[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Patrzył na drogę przed siebie, licząc minuty. Nie wiedział, ile jeszcze
zdoła znieść. Ostatnie godziny przyniosły prawdziwą huśtawkę nastrojów.
Nie mo\na szybciej? spytał Kipa.
Jedziemy sześćdziesiątką odpowiedział zamiast niego kierowca.
W tych warunkach była to największa prędkość, jaką mogli rozwinąć.
Nawet w wozie z napędem na cztery koła.
Dobry Bo\e, czy to się nigdy nie skończy? myślał Sully. Jednocześnie
kątem oka widział uśmiechniętą Theresę. Co będzie, jeśli oka\e się, \e ten Joe
Montana to nie Eric? Czy jego \ona wytrzyma jeszcze jeden cios?
W końcu wyjechali na odśnie\oną autostradę.
To tam! krzyknęła Theresa, widząc w oddali zarysy budynku stacji.
Teraz pojechali znacznie szybciej i ju\ po chwili znalezli się na stacji
benzynowej. Theresa nawet nie czekała a\ wóz się zatrzyma, lecz wyskoczyła z
niego jeszcze w biegu. Omal się nie przewróciła. Gdy tylko złapała równowagę,
pobiegła w stronę niewielkiego sklepu.
Eric!!!
I nagle stał się cud. Eric rzeczywiście pojawił się w drzwiach sklepu. Był
wymizerowany i wyraznie zmęczony, ale to nie mógł być nikt inny. Sully
wysiadł z wozu i na miękkich nogach podszedł do miejsca, gdzie \ona tuliła ich
syna. Azy ciekły mu strumieniami po policzkach.
Cześć, tato! Wiedziałem, \e mnie znajdziesz powiedział chłopiec.
Sully skinął głową, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa. Po chwili objęli
się we trójkę, ciesząc się swoją bliskością. Nigdy jeszcze nie byli razem tak
szczęśliwi.
Nie wiedzieli, jak długo stali objęci. Dopiero po jakimś czasie Sully zdał
sobie sprawę z tego, \e Kip wcią\ jest obok i cierpliwie czeka.
Chodzmy do domu powiedział, prostując się. Kip nas odwiezie.
Tato, to był...
Sully poło\ył palec na ustach.
Wiemy wszystko, kochanie powiedział uspokajająco. Ten człowiek
jest ju\ w więzieniu.
To twój tata go złapał dorzucił Kip. Postrzelił go w nogę.
Eric pokiwał głową i a\ się wyprostował z dumy. Zawsze wiedział, \e
ojciec jest prawdziwym bohaterem. Mógł na niego liczyć w ka\dej sytuacji.
To fajowo powiedział.
Sully patrzył z radością na syna. Czuł, \e odzyskał rodzinę, a wraz z tym
jego \ycie nabrało sensu. Ju\ się nie bał. Mógł bez przeszkód wrócić do pracy w
policji, chocia\ nie wiedział, czy się na to zdecyduje.
Dobrze, jedzmy do domu rzekła słabym głosem Theresa. We czwórkę
ruszyli do policyjnego wozu. Sully, Theresa i Eric usiedli z tyłu, a Kip obok
kierowcy.
Dopiero teraz czuję, jaki jestem głodny! jęknął Eric. Theresa chciała
powiedzieć, \e w domu czekają na niego wszystkie świąteczne przysmaki.
Zdołała jednak tylko coś wymamrotać, a potem zapadła w sen.
Mamo, co się dzieje? Mamo? Eric pociągnął ją lekko za rękaw kurtki.
Cicho, chłopcze uspokoił go Kip. Twoja matka dostała silny środek
uspokajający. Ju\ dawno powinna była zasnąć, ale... czekała na ciebie.
Kiedy dotarli do domu, Theresa wcią\ spała. Dlatego Sully przeniósł ją do
łó\ka i obaj z synem postanowili przeło\yć świętowanie na następny dzień.
Jednak Sully nie potrafił ukryć przed nim obecności Montany, gdy\ psiak rzucił
się na Erica, gdy tylko weszli do domu.
Jest mój? Naprawdę mój? dopytywał się chłopiec, kiedy ojciec
powiedział mu o prezencie.
Oczywiście, jeśli mama się zgodzi dodał zaraz, chocia\ był pewny, \e
Theresa pozwoli chłopcu zatrzymać nowego przyjaciela.
Sully nakarmił najpierw syna, a potem Montanę i chomika. Sam nie był
głodny, ale w końcu zdecydował się zjeść kanapkę. W końcu zauwa\ył, \e Eric
te\ jest potwornie zmęczony, więc kazał mu się umyć i wło\yć pi\amę.
Właśnie wtedy obudziła się Theresa. Spała cztery godziny, mocnym,
twardym snem i mimo tego, przez co przeszła, wyglądała na wypoczętą. Jęknęła
tylko, kiedy zobaczyła w lustrze swoje odbicie.
O Bo\e!
Sully pojawił się przy niej niemal natychmiast.
Nie śpisz? zdziwił się. Kip mi mówił, \e po tym środku
uspokajającym mo\esz spać nawet dziesięć godzin.
Theresa mrugnęła do niego.
Mo\e ten środek wcale nie był taki mocny. Gdzie jest Eric?
Kazałem mu się wykąpać. Myślę, \e teraz on powinien się przespać.
Jest naprawdę wyczerpany. Postanowiliśmy przenieść Bo\e Narodzenie na jutro.
Eric przygotuje odpowiednie pismo.
Uśmiechnęła się do niego.
Zwietny pomysł.
I... i Eric widział ju\ Montanę. Bardzo się od razu zaprzyjaznili...
Theresa nie mogła się powstrzymać i wzięła go w ramiona. Nie
przypuszczała, \e w tej sytuacji w ogóle będzie pamiętał o jej obiekcjach.
To przecie\ jasne, \e mo\e go zatrzymać powiedziała. Nie sądzisz
chyba, \e jestem taką wredną czarownicą, na jaką wyglądam?
Roześmiali się oboje. Theresa weszła do łazienki, \eby się umyć i
ogarnąć, a Sully posłał łó\ko Erica. Nareszcie mogli mu wspólnie \yczyć dobrej
nocy. Theresa miała wra\enie, \e od chwili porwania minęła cała wieczność,
chocia\ były to zaledwie dwa dni.
Najdłu\sze dwa dni w ich \yciu.
Eric zasnął szybko, a wtedy oboje przeszli do salonu. Sully był boso,
poniewa\ jego skarpetki suszyły się na grzejniku. Usiedli na kanapie i z ulgą
spojrzeli na choinkę.
Jak dobrze, \e ją jednak ubraliśmy szepnęła. Sully przytulił ją do
siebie.
To był twój pomysł. Nie chciałaś się poddać.
Twarz Theresy na moment pociemniała, a jej oczy zaszły mgłą.
A jednak ju\ myślałam, \e straciłam Erica. Zadr\ała.
Sądziłam, \e Donny go zabił.
Sully pokiwał głową.
O to właśnie mu chodziło mruknął. Zresztą, mo\e strzelał do niego i
był przekonany, \e trafił. Trzeba będzie dowiedzieć się tego od Erica. Ale
ostro\nie. Pewnie zajmie się tym policyjny psycholog...
Theresa nie oponowała, chocia\ nie chciała, \eby ktokolwiek
przesłuchiwał jej syna. Było to niezbędne, by móc skazać złoczyńcę. Chocia\
teraz, ju\ bez emocji, stwierdziła, \e Donny być mo\e nie trafi do więzienia.
Wiesz, Donny jest chory. Widziałam to w jego oczach dodała po
chwili.
Sully milczał przez dłu\szy czas.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]