[ Pobierz całość w formacie PDF ]

20
jest także bólem Abby.
- Wszystko w porządku - zapewnił ją Dylan, kucając obok. - yrebiąt co prawda
nigdy nie odbierałem, ale cielaka niejednego.
Abby na moment oparła głowę na jego ramieniu, co oczywiście nie umknęło uwagi
Bena.
- Dzięki.
Kiedy jednak się zaczęło, to ona była szybsza. Cały czas szeptała coś
uspokajająco, jej pot mieszał się z potem klaczy. Krew, która pojawiła się wraz z nowym
życiem, spryskała jej ręce. Nadzieja, która pojawiła się wraz z nowym życiem,
rozpromieniła jej oczy. Dylan uważał, że wygląda zachwycająco. Spojrzał na chłopców,
którzy z otwartymi buziami śledzili cud narodzin.
- Niesamowite, co?
- Eee, raczej straszne - skrzywił się Ben. W tej samej chwili pojawiły się
patykowate nogi, mała główka i reszta drobnego ciałka. - To koń. Prawdziwy koń. - Obaj z
Chrisem nachylili się bliżej.
- Ale duży! Jak on się tam zmieścił?
- Ona - poprawiła go Abby, ani trochę nie wstydząc się swych łez. - Czy nie jest
piękna?
- Trochę brudna - stwierdził Ben, a Abby natychmiast dokładnie wytarła
maleństwo.
- Dobra robota. - Dylan pogładził Abby po głowie, a potem pocałował. - Naprawdę
dobra robota.
- Możemy się z nią bawić? - Chris nieśmiało wyciągnął rękę.
- Jeszcze nie, ale możecie jej dotknąć. Prawda, jaka miękka? Klaczka przyklękła i
wypróbowała swoje nogi.
- Wstała! Naprawdę wstała. Siostra Cathy Jackson wstała dopiero po wielu
miesiącach. - Mały był wyraznie dumny ze swej klaczy. - Jak ją nazwiemy?
- Nie możemy jej nazwać, synku. Pan Jorgensen ją kupi, więc pewnie sam będzie
chciał nadać jej imię.
21
- Nie możemy jej zatrzymać?
- Chris... - Abby spojrzała na niego, potem na Bena. - Przecież wiecie, że nie.
Rozmawialiśmy o tym.
- Ale mnie i Bena nie sprzedałaś.
- Konie rosną szybciej - wtrącił Dylan. - Pewnego dnia będziecie mieli własny
dom. A ta klaczka już za kilka miesięcy będzie dorosła.
- Będziemy ją odwiedzać. - Ben najwyrazniej pogodził się z losem.
- Oczywiście - uśmiechnęła się Abby, dumna z takiego dojrzałego syna. - Pan
Jorgensen jest bardzo miły.
- Będziemy mogli patrzeć, jak Gladys rodzi?
- Jeśli nie będziecie akurat w szkole. - Abby usłyszała warkot silnika i spojrzała na
swe ręce. Dopiero teraz zauważyła, że są we krwi. - To na pewno weterynarz. Muszę się
umyć.
Chłopcy byli tak przejęci, że długo nie chcieli iść spać. Abby pozwoliła im jeszcze
pożegnać się ze zrebaczkiem, a potem, przyjemnie zmęczona, usiadła przy kominku w
salonie.
- Co za dzień! - westchnął Dylan, siadając obok niej. - Jeszcze jaki. Tak się cieszę,
że chłopcy przy tym byli. Nigdy tego nie zapomną.
Ogarnęło ją dziwne, dawno zapomniane uczucie. Pamiętała, jak to jest, kiedy
rodzi się w tobie nowe życie, jak sprowadzasz je na ten niezbyt idealny świat. Czy
jeszcze kiedyś będzie znów nosić w sobie dziecko?
- Zmęczona?
- Trochę.
Abby zapatrzyła się w ogień.
- O czym myślisz?
- Jutro znów zaczniesz mnie pytać, a ja będę musiała ci odpowiedzieć.
- Po to tutaj jestem. Abby. - Nie był już jednak pewien czy na pewno.
- Wiem. Obiecałam i spróbuję tej obietnicy dotrzymać.
- Ale teraz nie będzie żadnych pytań. - Dylan pogładził ja po włosach.
22
Abby zamknęła oczy. Może jednak zostało jeszcze trochę miejsca na marzenia i
tęsknoty...
- Dziś wieczorem chciałabym udawać, że nie ma żadnej książki, żadnych pytań.
Wiedział, że mógłby wywrzeć na nią presję. Czuł. że akurat w tym momencie, w tym
nastroju wyznałaby mu wszystko. Gdyby tylko nacisnął właściwy guzik, odpowiedzi
popłynęłyby same. Powinien tak zrobić. Otoczył ją ramieniem i razem patrzyli w ogień.
- W domu mieliśmy wielki, kamienny kominek. Mama mawiała, że można by na
nim upiec wołu.
- Byłeś szczęśliwy? - W jego objęciach czuła się zadziwiająco dobrze. Spokojnie i
tak... zwyczajnie.
- Tak. Nie zachwycało mnie, że o świcie muszę doić krowy, ale byłem szczęśliwy.
Mieliśmy strumień i ogromny dąb. Siadywałem pod nim, wsłuchiwałem się w szum wody i
czytałem książki. Dzięki nim podróżowałem po całym świecie.
- I postanowiłeś zostać pisarzem.
- Postanowiłem samotnie szerzyć prawdę. Pewnie dlatego na początku wybrałem
dziennikarstwo. Wszedłem w nie z Pierwszą Poprawką do Konstytucji w głowie. -
Zaśmiał się sam z siebie, nie wiedząc jeszcze, że nauczył się tego od niej. - Odkryłem,
że aby coś osiągnąć, często trzeba unurzać się w błocie.
- Prawda... Chyba jest dla ciebie bardzo ważna. - Bez niej reszta to tylko
dekoracja, wykręty. Tak, w tym jestem dobra, pomyślała Abby.
- Dlaczego więc zająłeś się biografiami?
- Bo badanie czyjegoś życia jest fascynujące. Masz jakąś z początku zupełnie ci
obcą osobę, stopniowo poznajesz ją bliżej, analizujesz potknięcia i błędy.
- Czasami błędy bywają prywatne.
- Właśnie dlatego nigdy nie opublikowałem żadnej biografii bez autoryzacji.
- A jeśli któregoś dnia ktoś napisze twoją? Chyba go to rozbawiło. Usłyszała koło
ucha jego ciche parsknięcie. Nie miał pojęcia, że mówiła poważnie.
- Może sam bym to zrobił, ale tak bez owijanie w bawełnę.
- Zrobiłeś kiedyś w życiu coś, czego się wstydzisz?
23
Nie musiał się długo zastanawiać. Każdy mężczyzna po trzydziestce ma coś na
sumieniu.
- Zdarzyło się.
- I napisałbyś o tym? Nie przejmowałbyś się, co inni o tobie pomyślą?
- Z prawdą nie można się targować, Abby. - Przypomniał sobie, co opowiedziała
mu o poczęciu Chrisa, i dodał: - Czasami, kiedy jest dla kogoś bardzo ważna, możesz
udawać, że nic nie słyszałeś.
Patrząc w ogień, Abby długo się nad tym zastanawiała.
Dylan chciał wcześnie zacząć pracę, więc zszedł na dół, zanim chłopcy skończyli
śniadanie. Głównym tematem ich rozmowy, jak można się domyślić, było nowo
narodzone zrebię. Ben z Chrisem zastanawiali się, czy przypadkiem Gladys nie spłata im
figla i nie urodzi, kiedy będą w szkole. Uważali się już za doświadczonych i gotowi byli
odegrać rolę akuszerów. Aby udowodnić swe osiągnięcia, każdy z nich zabierał do szkoły
polaroidowe zdjęcie nowej obywatelki.
- Dziś w szkole na lunch będą hamburgery - przypomniał sobie Ben, spoglądając
z nadzieją na matkę.
- Podaj mi torebkę. - Abby odstawiła do szafki słoik z masłem orzechowym.
- Ja też? - spytał Chris.
- Dobrze. - Otworzyła torebkę i wyrzuciła jej zawartość na stół. Oprócz portfela
wypadła też plastikowa torebka z gumowymi rękawiczkami. - Macie, ale nie zgubcie.
- Nie ma obawy. - Chris natychmiast schował pieniądze do kieszeni dżinsów. -
Mamo, ja wiem, skąd wychodzą dzieci.
- Yhm. - Abby spokojnie nalewała kawę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •