[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dział:
- Nie powinienem narażać cię na takie nieprzyjemności,
siostro. Bill Ellis jest zwyczajnym chamem.
- Nie - zaoponowała. - Niech pan siebie nie oskarża. Nie
powinnam była zamawiać tych materiałów, nie wiedząc, czy
będę miała pieniądze, by za nie zapłacić. Ale to wydawało
się... - przerwała.
- Miał pan rację - kontynuowała - mówiąc, że nie chcę być
tutaj. Nie chciałam, ale budowa misji i szkoły wydawała się tak
potrzebna i wartościowa. Wreszcie był jakiś cel.
- Cóż - próbował ją pocieszyć - ściany już stoją, a pewnego
dnia będzie i dach.
Z wyjątkiem Steva, który był zajęty ścinaniem drzew, reszta
misji czuła się jak w letargu. Zbyt długo pracowali ponad siły,
w tym wyczerpującym klimacie, a teraz wszyscy osłabli. Upał
był prawie nie do wytrzymania i pewnego dnia, kiedy siostry
wróciły już ze szpitala do chaty, Nadine odezwała się do
Charlesa:
- Szkoda, że kaplica sióstr nie może być skończona, tym
bardziej, że biskup zapowiedział już swój przyjazd. Czy nie
moglibyśmy czegoś zrobić ?
- Chętnie bym im pomógł, ale wszystkie pieniądze poszły na
zakup pił. Wiesz o tym doskonale. Gdy sprzedamy drewno,
będę miał trochę gotówki, ale to musi potrwać jakieś dwa
miesiÄ…ce.
- Bardzo mnie to martwi - wyznaÅ‚a smutno Nadine. - Wyda­
je się, że wszystko idzie nie tak. %7łal mi matki przełożonej, tak
ciężko pracowała. Będzie musiała opóznić przyjazd biskupa, a
byÅ‚aby to wielka uroczystość, na pewno bardzo by siÄ™ podoba­
Å‚a tubylcom.
72
Wyciqgnęła się na krześle i zapytała:
- Charles, a może mogłoby nie być dachu ?
- Nie mam pojÄ™cia, czy sÄ… jakieÅ› przepisy dotyczÄ…ce konse­
kracji kaplicy bez dachu - odpowiedział Charles. - Ale wiem
na pewno, że niedługo zacznie się pora deszczowa, która
przyniesie straszne burze, a one z powodzeniem zalałyby nie
tylko biskupa.
Nadine wstała i przespacerowała się wolno dookoła werandy.
- Charles - powiedziała. - Nie brałam jeepa od kilku tygodni.
Czy mogę pożyczyć go, by zobaczyć się z Billem Ellisem ?
- Tak, jeśli Steve go nie potrzebuje. Ale jeśli sadzisz, że
pomożesz siostrom wtrącając się do tej sprawy, to z góry
uprzedzam cię, że się mylisz.
- Nie - wyjaśniła. - Chcę porozmawiać z Billem o moim
ojcu.
- Chyba nie masz zamiaru odgrzebać tego wszystkiego.
Chcesz znowu zacząć od początku ?
- Tak - powiedziała cicho.
- Miałem nadzieję, że zapomniałaś już o tym.
Stała przez chwilę milcząc.
- Po to przyjechałam do Afryki.
- Rozumiem - powiedział. - Postaraj się szybko wrócić, zbiera
siÄ™ na deszcz.
Gdy jechała do Newton, powietrze zrobiło się ciężkie i
duszne tak, że trudno było nawet oddychać. Wokół samochodu
wirowały tumany pyłu. Dojechała do głównej ulicy w Newton,
jak zwykle opustoszałej, i zaparkowała przy barze Billa.
- Pewno chce pani jakiś nowych wiadomości?
- Tak - powiedziaÅ‚a i weszÅ‚a za nim do maÅ‚ego pomieszcze­
nia z tyłu baru. Nie lubiła tego pokoju, był niechlujny i brudny,
wyglądał odrażająco z tym poplamionym stołem i połamanymi
krzesłami. Pomyślała, że jeżeli Bill Ellis naprawdę zarabia
pieniÄ…dze, robiÄ…c podejrzane interesy, to na pewno nie wydaje
ich na dom. Podsunął jej jedno z niewielu całych krzeseł i
spytał:
- Na czym to skończyliśmy ?
73
Zajrzała do notatnika, który miała na kolanach.
- Mówił mi pan ostatnio, że mój ojciec wstępował do tego
baru codziennie, nim rozpoczął obchód. Powiedział pan, że
ludzie go lubili i szanowali.
- Tak. Co jeszcze chciałaby pani się dowiedzieć ?
- Gdzie mieszkał ?
- Gdzie mieszkał ? Hm... niech pomyślę, a tak, oczywiście,
w tym dużym białym domu na River Street.
- A pamięta pan numer ?
- Numer, a...nie, nie pamiętam.
- Powiedział pan, że to duży dom. Czy mieszkał tam sam ?
- Och, nie wiem - odpowiedział niecierpliwie. - Nie znam
wszystkich jego spraw.
- Ale mówił pan... - powstrzymała się. - Czy tam właśnie
przeprowadzał swoje badania ?
- Tak, zgadza siÄ™.
- Jak często wyruszał do dżungli ?
- Dwa razy w tygodniu, przeważnie regularnie.
- Ale ostatnio twierdził pan, że tylko raz w tygodniu - spojrzała
na niego zirytowana. - Zapisałam to.
Wzruszył ramionami.
- Dwa razy, czy raz w tygodniu, to bez znaczenia.
Odłożyła powoli swój notatnik.
- Pan po prostu w ogóle go nie znał, prawda ?
- Oczywiście, że znałem - chełpił się. - Niech mi pani nie
wmawia takich rzeczy tylko dlatego, że nie pamiÄ™tam szczegó­
łów. To było dawno temu.
- Tak - wstała zdecydowanie.
- A jeżeli już pani wychodzi, to poproszę jednego funta.
- To dużo - spojrzała na niego. - Ale proszę - odparła podając
mu pieniÄ…dze.
Wsiadła do jeepa i pojechała na River Street. Stal tam tylko
jeden duży, biaÅ‚y dom; podeszÅ‚a i zadzwoniÅ‚a. OtworzyÅ‚ Afry­
kanin ubrany w biały strój, zapewne jeden z podrzędnych
urzędników pracujących w Newton.
74
- Dobry wieczór - przywitała się. - Powiedziano mi, że w
tym domu mieszkał mój ojciec.
Spojrzał na nią zaskoczony.
- Pani ojciec ? Nie, na pewno tu nie mieszkał.
- Ale skqd pan wie ?
- Ponieważ tu była szkoła - zaśmiał się. - Kiedy zamknięto
ją, ja tu zamieszkałem. Jestem w Newton prawie od urodzenia.
- W takim razie musiał pan znać mojego ojca - dopytywała
się. - Nazywał się Phillips. Był lekarzem. Umarł osiem lat
temu.
Mężczyzna przez chwilę zastanowił się.
- Nie, nigdy nie słyszałem o nim.
Nagły poryw wiatru zatrzasnął bramę i uniósł w powietrze
papiery leżące na ulicy.
- Lepiej, żeby pani weszÅ‚a do Å›rodka - powiedziaÅ‚ mężczy­
zna, uchylając drzwi w zapraszającym geście.
- Nie - odparła. - Muszę już wracać. Ale to niemożliwe, żeby
pan nie znał mojego ojca.
Mężczyzna wyglądał na zakłopotanego.
- Czy pani ojciec podał ten adres jako swój ?
- Nie. KorzystaÅ‚ z numeru pocztowego. Poczta!... - wy­
krzyknęła. - Oni będą wiedzieć, prawda ?
- Nie. - Wiatr był tak silny, że mężczyzna musiał krzyczeć,
by mogła go usłyszeć. - Pracuję na poczcie, są tam tylko
dokumenty z ostatnich siedmiu lat.
- Ale musiał przychodzić, by odebrać listy, które do niego
przychodziły.
- Niekoniecznie. MógÅ‚ wysyÅ‚ać po nie chÅ‚opca, jeÅ›li miesz­
kał daleko stąd.
Serce jej zamarło, ale pytała dalej, przekrzykując wichurę.
- A czy mógł mieszkać daleko stąd ?
- Ta poczta obejmuje obszar o promieniu dwustu mil.
- Rozumiem - powiedziała odchodząc. - Dziękuję bardzo.
Do widzenia.
Gdy biegła do jeepa, niebo przecięła błyskawica. Słyszała,
że mężczyzna wołał za nią, coś mówił, ale jego słowa nikły w
75
podmuchach wiatru. ZagrzmiaÅ‚o, sÅ‚oÅ„ce byÅ‚o ledwie widocz­
ne. Wskoczyła do otwartego jeepa i odjechała.
Bill Ellis - oszust! Oszust! - kołatało jej w głowie. Cale lata
wysyłała pieniądze! Ale to nie wszystko. Przez cały ten czas
żyła marzeniami, miała cel, odsunęła wszystko inne na bok...
Została lekarzem, ponieważ chciała pracować z ojcem, ale on
umarł, a ona chciała dowiedzieć się czegoś o nim, no i te
badania ojca... Czy kiedykolwiek zrobiÅ‚aby to wszystko, gdy­
by nie żyła nadzieja, opłacona w funtach, szylingach i pensach.
Czy ona tak naprawdÄ™ chciaÅ‚a być lekarzem ? Czy kiedykol­
wiek współczuÅ‚a ludziom, którzy cierpieli? CzuÅ‚a siÄ™ zagubio­
na i nie wiedziała już, po co właściwie tu przyjechała.
Zaczqł padać deszcz. Nadine po paru minutach była cała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •