[ Pobierz całość w formacie PDF ]
próbując odgadnąć, czy zamknięta w nim istota jest dużym owadem czy małym ptaszkiem.
Nie znała bowiem tego zwierzęcia, które najprawdopodobniej dawno temu zniknęło ze świata
żywych.
- Co to jest?
- Kto to może wiedzieć? - potrząsnął głową Hylle. - Kiedyś żyło, a teraz od czasu do
czasu znalezć je można zatopione w bursztynie. Zawsze to jest niezwykłe.
- Siostro, co tam znalazłaś? - zainteresowała się Annet. - Ach, to doprawdy coś
wspaniałego! Ale& nikt nie może tego nosić&
- Masz rację, Pani - uśmiechnął się Hylle. - To tylko ścienny ornament.
- Wez to - Ysmay wyciągnęła ku niemu dłoń. - Jest zbyt drogocenny, aby ryzykować
czyjąś nieostrożność.
- Jest drogocenny, ale są inne, podobne doń. Pani, czy zamieniłabyś swój amulet na
ten? - spytał, wskazując trzymany przez Ysmay bursztyn. Ale chwila słabości już minęła.
- Nie - odparła zdecydowanie Ysmay.
- Masz słuszność Pani - skinął głową. - Takie amulety jak ten mają dużą moc.
- Jaki amulet, siostro? - zainteresowała się Annet. - Czy masz jakiś wartościowy
amulet?
- Talizman Gunnory, który był własnością mojej matki. - Ysmay z niechęcią otwarła
dłoń i pokazała jej wisiorek.
- Bursztyn! I to Gunnory! Ależ nie jesteś mężatką, aby mieć prawo do ochrony
dawanej przez Gunnorę! - piękna twarz Annet ukazała przez chwilę prawdziwą naturę tej
kobiety: nie była przyjazna ani obojętna, była wroga.
- Był własnością matki, a teraz jest mój - Ysmay zdecydowanym ruchem wsunęła go
w poprzednie miejsce, poczym zwróciła się do Hylla:
- Za uprzejmość i pokazanie mi tego klejnotu serdecznie dziękuję, Panie.
Hylle skłonił się tak, jakby Ysmay była ulubioną córką Najwyższego Lorda.
Opuszczając kram, Ysmay utwierdzała się w przekonaniu, że Annet zacznie teraz nalegać,
aby odebrać jej ostatnią cenną rzecz, jaką posiadała.
* * *
Po powrocie do namiotu Annet nie poruszyła sprawy amuletu. Zachwycała się
bransoletką z surowego bursztynu. Miodowego koloru bursztyn doskonale kontrastował z
brązem miedzianej zapinki. Fakt, że otrzymała ją za srebrny pierścień, uważała za osobisty
sukces. Ysmay miała nadzieję, że Annet jest w pełni zadowolona.
Mimo to przy wieczornym posiłku była czujna i gotowa na wszystko. Po
obowiązkowych zachwytach nad nową ozdobą Annet, Ysmay oczekiwała, że ta rozpocznie
rozmowę o amulecie. Tę część rozmowy przerwał Gyrerd zwracając się do Ysmay:
- Możliwe, że możemy mieć więcej szczęścia z Hyllem i zdobyć sporo bursztynu -
zaczął.
- Kopalnia! - przerwała mu Annet. - Mój Panie, czy on zna sposób, aby ją ponownie
uruchomić?!
- Ma taką nadzieję.
- Szczęśliwy, po trzykroć szczęśliwy dzień! Szczęśliwy przypadek, który nas
przywiódł do jego kramu!
- Może szczęśliwy, może nie - ostudził ją Gyrerd. - Jeśli nawet kopalnia zostanie
uruchomiona, to i tak nie należy do Zamku.
- Jak to? - rysy Annet wyostrzyły się gniewnie.
- Jest własnością Ysmay& jej posagiem&
- Co za dureń& - pisnęła Annet.
Pierwszy raz Ysmay była świadkiem, kiedy Gyrerd zdenerwował się na swoją żonę.
- To postanowienie mojej matki, która z woli mego ojca była właścicielką kopalni.
Istniała wtedy jeszcze nadzieja na jej ponowne uruchomienie i życzeniem ojca było
zabezpieczenie majątkowe matki, za której posag odbudowano północną wieżę - stwierdził
ostro.
- Ależ gród zubożał przez wojnę i pieniądze są potrzebne dla dobra nas wszystkich -
starała się argumentować Annet.
- Prawda to, ale może istnieje sposób, abyśmy wszyscy byli usatysfakcjonowani.
Rozmawiałem z tym człowiekiem. Nie jest zwykłym kupcem nie tylko z uwagi na swój
majątek, ale również dlatego, że jest w Quayth Lordem i to nie gorszej krwi od naszej. Z
jakichś nie znanych mi powodów zainteresował się Ysmay. Jeśli oddamy mu ją, w zamian
zobowiązał się dostarczyć nam połowę tego, co wydobędzie z kopalni. Widzisz? - zwrócił się
teraz do Ysmay. - Możesz mieć pana o większym bogactwie niż wszyscy okoliczni sąsiedzi
razem wzięci, zamek, w którym będziesz nosiła klucze i perspektywę żyda prawdziwej damy.
Jest to szansa, jakiej możesz powtórnie nie spotkać w życiu.
Przyznała, że brat ma rację, ale co wiedziała o Hyllu poza tym, że przyciągał jej myśli
jak nikt dotąd? Co wiedziała o jego północnych włościach? Z drugiej zaś strony miała
pewność, że jeśli nie zgodzi się na niewiadome, Annet zrobi wszystko co w jej mocy, aby
zatruć jej życie, a i Gyrerd nie będzie zadowolony z decyzji siostry. Wyboru więc nie miała.
Quayth niekoniecznie mógł być gorszy od Uppsdale. Większość małżeństw zawierano w ten
właśnie sposób - między obcymi. Niewiele dziewczyn znało tych, z którymi szły do łoża w
noc poślubną.
- Zgodzę się, jeśli sprawy tak się mają - rzekła wolno.
- Droga siostro! - Annet była uosobieniem szczęścia.
- Cóż za radość! Będziesz miała lepsze wesele od tej lalki z Marchpoint. Mój Panie,
daję ci wolną rękę w wyborze, ale bacz, aby twa siostra szła do ślubu tak, jak przystało osobie
z wysokiego rodu!
- Najpierw będą zaręczyny! - ostudził ją nieco Gyrerd. I w jego głosie brzmiała radość.
- Ach, siostro, przyniosłaś lepsze dni dla Uppsdale!
Ysmay wątpiła w to. Może zbyt szybko dała słowo, a teraz nie miała już odwrotu.
III
Wszystkie lampy w wielkiej sali płonęły jasnym ogniem. Gyrerd nie oszczędzał na
weselnym przyjęciu swej siostry. Przy suto zastawionych stołach bawiono się hucznie.
Ysmay z wdzięcznością podporządkowała się zwyczajowi nakazującemu milczącą
obecność panny młodej przy stole. Hylle dbał o nią, jak przystało świeżo upieczonemu
małżonkowi, lecz i tak Ysmay ledwie skubnęła z podsuwanych jej przysmaków. Przed chwilą
dała słowo małżeńskiej wierności, a teraz jedynym jej pragnieniem było uciec z tej sali i od
tego mężczyzny. Jakże była głupia. Czy naprawdę musiała poświęcić wszystko, by uwolnić
się od drobnych złośliwości Annet& A Gyrerd? Tak upierał się przy zamiarze otwarcia starej
kopalni, że jego złość nie miałaby granic, gdyby nie spełniła jego woli. To co zrobiła, było
normalną sprawą. Kobiety często wychodziły za mąż dla wzbogacenia swej rodziny, a w
dodatku ten, którego zaślubiła, dawał jej władzę nad grodem.
Hylle przybył z małym orszakiem dworzan i zbrojnych, którzy, jak oświadczył, od
niedawna mu służyli, gdyż jego ludzie niezbyt dobrze znali się na broni. Obiecał, że rankiem,
zanim oddech Lodowego Smoka zmrozi ziemię, jego robotnicy spróbują otworzyć wejście do
kopalni.
Ysmay nie spojrzała nań od chwili, gdy związano im dłonie przed niszą domowego
ducha. Wiedziała, że robi wspaniałe wrażenie w szacie barwy złotego bursztynu, z rękawami i
kołnierzem ozdobionymi klejnotami. Jego prezenty czuła na sobie: bransolety, naszyjnik,
opaskę na włosy - wszystko to w różnych odcieniach i wszystko wykonane na kształt
kwiatów i liści.
Uczta była długa, lecz zbliżali się już ku jej końcowi. Gdyby od niej zależało, to
zatrzymałaby czas, aby nigdy nie nastąpił moment, w którym powstaną i wśród toastów pójdą
wraz z siedzącymi przy najwyższym stole do gościnnej komnaty.
Serce waliło jej jak oszalałe, wargi miała suche jak pieprz, a palce mokre od potu, lecz
duma nie pozwalała jej otrzeć ich o suknię. Duma musi teraz być jej pomocą, gdyż na nic
innego nie mogła już liczyć.
Dano sygnał i towarzystwo powstało. Przez chwilę Ysmay obawiała się, że jej drżące
nogi nie utrzymają ciężaru ciała, ale przezwyciężyła swoją niemoc. Nie oparła się na ramieniu
małżonka. Ani on, ani nikt z gości nie może domyślać się, jak bardzo się boi.
Ogarnął ją strach, gdy stanęli przed wielkim, zasłoniętym kotarami łożem. Aromat
świeżo rozduszonych przez ich stopy ziół, umieszczonych pod kobiercem, mieszał się z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]