[ Pobierz całość w formacie PDF ]
letni plan?
R
L
T
Sally ceniła szczerość. Powinien był jej wprost powiedzieć: przykro mi, kochanie,
muszę trzymać się swoich planów, które niestety nie pozwalają mi na miłość. Ale wtedy
zepsułby cudowny wieczór.
Grzech przemilczenia bywa najgrozniejszy. Tak twierdziła Hattie. Tak bardzo za-
leżało mu na jeszcze jednej nocy wspaniałego seksu z Sally, że nie zdradził jej jednego
ważnego szczegółu o sobie: że uczucia ma zamrożone na pięć lat.
Właściwie powinien był jej to wyznać, zanim zaciągnął ją do łóżka. Zignorował
swoje wcześniejsze postanowienie, aby trzymać się od Sally na dystans, a przecież od
początku wiedział, że jest ona niewinną dziewczyną z prowincji, która wierzy w miłość
aż po grób.
Cholera, niczym nie różni się od drania, który usiłował ją zgwałcić. Co miał na
swoje usprawiedliwienie? %7łe zaślepiała go radość, bo Sally uratowała jego firmę przed
bankructwem? %7łe znajdował się w stanie euforii? %7łe pragnął się Sally odwdzięczyć?
Dobre sobie.
Wczorajsze emocje nie zwalniały go od obowiązku myślenia. Powinien był pamię-
tać o tym, że nie zdoła ofiarować Sally tego, co jej się należy i na co zasługuje.
Szczerość. Dlaczego nie potrafił być szczery? Sally zwierzyła mu się, uznając go
za godnego zaufania. Biedaczka. Zaufała tchórzowi, który nie umiał się przyznać, że w
jego życiu nie ma miejsca na miłość. Czy teraz znajdzie dość siły, aby z niej zrezygno-
wać?
Wzdychając ciężko, popatrzył na kieliszek, który ktoś mu wcisnął do ręki. No
trudno, nie ma wyboru. Musi postąpić uczciwie.
Podeszła Carissa i dała mu kuksańca w bok.
- Co, braciszku, nadal upierasz się przy swoim planie pięcioletnim?
- Oczywiście - syknął przez zęby.
- Biedna dziewczyna. - Potrząsnęła głową. - Pięć lat, czyli sześćdziesiąt miesięcy.
To kretyńskie.
Starał się zignorować ucisk w sercu. Bał się, że Carissa może mieć rację, ale nie
zamierzał zmieniać planów. Wczorajsze odkrycie - że Maria wynosi na zewnątrz tajem-
nice firmy - jedynie utwierdziło go w tym przekonaniu. Za pięć lat, jeśli wszystko dobrze
R
L
T
pójdzie, osiągnie sukces finansowy. Wtedy będzie mógł się zrelaksować i zacząć szukać
żony. Do tego czasu nie ma prawa angażować się w jakikolwiek związek.
Sally zasługuje na to, aby poznać prawdę.
ROZDZIAA TRZYNASTY
Ból gardła poczuła, kiedy obserwowała Logana na parkiecie z Dianą Devenish. W
drodze do domu zaczął się nasilać. Znów padało; deszcz walił w szyby auta, spływał uli-
cami. Była skonana, ale nic dziwnego: cały wieczór przetańczyła.
- Zmęczona? - spytał Logan, mijając tłum zmokniętych ludzi, którzy wyszli z noc-
nego klubu.
- Nie - skłamała.
Bolały ją wszystkie członki, a od pracujących wycieraczek pękała głowa. To nie
mógł być kac. Zajęta tańcem, prawie nie tknęła szampana.
Cokolwiek było przyczyną bólów, postanowiła je zignorować. Nie pozwoli, aby
zepsuły ten idealny wieczór.
Logan prowadził w milczeniu. Sally nie próbowała na siłę wszczynać rozmowy.
Siedziała z policzkiem przyciśniętym do miękkiego skórzanego fotela i spoglądała na
lśniące od deszczu chodniki.
Tak, to był idealny wieczór. Miała na sobie piękną złotą suknię, a obok siebie
przystojnego i troskliwego partnera. Carissa z Geoffem odnosili się do niej niezwykle
przyjaznie, w dodatku tańczyła z wieloma fantastycznymi facetami. Jakby tego było ma-
ło, to lekcje tańca, których udzielała Loganowi, przyniosły znakomite rezultaty.
Uśmiechając się z zadumą, potarła medalion. Chloe byłaby z niej dumna. Zresztą
nie tylko ona, również rodzice i bracia. Ponure widma przeszłości znikły. Narodziła się
nowa Sally.
Logan zatrzymał się przed jej domem. Poczuła przyjemny dreszczyk podniecenia.
Zaraz nastąpi idealne zakończenie idealnego wieczoru. Może Logan zostanie u niej do
samego rana? Jeszcze lepiej byłoby, gdyby mógł zostać na zawsze.
- Dziękuję...
R
L
T
Zgasił silnik, odpiął pas.
- To ja ci dziękuję, Sally. - Pochyliwszy się, opuszkiem palca pogładził ją po po-
liczku. - Tak wiele ci zawdzięczam.
Coś w jego sposobie bycia - dystans, uprzejmość - zaniepokoiły ją. Wczoraj śmiali
się, żartowali, namiętnie się kochali. Więc skąd ta zmiana? Przecież są sami. Dlaczego
Logan jej nie obejmie?
Przez cały wieczór pożerał ją wzrokiem. Ilekroć brał ją za rękę, czuła bijący od
niego żar. Teraz natomiast czuła, jak się od niej oddala.
Nerwowo zastanawiała się, co powiedzieć.
- Od dziś mogę się chwalić, że tańczyłam z mężczyzną, który tańczył z Dianą
Devenish.
Zaśmiał się pod nosem.
- Jestem z ciebie dumna, Logan.
- To wszystko twoja zasługa, Sally.
Potrząsnęła głową.
- Byłeś bardzo dzielny. Carissa wspomniała, że w dzieciństwie miewałeś straszną
tremę.
- Carissa ma za długi język. - Westchnął ciężko.
- Wstąpisz na kawę?
- Chętnie.
Uff. Przynajmniej nie próbował uciec. Może niepotrzebnie się martwiła.
- Zawsze wożę parasol. - Zerknął na tylne siedzenie. - O, jest. Poczekaj moment.
Szkoda by było, żeby ta piękna suknia zmokła.
Obszedł auto i otworzył drzwi od strony Sally, próbując osłonić ją przed zacinają-
cym deszczem. Sally jedną ręką uniosła dół sukni, w drugą wzięła złote sandałki i cho-
wając się pod parasolem, ruszyła boso do domu.
Zdyszana, przez chwilę szukała w torebce klucza. Logan tymczasem złożył parasol
i postawił go w rogu na werandzie. Weszli do środka. Sally zapaliła światło w holu i od-
wróciła się, pewna, że teraz Logan zgarnie ją w ramiona. On tymczasem stał sztywno
R
L
T
wyprostowany. Ręce miał zaciśnięte, zęby też. Wykonał głową nieznaczny ruch, jakby
ostrzegał Sally przed tym, co ma nastąpić. Strach przeszył ją niczym kula z pistoletu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]