[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wała z nosem w piasku i krzesłem na plecach. Za sobą
słyszała gromkie salwy śmiechu. Z krążkiem w dłoni
wstała powoli i zaczęła się otrzepywać.
- Rzuć do niego! - zachÄ™caÅ‚a jÄ… Stephie, pod­
skakując z przejęcia. - Rzucaj!
Otarła drżącą dłonią wilgotne czoło. Obserwował
ją. Z potarganymi włosami i lśniącą, opaloną skórą
wyglądał jak młody bóg. Krew zatetniła szybciej w jej
żyłach.
I wtedy uśmiechnął się nieśmiało, uroczo, błagalnie.
Prosił, by przyznała, że jego obecność ją cieszy.
Poczuła się lekko i radośnie.
- Złap, jeśli potrafisz! - krzyknęła. Specjalnie
rzuciła zbyt wysoko. Podskoczył i udało mu się
chwycić krążek. Jego oczy błyszczały, pełne męskiej
dumy. Teraz dysk pofrunÄ…Å‚ do Rennie, ale Dallas nie
zrezygnowała z dalszej zabawy.
W pewnym momencie oboje zaczęli się ścigać
w pogoni za krążkiem. Dallas już prawie miała go
w ręku, gdy Chance wziął ją w ramiona, uniósł do góry
i zaczął kręcić się w kółko. Krzyknęła, oszołomiona
zawrotnym tempem. Jej włosy wirowały, tworząc
wokół twarzy złoty obłok. Była wolna i beztroska jak
dziecko.
Powoli postawił ją na ziemi.
Dzieci ucichÅ‚y. DziewczÄ™ta wymieniaÅ‚y porozumie­
wawcze spojrzenia. Czerwony jak burak Patrick od­
wróciÅ‚ siÄ™ i zaczÄ…Å‚ palcem u nogi wiercić doÅ‚ek w pias­
ku.
- Słuchajcie, szkraby. - Chance podniósł dysk.
- Kto to złapie, dostanie dolara.
Rzucił bardzo daleko, a dzieci puściły się pędem
wzdłuż plaży. Napięcie opadło i wszyscy bawili się
dalej do utraty tchu.
- Jestem głodny - oznajmił nagle Patrick, celując
dyskiem w stół rozstawiony obok dżipa.
Pozostała trójka pobiegła do samochodu.
- Też bym coś zjadł - wyznał Chance.
- Chodzmy - szepnęła.
- Nie musisz mnie zapraszać.
Jego wesołe oczy spoważniały. Coś wisiało w powie-
trzu. Pozwoliła, by wziął ją za rękę. Szli razem wolnym
krokiem. Patnck przełykał kęs hamburgera i patrzył
na nich z zadowoleniem.
- Tak samo było z mamą i tatą. Czuję się, jakbym
znów miał rodzinę - oznajmił niespodziewanie.
Chance podniósł głowę. Jego wzrok, pełen ciepła
i czułości, przyprawił ją o zawrót głowy. Istotnie,
razem z nim stanowili rodzinę. Na dodatek pociągał ją
bardziej niż mężczyzni, których znała do tej pory.
- Dzieciaki, posprzÄ…tajcie i spakujcie nasze rzeczy
- zarządził, kiedy skończyli jeść.
- Ojej! - Patrick wykrzywił się z niezadowoleniem.
- Dopiero przyjechaliśmy i już musimy wracać?
- Nie teraz. Jeszcze pójdę na spacer z ciocią.
Dzieci zamilkły. Patrzyły na przemian to na Dallas,
to na Chance'a.
Stephie przytuliła Białego Konia. Jcnnie już miała
zacząć awanturę o to, że ostatnio tylko ona sprząta.
Rennie dyskretnie kopnęła siostrę, by ją uciszyć.
- Auuu!
- Z przyjemnoÅ›ciÄ… przygotujemy wszystko do wy­
jazdu - oświadczyła niewinnym głosikiem Rennie.
- Spacerujcie, ile chcecie - zachęcał Patrick.
- Proszę, nie mów nic nieprzyjemnego Chance'owi
- szepnęła Stephie do Dallas.
- Dzieci sÄ… po twojej stronie.
- Zwietnie! Zostałaś już tylko ty do zdobycia.
- Chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą. Serce waliło jej
jak młotem.
Właściwie nie szła, tylko płynęła, kiedy prowadził ją
wzdłuż plaży. W końcu znalezli się poza zasięgiem
wzroku dzieci i pozwoliła, by ją objął.
- Mnie też zdobyłeś - wyznała.
Przytulił ją gwałtownie i zaczął całować.
A potem znów podniósł do góry. Wirowała w jego
ramionach, a blask księżyca srebrzył jej włosy. Ze
śmiechem przewrócili się na mokry piasek. Nad nimi
wisiaÅ‚ granatowy baldachim nieba, przetykany migo­
czÄ…cymi gwiazdami. Ich ciaÅ‚a obmywaÅ‚y cicho szem­
rzÄ…ce fale.
Raptem śmiech zamarł na ich ustach. Christopher
zanurzył twarz w jej' wilgotnych włosach. Poczuła na
szyi jego oddech, który wywoÅ‚aÅ‚ w niej dreszcz pożąda­
nia.
- Tyle nocy nie przespałem, bo marzyłem o tym.
Jego szorstkie dłonie pieściły jej pierś. Głaskały
brodawkę, aż stała się sztywna i pobudzona. Potem
muskaÅ‚y jej zmysÅ‚owe, peÅ‚ne usta. W koÅ„cu je roz­
chyliÅ‚a i zaczęła ssać koniuszki jego palców prowoku­
jąco, lubieżnie, jakby chciała mu dać do zrozumienia,
że pragnie posiąść go całego.
Chwycił ją mocno za ramiona. Przylgnął do niej
całym ciałem. Jego dłonie i usta wzbudzały w niej
uczucia, których nie doznaÅ‚a nigdy przedtem. Poca­
łunki gorących warg niemal parzyły nawet przez
tkaninę kostiumu. Mamrotał coś niezrozumiale, ale
wcale go nie słuchała. Z zamkniętymi oczami poddała
się władzy swojego ciała. Nie pamiętała, gdzie jest. Nie
interesował jej czas, który mijał niepostrzeżenie.
Raptem przykryła ich wysoka, spieniona fala.
Uniósł więc ją do góry, bo woda zalewała ich twarze
i nie mogli oddychać. Roześmieli się i znów zaczął ją
całować.
- Nie możemy - szepnęła. Przesuwała palce po jego
wargach. - Dzieci czekajÄ….
- W takim razie pózniej...
- Kiedy je położymy spać.
Wziął ją w ramiona, wstał i wszedł do morza. Oboje
zanurzyli się w ciepłej wodzie. Mokre ciała przylgnęły
do siebie. Objęła go za szyję. Jej usta czekały na
pocałunki.
- Pózniej... - drażnił ją.
Zaczął biec do samochodu. Goniła go, śmiejąc się
beztrosko.
Zwiatło reflektorów padało na kraby, które szybko
zagrzebywaÅ‚y siÄ™ w piasek. Czasami niestety nie zdoÅ‚a­
ły uciec i chrzęściły pod kołami samochodu. Christo-
pher nie widział ani spłoszonych krabów, ani blasku
księżyca, odbijajÄ…cego siÄ™ w morzu. Nie czuÅ‚ wilgot­
nego, zimnego powiewu od zatoki, który chłodził
wnętrze dżipa. Czuł jedynie smukłe palce Dallas na
swoim udzie. Czuł jej zapach. Pamiętał smak.
Z radia płynęła muzyka rockowa, a jego serce biło
w równie szaleńczym rytmie.
Złocista plaża ciągnęła się w nieskończoność, jak
ocean, jak ciemnoÅ›ci nocy. ChwyciÅ‚ mocniej kierow­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ftb-team.pev.pl
  •