimo tej dziecinnej prowokacji. Powąchał sosnową woń i
wlał do ust tylko tyle gęstego płynu, by zamoczyć język. Napój był słodki i palił
głęboko w gardle.
Włoch przechylił naczynie.
- Mocno pij, Amerykaninie. %7łycie nie składa się tylko z cholernych
komputerów i pieniędzy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •