[ Pobierz całość w formacie PDF ]
konduktorowi w kolejce czy milicjantowi na stacji. Razem -:-stanowili mściwą pięść, która w każdej chwili
mogła stać się zagrożeniem dla każdego, kto popadł u nich w niełaskę. Dodatkową atrakcją była konspiracja:
skrytość działania.
To uniesienie zaciemniało wizje przyszłości, która zwabiła ich w pułapkę. Coraz rzadziej mówiło się o
rejsie przez oceany w- poszukiwaniu bezludnej rajskiej wyspy. Jakie mogła mieć znaczenie ta wyimagino-
wana kraina, skoro tu, na miejscu, usypali sobie niewidzialną, ale realnie istniejącą samotną wyspę, na której
osiedli, rządzili się jak chcieli i panowali nad otaczającym ich ludzkim morzeni. Kto wic, czy w ogóle już
teraz chcieliby podjąć trud wymyślonej podróży? Czyż nic bardziej odpowiadała im i ich ograniczonej wie-
dzy o świecie i życiu sytuacja, którą stworzyli?
Wśród rówieśników zajęli pozycję obronną, lecz nienaruszalną. Sporo młodzieży domyślało się, co
jest grane". Bierna i nijaka- podziwiała śmiałków. Z hipisami kłopotów nie było, minęły czasy ich królo-
wania i aktywności w Topolewie i okolicach.
Zaś obecność Marka w gangu pomogła chłopakom ułożyć stosunki z gitami". Zresztą git-ludzie" w
kradzieże na ogół się nie bawią, ich domeną jest przeważnie bezinteresowna rozróba.
Więc mijali się spokojnie na uliczkach Topolewa i na leśnych ścieżkach, wydając z siebie nieartyku-
łowane mruknięcia. Czasami nawet gitowcy ostrzegali, że na stacji kręcą się gliniarze i nie należy się tam
pokazywać.
Niebezpieczeństwo nie zagrażało więc od zewnątrz. Przyszło od wewnątrz, uległo się między nimi sa-
mymi, w bandzie. Naiwność, brak wyobrazni, zaślepienie łatwym sukcesem spowodowały, że przestali my-
śleć nie tylko o wyprawie jachtem dookoła świata, ale w ogóle o przyszłości, o dniach, które nastąpią. Uroili
sobie, że to lekkie życic już takie pozostanie. %7łe ułożona miedzy nimi gra to na zawsze. Albo przynajm-
niej na tak długo, że niewyobrażalnie odległy jest dzień, kiedy skończy się hulanka.
Ten dzień jednak nadchodził. Skradał się podstępnie i wytrwale.
Zaczęło się od niewielkich, ale znaczących konfliktów. Wydało się, że Krzysiek-Kolumb przechwalał
się wobec swojej dziewczyny Hanki, jaki to z niego bohater. Sława gangu jako anonimowa nic zadowalała
go. I cóż komu po takiej sławie, jeżeli nie można obnosić się z nią w obliczu ukochanej? Ponieważ rodzice
obojga zakochanych słyszeć nawet nic chcieli o jakimś tam małżeństwie, Krzysiek oświadczył, że niedługo
już będą mogli razem wyjechać za granicę, a tani nikomu nic do ich spraw. Panna przestała w ogóle uczęsz-
czać do szkoły bp nie warto a koleżankom opowiadała na lewo i na prawo, jakie ją czeka szczęście.
Było to ze strony Kolumba wykroczenie przeciwko zasadom, obowiązującym w paczce. Tak bowiem,
jak nie było w paczce dziewczyn, tak też karalne było dzielenie się z kimkolwiek, a przede wszystkim z ba-
bami, tajemnicą gangu.
Kajtek-Kufel popełnił inne, lecz równie ciężkie przewinienie. Rączki miał lepkie od małego i nie od-
różniał cudzej własności od swojej. Przykleił się więc do niego niemiecki pentacon", bo lubił fotografować.
Tłumaczył się, że aparat tylko pożyczył sobie". Poza tym nie mógł zrozumieć, jaka jest różnica pomiędzy
jego czynem i tym, co robią oni wszyscy razem.
Sąd nad winowajcami odbył się na Górce Czarownicy. Rysiek wygłosił mowę oskarżycielską i zasta-
nawiał się właśnie nad wyrokiem, gdy niepostrzeżenie Marek wykonał nieznaczny ruch ręką. Mietek-Prawus
i osiłek Janusz, zwany Kamieniem, rzucili się na podsądnych jak lawina. Bili twardo, bez litości, jak maszy-
ny.
Co wy?! Przestańcie, no, już! wołał ? Rysiek, ale oni nie zwracali na niego żadnej uwagi.
Za co? Za co? chrypial Krzysiek, usiłując rękawem koszuli zatamować krew, chlustającą mu z
nosa.
Kajtek chlipał, trzymając się za brzuch.
Za to, że z was frajerzy krzyknął Marek-Cygan i wszyscy obrócili się w jego stronę. Usta wy-
krzywiał mu okrutny uśmiech.
Dlaczego frajerzy? zdziwił się Janek-Aamaga. Frajera robi się w konia...
Cygan zaśmiał się szyderczo:
Jak trafisz do gara, to się dowiesz. Tam frajer znaczy co innego, niż w cywilu. Frajer, to taki, co ma
krzywość. To znaczy nie jest w porządku wobec ludzi, z którymi razem garuje. Za dużo miele ozorem, do-
nosi klawiszom, kapuje, albo podkrada kumplom to i owo. No i daje się bić. Jak ktoś zostanie frajerem, albo
cwelem, takim, co to -tu zrobił ramieniem ruch obrazujący gwałt no, rozumiesz... to już do końca życia
z tego się nie wyłabuda.
A ty, Cygan pisnął zaczepnie Waldek-Mały. Kim byłeś w ciupie?
Ja? wypiął dumnie pierś Cygan. Charakterniakiem. Takim, co rządzi, rozumiesz?
Rozumieli dobrze, a najlepiej z nich wszystkich zrozumiał Rysiek Kabat. Nie będzie już teraz jednego
szefa w gangu. Będzie dwóch wodzów. Cygan zdążył przeciągnąć na swoją stronę Janusza i Mietka. Teraz
to już są jego ludzie, jego obstawa.
Ten incydent wiele zmienił w bandzie. Była to nic tylko zmiana układu sił, ale prawic rozłam, chociaż
chodzili jeszcze wciąż razem na swoje łupieżcze wyprawy. Zaczęła zawodzić dyscyplina. Rysiek nie mógł
czasami wyegzekwować posłuchu dla swoich rozkazów. Udawało mu się to tylko wówczas, gdy nic sprze-
ciwił się Cygan.
U Niedzińskich wzięli rodzinne stołowe srebra. Był to ich sto dziesiąty skok nie przeczuwali jesz-
cze, że ostatni. Paczka była ciężka i nieporęcznie było im z nią uciekać. Wtedy to właśnie w ciemności roz-
błysło nagle światełko. Profesor Firlejowa mimo podeszłego wieku słuch miała jeszcze nadal znakomity.
Dosłyszała brzęk tłuczonej po drugiej stronie ulicy szyby, a że na odwadze jej nie zbywało, wyszła przed
swój domek, uzbrojona w latarkę i grubą lachę. Byli jednak od niej szybsi i tylko Rysiek pojawił się przy-
padkiem w jej polu widzenia.
Incydent ten stał się jednak poważną przeszkodą w dalszym kontynuowaniu akcji. Postanowili na jakiś
czas działalność zawiesić, a Rysiek miał przeczekać w ukryciu, aż uspokoi się zamieszanie.
Zebrali się na naradę w Sezamie". Tam było bezpieczniej.
No i co robimy dalej? rzucił ktoś pytanie. Rysiek milczał, zbierał myśli, a Marek-Cygan mruknął
wyzywająco:
Może nasz Marzyciel coś nam wymarzy...
Odwal się warknął Rysiek.
A ty nie podskakuj odciął się Cygan. Spieprzyłeś robotę. %7ładen szef nie wyrywa pierwszy,
bokiem chadza, albo ostatni. Albo w ogóle na melinie siedzi i czeka.
Znudziła mi się już la zabawa wtrącił się Tadek. Najmniej ze wszystkich czul respekt przed sze-
fami, co dowodziło, że mocna sytuacja finansowa przydaje człowiekowi pewności siebie. Zdaję za
tydzień do samochodówki, jak zdam, stary obiecał mi motor. Biorę moją dolę i spływam.
Jak to, spływasz? Co ty gadasz? obruszył się Rysiek.
Tadek spojrzał z ukosa na Cygana. Rysiek pojął, co się święci. Więc tak obmyślił sobie Cygan zakoń-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]