X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nie usłyszała, że ktoś otwiera frontowe drzwi, że
idzie po schodach. Dopiero kiedy rozległy się kroki na
korytarzu przed sypialnią, odwróciła się i zobaczyła Ja-
cka. Stanął w drzwiach i oparł się o framugę. Nie ode�
zwał się, po prostu stał i przyglądał się, a spojrzenie
miał takie, że Thei zaparło dech w piersiach.
- Jack.
- Thea?
Wyprostował się i podszedł. Dwie myśli równocześ�
nie przemknęły jej przez głowę. Pierwsza, że nigdy do�
tąd nie byli sami w opustoszałym domu. Druga, że Jack
jest nicponiem i hultajem.
Ledwie to pomyślała, zrozumiała, z jakimi intencja�
mi on przychodzi, i serce zaczęło walić jej jak oszalałe.
Cofnęła się o krok, zgniatając kwiat lawendy, który
upadł na podłogę. Rozszedł się intensywny zapach, Jack
zbliżył się jeszcze bardziej, oczy mu pociemniały.
- Muszę z tobą porozmawiać - szepnęła Thea w pa�
nice.
Jack nawet się nie zatrzymał.
- Pózniej porozmawiamy.
- Ale...
Thea zrozumiała, że Jack nie zamierza tracić czasu
na próżne dyskusje. Wolał ją pocałować. Nachylił się
i otoczył ją ramieniem. Ledwie musnął jej wargi, a jed�
nak Thea poczuła to najdelikatniejsze z muśnięć w ca�
łym ciele. Położyła mu dłoń na piersi i zdobyła się na
ostatni wysiłek, odchyliła się nieco do tyłu.
- Jack... Co ty robisz?
I znowu to spojrzenie, przed którym nie potrafiła się
obronić.
- Zamierzam uwieść cię, Theo. Zalecałem się do
ciebie według wszelkich reguł, próbowałem przemówić
ci do rozumu, ale jeśli tylko w ten sposób mogę cię
przekonać, że naprawdę chcę się z tobą ożenić.
- Och, już jestem przekonana.
Jack pokręcił głową.
- Za pózno. Jeśli teraz odstąpię, wymyślisz kolejny
powód, żeby mi odmówić. Tylko w ten sposób mogę
uczynić cię wyłącznie swoją...
 Uczynić wyłącznie swoją..."
Thei znowu zabrakło słów, nie mogła mówić, ledwie
oddychała.
Pocałunek był gorący, namiętny, pełen żądzy. Zagar�
nęła ją potężna fala, której nie potrafiła się oprzeć. Na�
wet nie próbowała. Rozum mówił jej, że nie ma powo�
dów, by się opierać, że Jack naprawdę jej pragnie dla
niej samej - nie dlatego, by ratować jej reputację czy
pomóc jej rodzinie, ale dlatego, że  chce uczynić ją
swoją", zdobyć jej ciało i duszę.
Drżąca pozwoliła pociągnąć się na łóżko. Kolejny
pocałunek był bardzo długi, słodki, niespieszny, ale
równie zapierający dech w piersiach. W końcu Jack
oparł się na łokciu, ściągnął jej z włosów koronkowy
czepek i odrzucił.
- Od dawna chciałem to zrobić - rzekł. - Jeśli zaś
chodzi o ten koszmarny fartuch... - Odnalazł tasiemki
i już je rozwiązywał.
Thea próbowała cicho protestować, ale Jack zamknął
jej usta kolejnym pocałunkiem. I znowu nie była w sta�
nie wypowiedzieć słowa.
- Theo... Chciałem ci powiedzieć, że tamtego dnia,
kiedy wpadłaś prosto w moje ramiona w kościele, po�
czułem do ciebie coś, czego nigdy jeszcze nie czułem
wobec żadnej kobiety.
Zręcznie rozpinał jej guziki przy sukni. Thea obserwo�
wała jego poczynania z nikłym uśmiechem na ustach.
- Czy to nie było pożądanie, Jack? - szepnęła le�
dwie słyszalnie.
- Możliwe - zgodził się. - Tak, zdecydowanie. Ale
nie tylko...
Rozpiął suknię do końca i wsunął dłoń pod delikatne
muśliny.
- To było coś więcej - ciągnął, dotykając ustami jej
skóry. - Moje uczucia szybko przerodziły się w uwiel�
bienie i... miłość. Musisz obchodzić się ze mną łagod�
nie, kochanie, bo nigdy wcześniej coś takiego mi się nie
przydarzyło.
- Naprawdę mnie kochasz?
- Tak.
Dłonie Jacka wędrowały po jej ciele, pieściły, zata�
czały delikatne kręgi, rozbudzały w Thei miłość i pra�
gnienie. Znowu ją pocałował i był to długi, gorący po�
całunek. Thea czuła, że się otwiera, że jest gotowa na
jego przyjęcie.
- Domyślam się, że robiłeś to już wcześniej - szep�
nęła.
- Tym razem jest inaczej...
Thea otworzyła oczy rozświetlone pożądaniem. Bez
słowa wsunęła palce w jego włosy, przyciągnęła go do
siebie i teraz to ona całowała.
Miłość, pożądanie, pełna triumfu zaborczość, wszystko
złączyło się w jedno i Jack powoli, z nieskończoną deli�
katnością uczynił ją swoją.
Kiedy się obudził, słońce jasną smugą kładło się na
skłębionej pościeli. Thea klęczała w nogach łóżkach
i wyciągała głowę, próbując dojrzeć godzinę na zegarze
kominkowym, a jej włosy złociły się w słońcu, tworząc
wokół głowy czarodziejską aureolę.
Thea była czarodziejką, rzuciła na niego urok i już
nigdy nie miał się uwolnić spod jej zaklęcia. Jack na
chwilę zatrzymał się przy tej myśli, spodobała mu się
nadzwyczajnie, przyjął ją z uśmiechem i przeciągnął się
leniwie. Thea natychmiast odwróciła głowę: ciemna
sylwetka, zarys postaci z opromienionymi słońcem
włosami, i w Jacku na nowo obudziło się pożądanie.
Całe życie przed nami, pomyślał. Codziennie będzie
mógł przyglądać się Thei, uczyć się na pamięć jej twa�
rzy, odkrywać na nowo jej ciało. Kiedy omal nie straciła
równowagi na skłębionej pościeli i pochyliła się, szu�
kając oparcia, namiętność wzięła górę.
Chwycił ją w talii i jednym ruchem przyciągnął do
siebie.
- Tak sobie myślę, ja wyznałem ci miłość w naj-
większej pokorze, serce moje, ale ty nie powiedziałaś
mi, że mnie kochasz.
Thea spojrzała na niego ze zdumieniem. Miała zaró�
żowione policzki, lekko rozchyliła usta.
- Och... myślałam, że wiesz. Oczywiście, że cię ko�
cham.
Jack pocałował ją delikatnie.
- W takim razie muszę jechać po licencję na ślub.
Natychmiast. Nie ma czasu do stracenia.
Thea poruszyła się niespokojnie, jej dłonie ożyły,
pieściły Jacka.
- Jack... czy to nie może trochę zaczekać?
- Cóż... - wszedł w nią łagodnie - chyba może tro�
chę zaczekać.
On na pewno nie mógł czekać, a Thea reagowała tak
zmysłowo i żywiołowo, że wszystkie postanowienia
wzięły w łeb.
A przyrzekał sobie, że będzie delikatny, że będzie
wprowadzał ją w miłosne arkana powoli, stopniowo, ze
zrozumieniem dla jej braku doświadczenia. Nic z tego.
Kochali się jak dwoje spragnionych siebie szaleńców, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •