[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Stephanie.
– Ludzie będą się bali, że pozbycie się Barry’ego zapoczątkuje całą
falę zwolnień. Plotki szybko się rozchodzą –
powiedział Royce. –
Zatrudniamy ponad dwa tysiące pracowników. Jeśli ci to nie przeszkadza,
82
rozpuścimy własną plotkę. Rozgłosimy, że za odejściem Barry’ego stoisz ty.
– Ja, a nie problemy finansowe – domyśliła się Amber.
– Tak.
– Wyjeżdżasz dzisiaj? – spytała Stephanie.
Amber miała wrażenie, że pytanie to skierowane
jest do niej. Zrobiło jej się przykro. Dopiero gdy Royce przytaknął,
Amber zrozumiała, że się pomyliła.
– Dokąd jedziesz? – spytała, zanim ugryzła się w język.
– Do Chicago.
– Nie sądzisz, że to dopiero wywoła plotki? Powinieneś być na ranczu,
a tu nagle zjawiasz się w Chicago. Ludzie od razu zorientują się, że stało się
coś złego.
Amber starała się mówić spokojnie, ale w środku drżała. Nie chciała,
by Royce wyjeżdżał. Nie chciała zostać na ranczu sama.
– Racja – poparła ją Stephanie.
– Nie mam wyboru. Muszę porozmawiać z kierownikami.
– To zaproś ich tutaj – zasugerowała Amber.
Widząc ich zdezorientowane miny, wyjaśniła:
– Wymyślisz jakiś pretekst, chociażby spotkanie integracyjne. Kiedy
tu przyjadą, wszystko im wyjaśnisz. Możesz powiedzieć, że wyprawiasz
przyjęcie na świeżym powietrzu z ogniskiem i kiełbaskami.
– Myślisz, że ci ludzie przelecą przez dwa stany, żeby zjeść kiełbaskę
przy ognisku? – spytał Royce z niedowierzaniem.
Wreszcie pokazał jakieś emocje!
– A co w tym złego?
– Zorganizujemy wiejską zabawę! Zaprosimy ich z osobami
towarzyszącymi, a nawet z dziećmi. Napiszemy w zaproszeniach, że
83
będziemy piekli świniaka, będą tańce, wielkie ognisko, i tak jak mówi
Amber, opiekane kiełbaski! – Stephanie się ożywiła. – Na pewno nic nie
będą podejrzewać. Kiedy będą zrelaksowani, bez wątpienia lepiej przyjmą
złe wiadomości.
– Chyba obie zwariowałyście...
Amber czekała na jego odpowiedź, podobnie Stephanie.
– Widzę, że nie ma wyjścia. Nie mam też żadnego lepszego pomysłu.
Stephanie skończyła jeść. Przechodząc koło Royce’a, poklepała go po
ramieniu.
– To teraz musisz tylko zaprosić tutaj tych swoich ważniaków. No, ja
muszę lecieć. – Zerknęła na zegarek i w podskokach wybiegła z domu.
– Royce...
– Jeśli znajdziesz dzisiaj chwilę, to bardzo proszę, przygotuj mi
zestawienie finansowe dotyczące bydła – poprosił spokojnym tonem,
patrząc w ścianę za jej plecami. Widocznie nie miał ochoty słuchać jej
wyjaśnień.
Amber szczerze nienawidziła tego chłodnego tonu w głosie Royce’a.
– Ja...
– Steph musi się zająć końmi, ja także będę dzisiaj zajęty, więc byłbym
bardzo wdzięczny, gdybyś się za to zabrała jak najszybciej.
– Dobrze, jak sobie życzysz –
odrzekła najspokojniej, jak tylko
umiała, wmawiając sobie, że nie ma powodu, by poczuła się zraniona.
– Dzięki. Doceniam twoją pracę.
Skinął jej głową i wyszedł z kuchni.
Zanim zatrzasnęły się za nim drzwi, usłyszała echo jego kroków na
parkiecie.
Siedziała skulona na jednym z foteli na werandzie. Nie była w stanie
84
zliczyć, ile dokumentów i zestawień przeszło tego dnia przez jej ręce.
Gopher, jeden ze szczeniaków Molly, spał obok jej fotela. Amber
czuła się już o wiele swobodniej w obecności piesków. Bawiły ją ich mokre
nosy i grubiutkie łapki.
Nie widziała Royce’a od śniadania. Stephanie także się nie pokazała.
Amber podejrzewała, że siostra Royce’a przygotowuje raporty finansowe ze
swoich stajni.
Myśli Amber powędrowały do ostatniej nocy. Royce poczuł się pewnie
odrzucony, dlatego tak się zachowuje. Po raz tysięczny zastanawiała się nad
przyczyną swojej paniki. Dlaczego po prostu go nie pocałowała, dając
przyzwolenie na wszystko, co mogłoby się potem stać?
Hargrove to już zamknięty rozdział. Czuła się wolna. Nie było żadnego
powodu, by unikać intymnych sytuacji z mężczyznami, a właściwie z tym
jednym mężczyzną. Co z tego, że zna go dopiero od kilku dni? Oboje są
dorośli i mogą robić, co tylko chcą.
Amber spojrzała na zegarek. Przerwa się skończyła, czas wracać do
roboty.
Zmusiła się, by wziąć do ręki kolejną teczkę z dokumentami. Znowu.
Sięgnęła po kolorowy pisak i zakreśliła po raz kolejny nazwę firmy:
Sagittarius Eclipse Incorporated. Przelew opiewał na sumę stu tysięcy
dolarów, tak jak dwa poprzednie. I każdy z tych przelewów był realizowany
pierwszego dnia miesiąca. Zwykle normalne przelewy opisywane były w
jasny sposób, jak: pasza, tarcica, narzędzia, usługi weterynaryjne.
Natomiast w tytułach tych przelewów pojawiało się tylko jedno słowo:
usługi. Co się mogło za tym kryć?
Amber zmarszczyła czoło. Coś tu nie gra. Szybko przejrzała bilans za
poprzedni rok. Niemal w każdym miesiącu realizowano takie przelewy.
85
Szybko wyliczyła w pamięci łączną kwotę. Ponad milion dolarów!
Pokręciła głową i sprawdziła bilans dwa lata wstecz. Nawet się nie
zdziwiła, widząc tego samego odbiorcę.
Energicznie wstała z fotela i pozbierała dokumenty. Ukucnęła przy
szczeniaku, podniosła go do piersi i przytuliła. Nie byłaby sobą, gdyby
wcześniej nie sprawdziła, gdzie jest Molly. Nie chciała denerwować suki.
Ale dlaczego miałaby nie wziąć Gophera na chwilę do domu?
Wciąż tuląc szczeniaka do piersi, włączyła komputer. Wpisała w
wyszukiwarkę nazwę firmy i dokładnie przejrzała jej wyniki. Godzinę
później zaniknęła okienko internetu. Wiedziała niewiele więcej niż
wcześniej.
Z tych kilku informacji, które udało jej się odszukać, wyłuskała jedną,
najważniejszą. Spółka została założona gdzieś poza granicami Stanów
Zjednoczonych. Przypomniała sobie, jak ojciec jej powtarzał, że jeśli coś nie
wygląda dobrze, to na pewno coś się za tym kryje.
Postanowiła zadzwonić do Stephanie.
– Hej, Amber! Co tam? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •